"Wiara nie polega tylko na rzucaniu na tacę"
Bandaż, strzykawka, plaster czy wata jest tam na wagę złota. W kraju, w którym ludzie biedni nie mogą pozwolić sobie na płatną opiekę lekarską lub chociażby na wizytę u miejscowego szamana życie wygląda zupełnie inaczej niż u nas. Tam ludzie nie martwią się, jakie zakupy trzeba zrobić na święta, jak przystroić koszyczek czy jaki prezent przygotować dla dzieci. I właśnie o ludziach stamtąd pamiętają jastrzębianie, którzy niosą im pomoc.
Afryka. Pojęcie, które najczęściej kojarzy się z egzotycznym lądem odwiedzanym w czasie wakacji albo biedą. Każdy żałuje tamtejszych mieszkańców i nic. Czy można samemu w pojedynkę ulżyć ich doli? Cóż można zrobić?Jednak są ludzie, którzy nie poprzestają na pytaniach a zabierają się do działania. Żyją tutaj miedzy nami w Jastrzębiu. Uważają, że mogą, a nawet muszą dzielić się z innymi. To wokół grupy teatralnej Cordis skupili się ludzie dobrej woli.
Czego potrzeba jest Afryce oprócz dobrego słowa i pożałowania, że ludzie tam żyjący mają trudny los?
Fundacja Pomocy Humanitarnej "Redemptoris Missio" z Poznania wskazuje na to, że brakuje tam wszystkiego. Od przyborów szkolnych po opatrunki medyczne, które tam są na wagę złota. Działacze społeczni ogłosili na terenie całego kraju zbiórkę i spotkali się z pozytywnym odzewem, również w Jastrzębiu.
- Kiedyś zbieraliśmy ołówki dla dzieci z Afryki. Mieszkańcy Jastrzębia bardzo chętnie dzielili się z nami. Dla wielu z nas kupienie jednego ołówka nie jest jakimś większym wysiłkiem finansowym, dla nich zdobycie go to marzenie. Często nieosiągalne marzenie - mówi Tomasz Tuszyński, młody człowiek z parafii Najświętszej Marii Panny – Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej, koordynator grupy teatralnej Cordis.
Teraz Tomasz wraz z przyjaciółmi, także z innych parafii, zaangażował się w akcję „Opatrunek na Ratunek”.
- Nie sposób jest mówić o miłości i tylko rzucać na tace w kościele, chociaż to też jest pomocne. Ale kiedy ludzie muszą sie bardziej zaangażować poszukać kredek, ołówków, czy zastanowić się, jakie bandaże lub strzykawki kupić, to wówczas ma głębszy sens. Wtedy musimy pomyśleć, co jest potrzebne, a nie tylko zaglądać do portfela z pytaniem, ile muszę dać na składkę, ile zostawić na chleb. A taka konkretna pomoc daje moim zdaniem większa satysfakcję. Sam kupiłem sporo środków w aptece i miałem frajdę wybierać różne rzeczy. Podobną pomoc ofiarowało wiele osób. W sumie grupa teatralna Cordis zebrała ponad 2 tys. sztuk opatrunków medycznych - mówi Tomek.
Wszystkie zebrane w kraju materiały medyczne zostaną przetransportowane samolotem wojskowym do najbiedniejszych krajów afrykańskich, gdzie pracują misjonarze. Oni nie potrzebują świąt, aby praktycznie dawać wyraz swojej wierze i miłości do drugiego człowiek. Dla nich Wielkanoc to nie żółte kurczaczki i malowane pisanki.
W Afryce potrzeba wszystkiego. Każdy opatrunek medyczny jest tam na wagę złota. Do misyjnych przychodni i szpitali przychodzą najczęściej ludzie najubożsi i najbardziej chorzy. Ci, których nie stać na leczenie w państwowych szpitalach oraz na wizytę u miejscowego szamana. W tropikalnym klimacie rany gorzej się goją.
Co jest najbardziej potrzebne?
- Brakuje wszystkiego. Każdy bandaż czy plaster jest na wagę złota. Bywa, że nawet płótno, którymi są obszyte paczki jest wykorzystywane na bandaże. Strzykawki, igły, wata, to tam w Afryce prawdziwe skarby – wyjaśniają w Fundacji Pomocy Humanitarnej "Redemptoris Missio".
Tomek Tuszyński opowiedział o udziale w akcji „Opatrunek na Ratunek” tuż przed Świętami Wielkanocnymi, w czasie Wielkiego Tygodnia. Zwrócił uwagę, że miłość do Boga przejawia się w stosunku do drugiego człowieka, niesienia mu pomocy, kiedy jej potrzebuje. Czy święcąc koszyczki z malowanymi pisankami i siedząc przy obfitych stołach pamiętamy, że gdzieś tam cierpią ludzie i staramy się im, w miarę możliwości pomóc? Jak wygląda nasza wiara w praktyce? W jaki sposób się przejawia? To pytania, na które warto poszukać odpowiedzi w czasie Wielkiego Tygodnia.
Komentarze
10 komentarzy
Kiery mo to nich do ja ino mam siodym sobut w tym misioncu winc nie dom bo mom mao.
znam takich którzy mówią, a kto da na moje dzieci. Są to ludzie, którzy mają na jedzenie, wiecej niż podstawowe potrzeby i chcoby mieli więćej nie dadzą na nikogo, nie pomogą. Uważają ze ludzie w afryce powinni sami sobie radzić, i nic ich to nie obchodzi. A najgorsze ze tak wychowują swoje dzieci i uczą ich egoizmu. A tu młodzi z teatru Cordis, dali nam dobry przykald, dziękujemy im!
Znam wiele osób, które zaadoptowały dziecko z Afryki. Jest to tzw adopcja serca lub adopcja na odległość, która polega na tym, że przez jakiś czas opiekuję się wyznaczonym dzieckiem. Nie ma mowy o matactwie, bo pieniądze są przesyłane bezpośrednio do misji przez konto Sióstr Boromeuszek, które się tam, w Zambii opiekują sierotami. Odsyłam na stronę \"adopcja serca.pl\"
Wreszcie jakis pozytywny news z Jastrzebia
Nie dawajmy na tacę dla pasożytów, tylko na konkretne cele - humanitarne. Taki jak ten opisany tutaj.
Właśnie na rzucaniu na tacę i dawaniu koperty na kolędzie polega wiara. Do tego ogranicza się wiara zarówno większości księży, jak i tzw. katolików. Msza, a po mszy zakupy i obgadywanie wszystkich sąsiadów.
Brawo Tomek i ekipa
Świetna inicjatywa. Brawo młodzi!
Ileż złych emocji, zawisci budzi u niektórych jastrzebskich ksenofobów pomaganie ludziom z Azji czy Afryki Ale dobrze, że niektórzy to robią, dobrze, że w naszym fundamentalnym społeczeństwie nie zatracili człowieczeństwa
\"Wiara bez uczynków - martwa jest\" mówi Św. Paweł. W Parafii NSPJ w Zdroju nasza radna Bernadeta wraz z grupą misyjna od lat organizuje akcję \"Baranek dla Zambii\". Całą kwotę przekazują dla zaprzyjaźnionej misji w Zambii, gdzie jest prawdziwa bieda. Nasze dzieciaki uczą się dzielić z uboższymi a dzieciom z Zambii chociaż trochę polepszy się ich dolę. Oby więcej takich akcji i takich ludzi.