Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

Marek Szołtysek: kiedyś wyrzucę telefon, telewizor i komputer

20.02.2024 07:30 | 2 komentarze | (q)

- Lubię śląskie rolady, ale trzeba mieć na nie odpowiednio dobre produkty, zwłaszcza ważna jest wołowina i swojski boczek wędzony. Ale królem wśród śląskiej kuchni jest dla mnie hauskyjza - mówi Marek Szołtysek w wywiadzie z Izą Salomon.

Marek Szołtysek: kiedyś wyrzucę telefon, telewizor i komputer
Największym moim sukcesem jest wybicie się na niezależność - mówi Marek Szołtysek
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

– Najszwarniejszo śląsko dziołcha?

– No… oczywiście znam kogoś takiego. Jest to moja cera Paulinka. Chodzi do pierwszej klasy Szkoły Podstawowej na Smolnej… kupiliśmy dla niej strój śląski. Czasami pozuje mi do zdjęć do książek albo występuje w moich programach telewizyjnych. I jak się w niego, czyli w ten śląski strój, w ta jakla, zopaska, w kiecka oblecze, to jest wtedy dla mnie najpiękniejszą Ślązoczką. Wiem, nie jestem obiektywny. Ale gdy chodzi o rodzinę to… smolić obiektywizm!

– Najmondrzejszy Ślązok?

– Dla mnie jest to kożdy Ślązok, który potrafi połączyć wierność śląskiej tradycji z nowoczesnością. To jest sztuka. Ja sam się tego uczę już kilkadziesiąt lat. Z jednej strony Ślązok musi być szporobliwy, czyli oszczędny. Ale dzisiejsza oszczędność, to już nie skarpeta czy skarbona zrobiona między pościelą w szafie. Także konto w banku to już też staromodne szporowanie. Dzisiaj trzeba inwestować w fundusze, grać na giełdzie… no i inwestować we własne wykształcenie. A w tradycji śląskiej nie ma na to wzorców. Jak to pogodzić? Jak pozostać Ślązokiem robiącym karierę, kiedy śląska tradycja uczy czasami błędnie: Siedź cicho w kącie bamącie, aż znojdą cię!

– Największy sukces?

– Największym moim sukcesem jest wybicie się na niezależność. Mam własną firmę i niezależne od polityki i urzędników dochody. Tylko dzięki tej wolności mogłem sobie pozwolić na wydanie takich książek jak: „Biblia Ślązoka” czy „Bojki Śląskie”. W jednej Ponboczek godo po śląsku a w drugiej Czerwony Kapturek pochodzi spod Mikołowa. Wydałem w ten sposób ponad 20 książek i następne są w pisaniu.

– Największy kłopot, który spędza może sen z powiek?

– Dzięki Bogu nie poniosłem jeszcze porażki. Ale moje życie nie jest usłane różami. Ów przysłowiowy sen z powiek spędzają mi bankrutujące księgarnie i hurtownie książek. Przez nierzetelne firmy tracę wiele pieniędzy. Jestem zwyczajnie okradany. Często te cwaniaki bezczelnie mnie wykorzystują. Pewnie się potem śmieją, że wykorzystali naiwnego Ślązoka.

– Największa radość?

– Jest nią lipiec. Zawsze wtedy na długo jedziemy z całą rodzina nad morze. Tam staram się nie jeździć autem, nie odbierać telefonów, a tylko jeździmy na rowerach a ja zajmuję się gotowaniem rzeczy, na które przez cały rok nie mam czasu. Osobiście specjalizuję się w kuchni śródziemnomorskiej, a doszedłem już do takiej perfekcji, ze nawet we włoskich restauracjach przestało mi smakować. Po prostu ja to robię lepiej! A z drugiej strony, jest to pewna życiowa konieczność. Gdybym miał zabrać do restauracji na obiad żonę i nasze pięcioro dzieci, to... moja śląska szporobliwość nigdy by na to nie pozwoliła.

– Najlepsze śląski jedzeni?

– Lubię śląskie rolady, ale trzeba mieć na nie odpowiednio dobre produkty, zwłaszcza ważna jest wołowina i swojski boczek wędzony. Ale królem wśród śląskiej kuchni jest dla mnie hauskyjza, czyli ser domowy, który zostawiam na zależenie, a potem go przyrządzam. Trochę wtedy w domu śmierdzi. Ale wielka kuchnia wymaga ofiar.

– Najciekawsza śląska historia?

– Bez wątpienia są to powstania śląskie, kiedy 6 procent ówczesnych Ślązoków, bo tyle było powstańców w trzecim powstaniu śląskim w 1921 roku – doprowadziło do przyłączenia jednej z najbogatszych części ówczesnej Europy do Polski. Ci powstańcy to byli naprawdę ludzie sukcesu. Ja takich bardzo lubię!

– Najśmieszniejszy śląski wic?

– To ten o Ślązoku co po powrocie z Niemiec skarżył się: Miołech w tych Niemcach taki smak na woszt, alech se go niy kupioł, boch niy wiedział jak się godo „woszt” po niemiecku!

– A najlepsze dopiero przed nami...

– Chciałbym jeszcze przez jakieś 15 lat pisać książki o Śląsku. A potem kupić jakiś mały domek nad morzem, wyrzucić telefon, telewizor i komputer...

Iza Salamon „Tygodnik Rybnicki” 10 kwietnia 2007 roku