Otwarcie „Jubilatki” na Oborze
W zaciszu przyrody lubili imprezować weselni i zagraniczni goście, delegacje zakładów pracy oraz zwykli mieszkańcy, których latem przyciągało tu zoo i plac zabaw, a zimą tor saneczkowy i skocznia narciarska. Dla tych, którzy pokonali górkę w Oborze, nagrodą był obiad z dziczyzną w restauracji, albo biesiadowanie na łonie natury.
Wtorkowe wesela
Dla uczczenia jubileuszu 50-lecia spółdzielczości, 1 maja 1959 roku w dzielnicy Obora PSS Społem otwarło Restaurację „Jubilatka”. Zaproszono władze miasta, spółdzielców i przedstawicieli najważniejszych placówek w mieście. Franciszek Jasny uwieczniał to wydarzenie na zdjęciach, a jego brat Wiktor (działacz Związku Polaków w Niemczech) rejestrował wszystko kamerą. – Pamiętam ten dzień, bo kolejki do baru były kilometrowe, a ludzie czekali godzinami na zamówione dania. Wszyscy raciborzanie chcieli zobaczyć jeden z najnowocześniejszych lokali w okolicy – wspomina Elfryda Chwastek, która pracowała tam jako bufetowa.
Jak na czasy PRL-u „Jubilatka” była zrobiona z rozmachem. Nad wejściem do budynku architekt miejski Aleksander Czeski namalował wizerunek Diany, bogini roślin i zwierząt, z sarenką. Sala z parkietem mieściła 110 osób, była przeszklona z dwóch stron oknami, które wychodziły na las i tarasy. Ustawiono tam stoliki z parasolami dla kolejnych 76 klientów. Bar wykonano z drewna, a nad nim umieszczono podwieszany sufit z zamontowanym w środku oświetleniem, co było bardzo nowatorskie. Piętro przeznaczono na pomieszczenia gospodarcze i pokoje dla personelu. – Do Obory nie było dobrego połączenia. W jedną stronę dojeżdżaliśmy autobusami, ale w nocy nie można było się stamtąd wydostać. Dostaliśmy więc pokoje, w których nocowaliśmy gdy w restauracji były do późna imprezy – tłumaczy pani Elfryda.
Pokoiki na górze wynajmowano przez pewien czas uczennicom szkoły zawodowej mieszczącej się w Raciborzu przy ul. Fornalskiej (dziś ul. Wileńska). Dziewczęta, które uczyły się w klasach o specjalizacji technolog żywienia, w „Jubilatce” miały praktyki. Zajmowali się nimi starsi koledzy, którzy znaleźli się w pierwszym składzie załogi lokalu: kierownik Józef Hercog, szef kuchni Marian Frączak, bufetowa Elfryda Chwastek oraz kelnerzy Zofia Ciężak i Horst Hajduk.
W kwietniu 1970 roku pracę w „Jubilatce” rozpoczął Stanisław Niedziela. Szefem kuchni po Marianie Frączaku był wtedy Zygfryd Mikieta. – Po pół roku zaproponowano mi kierowanie kuchnią, bo pan Zygfryd odchodził na emeryturę – opowiada pan Stanisław. – Specjalizowaliśmy się w śląskich daniach. Dużą popularnością cieszyły się golonki, rolady i kotlety schabowe – dodaje. Lokal słynął z organizowanych tu codziennie oprócz piątków dancingów (wejście na zabawę kosztowało 10 zł), hucznych wesel (na dużej sali mogło się bawić 140 osób) oraz przyjęć organizowanych w sali bankietowej. – W poniedziałki restauracja była nieczynna, bo przygotowywaliśmy salę na wesela, które odbywały się u nas we wtorki. Bankietową, przeznaczoną na 20 osób, często wynajmowały raciborskie firmy: Rafako, ZEW, Pollena, które gościły tu zagraniczne delegacje – wspomina pan Stanisław. W połowie lat 70. w piwnicach budynku otwarto pijalnię piwa.
Biesiadowanie na polanie
Restauracja w Oborze, ze względu na swoje położenie, przyciągała całe wielopokoleniowe rodziny. Latem kusił plac zabaw i dwa tarasy. Zimą – tor saneczkowy i skocznia narciarska. Oprócz atrakcji w postaci stolików na świeżym powietrzu w otoczeniu pięknej przyrody, restauracja słynęła z dobrej kuchni. – Okoliczni gospodarze sprzedawali nam bezpośrednio swoje produkty: jajka, owoce i warzywa. Każde danie było przygotowywane na zamówienie, więc wszystko było świeże i smaczne – opowiada pani Chwastek, a Stanisław Niedziela dodaje: – W sezonie ściągaliśmy kelnerów z innych lokali, bo szczególnie w weekendy odwiedzały nas tłumy raciborzan. Żeby odciążyć kuchnię, postawiliśmy wokół placu bufety, w których serwowaliśmy bigos, flaczki, lody na patyku i watę cukrową. Były nawet saturatory z wodą i różnymi sokami. W ciepłe dni serwowano cieszące się dużą popularnością cocktaile owocowe. Przygotowywaliśmy je z kefiru lub maślanki i sezonowych owoców, które dostarczali nam bezpośrednio do lokalu rolnicy.
