10 górników zginęło w kopalni Jas-Mos. Czy to się musiało wydarzyć?
To była jedna z największych katastrof w historii polskiego górnictwa. W kopalni Jas-Mos, doszło do wybuchu pyłu węglowego (6 lutego 2002 r.), w którym zginęło 10 górników. Od samego początku toczyły się dyskusje, co było powodem tej tragedii.
Do wypadku doszło 6 lutego 2002 r. przed piątą rano w chodniku położonym 600 metrów pod ziemią, podczas prac strzałowych. W chwili eksplozji w strefie wybuchu było 47 górników. 37 osób udało się od razu wyprowadzić na powierzchnię. Dwaj górnicy zostali ranni - jeden był poparzony, drugi miał złamany bark. Nie udało się uratować 10 górników, którzy byli najbliżej wybuchu. Najmłodszy miał 28, najstarszy 43 lata. Była to największa tragedia w polskim górnictwie od 15 lat.
Wybuch zniszczył 130 metrów chodnika. Żywioł pozostawił po sobie ogromne zniszczenia, a przede wszystkim ludzkie zwłoki. Ciała nie uległy całkowitemu spaleniu, bowiem działanie wysokiej temperatury było chwilowe. Dostęp do wyrobiska był utrudniony, gdyż uszkodzony został system przewietrzania. Pierwsze ekipy ratownicze pojawiły się na miejscu kilkadziesiąt minut po wybuchu. I to one wydobyły pięciu górników, natomiast grupa z Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego z Wodzisławia weszła w chodnik jako druga i wydostała kolejne trzy ofiary. Ciała znajdowały się w pozycji klęczącej z twarzami ukrytymi w dłoniach, wetkniętych w chodnikowe podłoże. Ofiary miały popaloną skórę, a hełmy, zrobione ze specjalnie testowanego tworzywa, zostały stopione. Ostatniego z górników wyciągnięto po pięciu godzinach. Zaraz potem rozpoczęto przewietrzanie chodnika. Akcję zakończono o północy. Miejsce zabezpieczono, a dzień później na dół zjechały komisje, które przeprowadziły odpowiednie oględziny i ekspertyzy mające ustalić przyczyny tragedii.
Miasto w żałobie
Kiedy złowrogie wieści o wypadku rozeszły się po mieście, pod kopalnianą bramą gromadziły się matki, żony, dzieci. Każdy miał jeszcze nadzieję, że jego bliski uniknął najgorszego. Gdy stało się pewne, że 10 górników nie przeżyło, ludzie zaczęli zapalać znicze. Także przed magistratem palono świeczki, składano kwiaty. W kościołach księża odprawiali msze święte w intencji zmarłych. Przewiązane czarnymi wstęgami flagi opuszczono do połowy. Papież Jan Paweł II zapewniał o swojej modlitwie za zmarłych górników.
Ówczesny wojewoda śląski Lechosław Jastrzębski ogłosił trzydniową żałobę na terenie województwa. Do Jastrzębia przybył premier Leszek Miller i zapewnił, że rząd uczyni wszystko, aby pomóc rodzinom ofiar i zdecydował o przyznaniu im rent specjalnych.
- Jestem wstrząśnięty. Zginęli bardzo młodzi ludzie w wieku 28-43 lat. Zostawili żony, matki i dzieci. To wstrząsające. Ze strony władz zostanie uczynione wszystko, aby pomóc rodzinom, choć wiem, że nic i nikt nie zastąpi tych, którzy dzisiaj zginęli - mówił premier Leszek Miller.
Czy musiało dojść do tej tragedii?
Od samego początku pojawiały się głosy, że powodem tragedii były zaniedbania człowieka, związane z bezpieczeństwem pracy pod ziemią. Tak też uznała prokuratura w prowadzonym śledztwie.
Ekspertyza, która powstała na potrzeby śledztwa potwierdziła, że gdyby roboty strzałowe były prowadzone zgodnie z zasadami, nie doszłoby do wypadku, mimo stwierdzonych w kopalni nieprawidłowości. Uznano, że wybuch nie mógł mieć żadnej innej przyczyny niż prowadzone przez górników prace. Prokuratura przyjęła, że wypadek był spowodowany przez błąd człowieka, a nie siły natury. Stwierdzono, że winę za spowodowanie wybuchu ponosi jedna z osób, które w nim zginęły.
Śledztwo wykazało, że w kopalni były nieprawidłowości – niedostatecznie neutralizowano pył węglowy. Zgodnie z zasadami ilość materiału niepalnego w pyle musi wynosić przynajmniej 80 proc., tymczasem próbki pobrane po katastrofie wykazały, że stężenie materiału niepalnego w pyle węglowym wynosiło tylko niespełna 22,3 proc. Prokuratura uznała jednak, że nie ma związku przyczynowego między tymi zaniedbaniami a wybuchem, w którym zginęli górnicy.
Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku nałożył sankcje na 11 osób z kierownictwa i dozoru ruchu kopalni Jas-Mos. Decyzja ta była spowodowana brakiem należytego dozoru lub nieprzestrzeganiem przepisów.