Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

Andrzej Śladek: Dyrektor, który trzymał się kominów

05.03.2024 07:50 | 0 komentarzy | eos

Czarna wołga, która niemal codziennie podążała ulicami Ostroga, nie budziła większego zdziwienia mieszkańców. Tylko nieliczni obcy w tej części miasta z zainteresowaniem przyglądali się luksusowemu, jak na owe czasy, samochodowi, który poruszał się po starej dzielnicy Raciborza.

Andrzej Śladek: Dyrektor, który trzymał się kominów
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ciekawość zaspokajali krótko dobrze zorientowani ostrogowianie: nasz dyrektor Andrzej Śladek jedzie do pracy. To wystarczało za wyjaśnienie, gdyż postać szefa jednego z największych raciborskich przedsiębiorstw – Zakładu Elektrod Węglowych dobrze znana była raciborzanom.Ten światowiec i z urodzenia przywódca wyrósł ponad czasy, w których przyszło mu kierować, a nierzadko tworzyć podwaliny pod strategiczne śląskie zakłady przemysłowe. Dobrze rozumiał ich znaczenie, ponieważ sam był Ślązakiem i wyrastał w poczuciu swej śląskości.

Nauka otworzyła przed nim świat

Andrzej Śladek urodził się 15 lutego 1917 r. w Świętochłowicach w rodzinie Jerzego i Wiktorii z domu Motysek. Od najmłodszych lat fascynował go świat. Zainteresowania te rozbudzała dodatkowo organizacja harcerska. Jako chłopak odwiedził najciekawsze zakątki Polski. Oczarowany pięknem gór z pasją chodził po górskich szlakach, ale też pociągały go jeziora i żeglarstwo.

Świadomy swych marzeń o podróżowaniu, doskonale wiedział, że aby je spełnić musi się dużo i dobrze uczyć. W dążeniach tych umacniał go ojciec Jerzy, który był kowalem w hucie i znał trud codziennej pracy. Zabierał go więc ze sobą i powtarzał: „Jeśli chcesz stać przy łopacie, to tak będzie wyglądał twój dzień powszedni”. Intelektualnie wspierał młodego Andrzeja również krewny, ksiądz bł. Emil Szramek – proboszcz parafii mariackiej w Katowicach, historyk, męczennik, który zginął w 1942 r. zamordowany przez Niemców w Dachau. Natomiast w realizacji podróżniczych marzeń wspomagała pana Andrzeja rodzina matki. Mama Wiktoria ukończyła konserwatorium, jednak w okresie wielkiego głodu bez zastanowienia sprzedała fortepian, by nakarmić rodzinę. Przeżycie było dla niej tak traumatyczne, że już nigdy później nie zasiadła do instrumentu.

Andrzej Śladek z żoną Jadwigą i małą Anią

Andrzej Śladek z żoną Jadwigą i małą Anią

Andrzej Śladek szkołę podstawową ukończył w rodzinnych Świętochłowicach, a następnie zdał maturę w Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym im. Stanisława Rostka w Chorzowie. Pierwszą wielką podróż po południowej Europie i północnej Afryce odbył w towarzystwie swojego wuja i cioci – siostry matki Wiktorii. Zwiedzili razem Włochy, Francję, Hiszpanię i Maroko. Tak zachwycające miejsca, jak: Gibraltar, Alhambra, czy piękny pałac sułtana w Maroku, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że wiedza i wykształcenie otwierają okno na świat. Dlatego pomimo, że musiał imać się różnych dorywczych prac, a czasem doświadczał co to głód, w 1936 r. rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej. We Lwowie włączył się w działalność istniejącej tam studenckiej organizacji Ślązaków Bratniak, która wspomagała młodzież polskich uczelni. Na pierwszym roku studiów otrzymał

50 zł na miesiąc, za które mógł przeżyć. Ambitny i pracowity już na drugim roku robił analizy i rysunki techniczne, jeździł też na wykłady do Heidelbergu. Kiedy został przewodniczącym Komisji Wydawniczej Bratniak zarabiał 80 zł. Pieniądze te przeznaczył na wczasy w Jugosławii. Edukację przerwała mu wojna. Dlatego mógł ponownie podjąć studia dopiero po jej zakończeniu. Po uzyskaniu absolutorium na Politechnice Lwowskiej, kontynuował naukę na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, gdzie otrzymał dyplom magistra inżyniera chemii.

