Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

30 lat po wielkim pożarze lasów wokół Kuźni Raciborskiej. Kazimierz Szabla: klęska może być motorem postępu [WYWIAD]

26.08.2022 13:00 | 1 komentarz | mad

Z Kazimierzem Szablą, ówczesnym nadleśniczym Nadleśnictwa Rudy Raciborskie, a później wieloletnim szefem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach rozmawiamy o zdarzeniach z 1992 roku oraz o wszystkim tym, co działo się później. – Totalność tego pożaru, w odróżnieniu od wszystkich innych, polegała na tym, że poza drzewami paliła się gleba – mówi. Rozmawia Dawid Machecki.

30 lat po wielkim pożarze lasów wokół Kuźni Raciborskiej. Kazimierz Szabla: klęska może być motorem postępu [WYWIAD]
- Do odbudowy pożarzyska chcieliśmy przystąpić jak najszybciej. Nie dlatego, aby ogłosić spektakularny meldunek, ale dlatego, że zdawaliśmy sobie sprawę, że za chwilę pożarzysko zarośnie trawami - mówi Kazimierz Szabla. W efekcie prac leśników powstała szkółka kontenerowa w Nędzy, którą rozmówca pokazuje na zdjęciach
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

– Dzisiaj tego typu klęska byłaby wielokrotnie łatwiejsza do usunięcia, ze względu na technikę. Nowe sadzonki nie przyjmowały się w glebie, wymyślono szkółkę kontenerową w Nędzy. Skąd wpadliście na taki pomysł?

– Do odbudowy pożarzyska chcieliśmy przystąpić jak najszybciej. Nie dlatego, aby ogłosić spektakularny meldunek, ale dlatego, że zdawaliśmy sobie sprawę, że za chwilę pożarzysko zarośnie trawami. Pierwszym gatunkiem, który pojawił się na pożarzysku, był trzcinnik piaskowy, który dorastał nawet do dwóch metrów wysokości, będąc karmiony tą spaloną masą organiczną, czyli tak jakby był nawożony. Ale już w pierwszym roku okazywało się, że nawet 90 proc. tego, co sadziliśmy, nie przeżywa. Powodów było sporo, nie wszystkie znaliśmy, dlatego prowadziliśmy badania gleby. Okazało się, że wieloletnie emisje i sterylizacja gleby przez pożar zniszczyły jej życie biologiczne, a bez tego las nie funkcjonuje, zresztą żaden ekosystem. Głównie chodziło o brak grzybów mikoryzowych. Bo drzewa, czyli główne gatunki lasotwórcze nie pobierają pokarmu bezpośrednio z gleby. To właśnie robią grzyby, z rodzaju mikoryzowych; to one przerastają glebę i czerpią związki chemiczne, i pierwiastki, a w zamian dostają produkty fotosyntezy, czyli cukry. Nie mając chlorofilu, nie są w stanie ich syntetyzować.

Kiedy dowiedzieliśmy się, o przyczynach niepowodzeń, zaczęliśmy szukać sposobów rozwiązania problemów, od literatury zaczynając, a na wyjazdach zagranicznych kończąc, które zawdzięczam nieżyjącemu już Wojciechowi Fonderowi, ówczesnemu naczelnikowi wydziału hodowli i użytkowania lasu w Dyrekcji Generalnej LP; on moje pomysły wspierał i mogliśmy wyjeżdżać.

Wiedzieliśmy wówczas, że istnieją technologie, które są nam potrzebne. Szkółki kontenerowe w Szwecji czy Finlandii działały od lat. Chodziło o masową produkcję sadzonek z zakrytym systemem korzeniowym, w efekcie dających większą szansę na przeżycie. Ale to nie koniec problemów. Przyroda nie zna pustki i w miejsce organizmów symbiotycznych jako pierwsze wchodzą z reguły te patogeniczne. Aby odtworzyć warunki do restytucji lasu, na pożarzysku trzeba sadzonki wywianować w specyficzne grzyby, ale także i bakterie, które umożliwiają porozumienie między tymi organizmami na drodze biochemicznej. Zaczęliśmy poszukiwać potrzebnej technologii, znaleźliśmy ją we Francji. Byłem w tej firmie, ale rozmowy były bardzo trudne, bo oni nie dowierzali, że potencjał zawodowy polskich leśników jest na odpowiednim poziomie. Równolegle prowadziliśmy własne badania, finansując je ze środków ekofunduszu i narodowego funduszu, których pozyskanie nie jest łatwe.

Po dwóch latach trudnej pracy mieliśmy polską technologię hodowli sadzonek z zakrytym systemem korzeniowym a niedługo po tym laboratoryjnej hodowli grzybów mikoryzowych, ale szkółkę tak naprawdę zaczęliśmy budować w ciemno, też ze środków zewnętrznych, których wykorzystanie wymaga dodatkowej pracy ze względu na liczne obwarowania biurokratyczne. Poza tym, kiedy podejmowaliśmy ten temat, taka próba w Polsce była już podjęta, na Dolnym Śląsku, ale tam dwa lata pod rząd się to nie udawało. Pojechaliśmy tam nawet, chcąc dowiedzieć się, dlaczego to się nie udaje, skoro Szwedom i Finom tak. Nam się udało, byliśmy zdeterminowani. Powstała najnowocześniejsza szkółka w Europie z roczną produkcją 9 milionów sztuk sadzonek z zakrytym systemem korzeniowym. Dzięki tej technologii na pożarzysku przyjmowało się prawie 100 proc. sadzonek. Powstały także laboratoria, do hodowli biopreparatów grzybów mikoryzowych, którymi szczepi się systemy korzeniowe sadzonek i które nadal funkcjonują, znajdują się w Nędzy i Kostrzycy, na Dolnym Śląsku, koło Śnieżki. Zaledwie kilka państw w świecie dysponowało tymi technologami. Niektórzy to obecnie kontestują, podważając potrzebę mikoryzacji, ale pożary lasów nadal występują. Dzisiaj Śląsk jest już zielony. A ja mam w pamięci Śląsk zupełnie inny, który dla leśnika nie był przyjazny. Te drzewostany zamierały masowo, w latach 70. o tej porze drzewa wokół Katowic, Chorzowa i Gliwic nie miały już liści, a w zimę śnieg po godzinie był czarny. Próby odtwarzania lasu w tamtych warunkach wiązały się z dużymi niepowodzeniami. Przyroda zregenerowała szybciej, niż zakładali naukowcy, którzy prognozowali, że potrzeba będzie na to co najmniej 50 lat. Choć terenów zdegradowanych nadal nie brakuje.

Wracając jeszcze do pożaru, to problemów było sporo, chociażby z drewnem i niedopuszczeniem do jego deprecjacji a tym samym powiększeniu i tak gigantycznych strat. Pożar zabił miliony drzew o masie bliskiej jednego miliona metrów sześciennych. Musieliśmy to drewno jak najszybciej pozyskać, wywieźć i je sprzedać.

Po pożarze leśnicy musieli poradzić sobie z odbudową lasu (fot. arch. prywatne)

Po pożarze leśnicy musieli poradzić sobie z odbudową lasu (fot. arch. prywatne)