Pracownicy restauracji dostawali pensje zależne od obrotów. – Zarabiałem bardzo dobrze, bo i 5 tysięcy na miesiąc, ale pracy było tyle, że nieraz przez cały tydzień nie wracałem do domu. Byliśmy też pod ciągłą kontrolą technologów, którzy nawet trzy razy w tygodniu sprawdzali, czy przestrzegamy przepisów. W kuchni wszyscy odpowiadaliśmy za straty materialnie. Ja jako szef w 40 procentach – wyjaśnia pan Niedziela. Najgorzej było zimą, gdy samochód z dostawą nie mógł wjechać na górę i cały towar trzeba było wnosić do lokalu na rękach. – W kuchni mieliśmy węglowy piec, z którego trzeba było często usuwać popiół. Wysypywaliśmy go za budynkiem tak, żeby nie widział mieszkający na piętrze gospodarz – pan Paszek. Mieszkał z żoną w małym mieszkanku w „Jubilatce” i odpowiadał za utrzymanie porządku wokół restauracji. Wiele razy dostawaliśmy od niego krygą za zaśmiecanie lasu – opowiada ze śmiechem pan Stanisław.
W latach 70., które słynęły z organizowanych w lokalu dancingów, stałą umowę z PSS-em miał podpisaną zespół „Gama”, który umilał wszystkie imprezy odbywające się w „Jubilatce”. Tworzyli go: Tadeusz Widota, Józef Zygar, Antoni Siniakiewicz (wokalista), Stefan Konopnicki i Hilary Kretek. Kierowniczką lokalu była w tamtych czasach Barbara Lazar. Klienci restauracji pamiętają też, że podczas wakacyjnych weekendów na polanie przygrywały nieraz biesiadującym na zewnątrz różne zespoły.
Na talerzu dziki dzik
Kiedy Jan Kuchciński przejmował „Jubilatkę” po Annie Majowskiej, szefem kuchni była Elfryda Mężyk (później Mazur), a na sobotnich i niedzielnych dancingach, wciąż było pełne obłożenie. – Pamiętam, że robiliśmy wiele zabaw karnawałowych. Bawili się u nas pracownicy ZEW-u, którym zorganizowaliśmy bal country i sadownicy z Grudyni Wielkiej – wspomina kierownik. Położony w lesie lokal cieszył się ogromną popularnością wśród par, które wybierały go na imprezy weselne. – Za moich czasów nad restauracją było mieszkanie służbowe. Zajmował je Alojzy Szewczyk z żoną Ireną, (która była kelnerką w „Jubilatce”) i dwójką dzieci. Pan Alojzy był pracownikiem gospodarczym PSS-u, który zajmował się naprawą sprzętu i odpowiadał za utrzymanie czystości na terenie „Jubilatki” i wokół niej, zwłaszcza zimą, gdy trzeba było odśnieżyć drogę dojazdową. Oprócz mieszkania, na piętrze było pomieszczenie dla orkiestry, szatnia dla kelnerek i kucharek oraz pokój, w którym mieszkała kelnerka Krystyna Szewczyk (później Franica) – tłumaczy Jan Kuchciński.
Rudolf Klimek pamięta bardzo dobry zespół muzyczny z Gliwic, który grał na wszystkich dancingach w „Jubilatce”, gdy był jej kierownikiem w latach 1980 – 1984. Chwali też świetnie wyszkolonych kelnerów PSS-u, którzy obsługiwali w Oborze ważne przyjęcia, jak choćby to z radzieckim ambasadorem, czy ministrem transportu. – Na osiemdziesięciu gości przypadało dwunastu kelnerów, którzy serwowali dania bezpośrednio na talerze i byli w tym świetni – tłumaczy.
Anna Miechówka, która szefowała „Jubilatce” od 1986 roku, wspomina, że z ogromną troską zajmowano się utrzymaniem zieleni w restauracyjnej oranżerii i na zewnątrz restauracji. – Wprawdzie taras na piętrze był już nieczynny, ale wiele rodzin przyjeżdżało do Obory by posiedzieć sobie na zewnętrznej werandzie, gdzie serwowaliśmy latem posiłki. Zawsze dbaliśmy, by wokół budynku rosły kwiaty – tłumaczy pani Ania i wymienia swój zespół: bufetową Krystynę Franicę, kelnerki: Annę Grażdankin, Danutę Gawlik, Bernadetę Hnapiuk oraz szefową kuchni Grażynę Sambor. – Nowością naszej kuchni były devolaye, ale mieliśmy też w ofercie dziczyznę z jelenia i dzika. W czasach, gdy mięsa brakowało, dostaliśmy kiedyś koninę, z której nasze kucharki przyrządzały zrazy, ale to była dostawa jednorazowa – wyjaśnia kierowniczka. Na dancingach, które odbywały się w niedziele królowała zimna płyta, wśród której nie mogło zabraknąć śledzia po japońsku i nóżek w galarecie, a ciastka dostarczane były z ciastkarni PSS Społem.
Pani Ania była ostatnią kierowniczką „Jubilatki”. W 1990 roku PSS Społem oddał budynek w ręce właściciela, a wyposażenie lokalu trafiło do Restauracji „Raciborskiej”. Obiekt w Oborze został sprzedany jesienią 1991 roku mieszkańcowi Katowic. Na początku maja 1992 roku w miejscu dawnej „Jubilatki” otwarto restaurację „Hubertus”. Nowy właściciel, po gruntownym remoncie lokalu chwalił się „Nowinom Raciborskim” swoimi planami. „Między innymi zamierza się organizować polowania dewizowe we współpracy z kołami łowieckimi w RFN. „Hubertus” będzie bazą noclegową dla tych myśliwych” – donosiły Nowiny z 29 maja 1992 roku.
Katarzyna Gruchot
Kierownicy restauracji
- Barbara Czaplewska (1959 – 1961)
- Józef Hercog (1961 – 1976)
- Barbara Lazar (1976 – 1977)
- Anna Majowska (1977 – 1979)
- Jan Kuchciński (1979 – 1980)
- Rudolf Klimek (1980 – 1984)
- Krystyna Motyka (1984 – 1986)
- Anna Miechówka (1986 – 1990)