Pracę rozpoczął w 1945 r. początkowo jako praktykant, a następnie jako laborant w Zakładach Koksowniczych „Hajduki” w Chorzowie. W nowo utworzonym laboratorium powierzono mu funkcję kierownika. Ponadto w Zakładowej Szkole „Hajduki” prowadził wykłady. W latach 1949 – 1956 był dyrektorem Szkoły nr 2 w Chorzowie. Później placówka ta została oddana resortowi górnictwa.

Dyrektor Andrzej Śladek na jednym z zebrań w ZEW

Dyrektor Andrzej Śladek na jednym z zebrań w ZEW

Najważniejsza była praca

Pierwszą żonę Alicję poznał we Lwowie. Zwróciła mu uwagę, ponieważ wraz ze znajomymi głośno się zachowywali. „Zamiast mi wymyślać lepiej umówiłabyś się ze mną” – skwitował. W Bytomiu urodziła się państwu Śladkom córka Anna Urszula. Pani Alicja zmarła w wieku 26 lat. Mała Ania miała wtedy dziewięć miesięcy. Pan Andrzej w 1949 r. ponownie ożenił się z Jadwigą Jędrzejak. Pani Anna wraz z młodszą siostrą Ewą wychowywały się w Chorzowie. – Druga żona ojca była dobrą, ciepłą mamą, koleżeńską w relacjach i pedantyczną w domu, nauczyła nas porządku, gotowania, a przede wszystkim radzenia sobie w życiu – wspomina z sentymentem Anna Wolska.

Cała rodzina zawsze podążała drogą zawodową ojca, który jako dyrektor strategicznych śląskich przedsiębiorstw nieustannie zmieniał miejsca zamieszkania.

Pan Andrzej nie bał się bowiem trudnych wyzwań. Przez dwa kolejne lata piastował stanowisko sekretarza KM PZPR w Chorzowie, by następnie objąć funkcję dyrektora naczelnego Zakładów Koksowniczych „Hajduki” w Chorzowie. Jak wyznał w czasie wywiadu Ignacemu Babuli, był to najpiękniejszy okres w jego życiu. „Rodzinny” zakład koksowniczy przypominał Zakłady Elektrod Węglowych. Lata terminowania w tym przedsiębiorstwie zaowocowały doświadczeniami zawodowymi, zdobytymi podczas bezpośrednich kontaktów z szeregowymi pracownikami. W Hajdukach po raz pierwszy zetknął się też z handlem zagranicznym oraz nowoczesną organizacją pracy. Znajomość niemieckiego, angielskiego, francuskiego i rosyjskiego, która wcześniej ułatwiała mu podróżowanie, teraz była nieoceniona w nawiązywaniu międzynarodowych kontaktów.

Ponieważ dla Andrzeja Śladka zawsze najważniejsza była praca, decydował się podejmować najtrudniejsze zadania łącznie z odbudową powierzonych mu zakładów pracy. Zmierzył się z tym wyzwaniem na początku lat 60. XX wieku, kiedy został dyrektorem naczelnym w ograbionych i zniszczonych Zakładach Koksowniczych w Blachowni Śląskiej. Zaczynając od podstaw stworzył podwaliny pierwszej nowoczesnej petrochemii w Polsce. Pomimo trudnych czasów nie bał się zawiązać kontaktów z zagranicznymi inżynierami i menedżerami.

Córka Anna zawsze odnajdywała w panu Andrzeju dobrego i czułego ojca

Córka Anna zawsze odnajdywała w panu Andrzeju dobrego i czułego ojca

Szef grzmiący, ale nie pamiętliwy

Wyniesione z tej pracy doświadczenia, po raz kolejny zaprocentowały, kiedy we wrześniu 1965 r. pan Andrzej przeszedł do ZEW. Wchodząca wtenczas w dorosłość córka Anna pozostała w Instytucie Ciężkiej Syntezy Organicznej w Blachowni Śląskiej. Młodsza studiująca Ewa wraz z rodzicami przeprowadziła się do Raciborza. Ostoją domu była mama, ponieważ zapracowany ojciec bywał w nim od święta. Obie jednak dziewczyny wierne były zasadom taty, który zawsze radził im żeby „trzymały się kominów, a będzie im w życiu dobrze”. Dlatego obie poszły w jego ślady i zdobyły wykształcenie techniczne.

W ZEW, który potocznie nazywano „Czarną Budą” dyrektor Andrzej Śladek trafił na dobrą i pracowitą, bo wychowaną w pruskiej dyscyplinie załogę. Doceniając jej pracę potrafił być lojalny i wyrozumiały, ale i stanowczy gdy wymagały tego okoliczności. Powołał pracownię Analiz Społecznych, by poznać potrzeby i dążenia załogi.

Współpracująca z nim Jadwiga Skiba – główny specjalista ds. ekonomicznych wspomina go jako poważnego szefa znanego na rynku światowym przedsiębiorstwa, społecznika oraz człowiek w najlepszym tego słowa znaczeniu. – Nie należał do dyrektorów chorobliwie wrażliwych na punkcie swojego „ja”. Można z nim było dyskutować, sprzeczać się, nawet kłócić bez obawy o przykre konsekwencje. W przypadkach szczególnie spornych najrozsądniej było jednak przerwać spór i przenieść omówienie problemu na następny dzień. W tym czasie obie strony mogły spokojnie przeanalizować swoje stanowiska i przy kolejnym omawianiu problemu szybko dochodziło się do wspólnego mianownika – opowiada pani Jadwiga.

Opisuje też pana Andrzeja, jako dyrektora, który nie cenił tych, którzy umieli tylko potakiwać.

– Posiadanie własnego zdania i umiejętność udowadniania własnej racji przez współpracowników uważał za zaletę, a nie wadę. Cechowała go życzliwość do ludzi, był wymagający, ale też starał się być zawsze sprawiedliwy – dodaje.

Dr inż. Josef Gonschior – kierownik Zakładowego Ośrodka Badawczego, główny inżynier ds. rozwoju – wspomina go jako dyrektora „grzmiącego”, a nawet wybuchowego, ale niepamiętliwego, co cenił u swego szefa. Jego dyplomatyczną postawę w rozwiązywaniu konfliktowych sytuacji najlepiej oddaje anegdota, przytaczana przez doktora Josefa Gonschiora. Gdy przeniesiono biura dyrekcji ZEW na najwyższe piętro budynku, wzbudziło to niepokój pracowników, czy aby nie za wysoko do dyrektora. Andrzej Śladek śmiał się wtenczas, że zdenerwowanemu petentowi szybko złość minie, gdy będzie musiał pokonać trzy piętra.

Rozmiłowany w podróżach pan Andrzej z córką Anną na wakacjach w Grecji

Rozmiłowany w podróżach pan Andrzej z córką Anną na wakacjach w Grecji

Udzielał błogosławieństwa uczącym się

Andrzej Śladek rozwijając raciborski zakład, dzięki wcześniej poczynionym znajomościom, postawił na eksport, m.in. do takich krajów, jak: Turcja, Norwegia, Niemcy, Indie, Kanada, Hiszpania. Nie poprzestając na tym jeździł m.in. do Francji, Hiszpanii, Syrii, Libii, Sri Lanki, Rosji i krajów nadbałtyckich, aby zawierać umowy handlowe. Reprezentował polski przemysł na wielkiej wystawie w Moskwie, zainicjował współpracę z Politechniką Sztokholmską.

Pomny na swe młodzieńcze zmagania edukacyjne uznał, że zakład powinien mieć własną szkołę, w której uczyłaby się młodzież. Zawsze wspierał pracowników, którzy dążyli do zdobycia, czy też podniesienia swych kwalifikacji.

– Gdy ktoś wybierał się na studia, nigdy nie stawiał przeszkód. Wielu inżynierów uzyskało tytuły magisterskie pracując w zakładzie. Ojciec bez namysłu godził się, gdy młodzi ludzie chcieli się uczyć. Zdarzało się, że np. zatrudniona w ZEW dziewczyna najpierw kończyła przyzakładową szkołę zawodową, potem wieczorową szkołę średnią, a następnie studia pedagogiczne, zyskując jego „błogosławieństwo” – wspomina pani Anna.

Poza dyrektorowaniem Andrzej Śladek udzielał się społecznie. Wielokrotnie wybierany był do rad miasta m.in. Chorzowa, Katowic, Koźla, Blachowni Śląskiej, Kędzierzyna i Raciborza. Już na emeryturze przez osiem lat sprawował funkcję prezesa Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej, a także został członkiem Śląskiego Instytutu Naukowego w Opolu. Zżył się z Raciborzem, a jego wielkim marzeniem była odbudowa Zamku Piastowskiego.

Przez 42 lata piastował stanowisko dyrektora, zawsze jednak powtarzał, że może spać spokojnie.

Andrzej Śladek (1917 – 2003) dyrektor Zakładów Elektrod Węglowych im. 1 Maja w Raciborzu, odznaczony m.in. Srebrnym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski

Andrzej Śladek (1917 – 2003) dyrektor Zakładów Elektrod Węglowych im. 1 Maja w Raciborzu, odznaczony m.in. Srebrnym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski

Pedant zakochany w górach

W oczach córki był „skarbnicą” wiedzy. – Znał doskonale historię Polski – kochał ojczyznę, był prawdziwym Polakiem z zasadami, które nam wpajał. Przestrzegał, że powinnyśmy być dobrymi żonami i matkami. Zawsze ważna była rodzina, wnuki. Dobrze żył z zięciami – opowiada pani Anna.

Nie ingerował też w życie swych bliskich, nie dyktował, co i jak należy robić, uważając, że każdy sam jest kowalem własnego losu. – Dawał nam dużo wolności, ale jednocześnie byłyśmy kontrolowane, wyłącznie jednak po to, by nas chronić. Miał dar przekonywania, potrafił wypracować szacunek do siebie. Lubił się bawić, świetnie tańczyć, był niezwykle towarzyski – wymienia zalety ojca, córka.

Pomimo wielu obowiązków nigdy nie zrezygnował ze swej podróżniczej pasji. Jeździł na wszystkie rajdy organizowane przez ZEW. – Uwielbiał wycieczki w góry i oczywiście narty, na których nauczył jeździć Ewę. Kochał Beskidy, jeszcze cztery dni przed śmiercią wnuczka Joanna spełniła prośbę dziadziusia i zawiozła go do schroniska na Równicy, aby mógł popatrzeć na szczyty. Tam w naszym towarzystwie spędził kilka godzin. Po dniu pobytu w górach powiedział: „Jestem szczęśliwy, że zobaczyłem moje ukochane górecki” – opowiada żona Krystyna.

Zwiedził też wiele krajów. Zanim wyjeżdżał skrupulatnie przygotowywał się do każdej wyprawy.

– Mąż był romantykiem, szukał piękna w podróżach, jak np. podczas naszego wspólnego wyjazdu do Wenecji – z nostalgią wspomina pani Krystyna.

Zajęty kierowaniem przedsiębiorstwem, pan Andrzej nie miał czasu na prace domowe. Gdy jednak w końcu wracał do domu, szczególnie cenił sobie spokój.

– Nigdy nie krzyczał, nie wybuchał, rzadko nawet się unosił, wręcz im bardziej się zamykał, tym bywało gorzej – śmieje się pani Anna. Dodaje też, że nigdy nie używał brzydkich słów. Jego obycie i kindersztuba sprawiały, że podobał się kobietom. Uwielbiał kiełbasę, czasem opowiadał córkom, że gdy zdał maturę dostał pieniądze na kilogram surowej kiełbasy. Poza tym lubił słodycze, w szczególności lukrecję.

Jednocześnie uważano go za wielkiego pedanta. Celebrował święta. Pomimo że nie przepadał za kapustą, na wigilijnym stole nie mogło zabraknąć żadnej z bożonarodzeniowych potraw, m.in.: moczki, kapusty z grzybami, kompotu z suszonych śliwek.

– Zawsze były te same dania i każdy z nas zajmował to samo miejsce przy stole, choć ojciec przekornie mawiał: „Niech każdy usiądzie gdzie chce”. W białej koszuli dzielił opłatek. Nie można było też wcześniej wstać zanim nie skończyło się posiłku wigilijnego. Dzieci przebierając nogami czekały z niecierpliwością na prezenty. Co roku cała rodzina spotykała się na wigilii u rodziców. Gdy raz nie przyszliśmy, przez cały miesiąc dręczył nas wyrzutami z tego powodu – wspomina córka Anna.

W rozmowie z Ignacym Babulą zwierzył się: – Miałem długie i ciekawe życie, zwiedziłem kawał świata, poznałem wielu ciekawych ludzi. Osobiście rozmawiałem z Jurijem Gagarinem i premierem Indii Jawaharlalem Nehru, a także z Matką Teresą z Kalkuty. Muszę powiedzieć, że miałem wyjątkowe szczęście. Zawsze otaczały mnie osoby, które charakteryzowały się piękną cechą, jaką jest życzliwość.


Andrzej Śladek (1917 – 2003) dyrektor Zakładów Elektrod Węglowych im. 1 Maja w Raciborzu, odznaczony m.in. Srebrnym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski

Ewa Osiecka, Raciborzanie dwudziestolecia – wspomnienia sercem pisane