środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

31.07.2022 07:00 | 4 komentarze | red

Ks. Łukasz Libowski pisze o krzywdzie - w domu, w pracy, w Kościele...

Zamyślenie o poczuciu krzywdy
- Umieć przyjąć i obsłużyć poczucie krzywdy to chyba jedna z ważniejszych umiejętności w życiu. Tak to poczucie przyjąć i obsłużyć, by nie było ciężarem. Ciężarem nie do uniesienia. Piekłem - pisze pochodzący z Raciborza ks. Łukasz Libowski.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

4.

Z wiadomych względów, o czym powiedzieć pragnę oddzielnie, słyszę niemało o poczuciu krzywdy w Kościele. Identyfikuję to poczucie u wielu osób świeckich, ale również u niejednego duchownego. Jest to dla mnie coś nowego. Wcześniej, wyznaję, kwestii nie dostrzegałem. Te krzywdy zaznane w Kościele są różne, zewnętrzne albo wewnętrzne i, jak krzywdy w ogóle, większe i mniejsze. Z drogami ofiar krzywd największych moje drogi dotąd się nie skrzyżowały. Zauważam, że sporo ludzi czuje się w Kościele i przez ludzi Kościoła skrzywdzonych w ten sposób, że nie mogą się w Kościele znaleźć. W tym sensie nie mogą się znaleźć, że Kościół nie wygląda, nie funkcjonuje tak, jak oni by sobie to wyobrażali i tego życzyli, a to, jak Kościół wygląda i funkcjonuje, trudno im zaakceptować i oswoić.

Jest to jakaś ważna prawda o Kościele, prawda obok innych o Kościele prawd: że Kościół krzywdzi, że zadaje ból. Że takim także doświadczają go ludzie. Należy to wyraźnie wyartykułować. I w refleksji o Kościele brać pod uwagę.

Jest jeszcze jedno, dramatyczniejsze poczucie krzywdy. Dla mnie jest to poczucie krzywdy najdramatyczniejsze, bo kto uważa się tak dotknięty, ten pozbawia się jednego z filarów życia spokojnego, względnie szczęśliwego, a możliwe, że filaru takiego życia jedynego. Chodzi mi o poczucie bycia skrzywdzonym przez Boga. Och, jak wielu ma pretensje, wielkie pretensje do Boga! W moim przekonaniu, naprawdę, nic na to nie poradzę, tak na sprawę się zapatruję, ten, kto utrzymuje, że skrzywdzony został przez Boga, krzywdzi samego siebie. Człowiek taki skazuje się bowiem na samotność: nie będzie przecież chciał zadawać się z tym, którego ma za swego ciemiężyciela. Skazuje się człowiek taki na najgorszy scenariusz, czyli na samotność i rozpacz. Człowiek czujący się skrzywdzonym przez Boga wzbudza we mnie litość. Zarazem lituję się nad Bogiem, którego człowiek waży się sadzać na ławie oskarżonych i sądzić.

5.

Staram się każde poczucie krzywdy rozumieć. Na tym polega chyba moja rola; tak przynajmniej dziś ją widzę. Mam słuchać i rozumieć, słuchać i współczuć. Ale różnie mi to rozumienie i empatia wychodzi. Zdarza się, i to nierzadko, że choć intelektualnie dany przypadek obejmuję i ogarniam, to jednak wszystko nerwowo się we mnie przykurcza i dosłownie krzyczy: „Nie! Nie pojmuję!”.

Rozmyślam o tym, jak to jest z moim poczuciem krzywdy. Oczywiście, tą częścią mojej refleksji w tym miejscu się nie podzielę. Mogę powiedzieć tyle: tak, po wielokroć zostałem skrzywdzony. Precyzyjniej: czuję się po wielokroć skrzywdzonym. Rozpoznaję, dość jasno, że to, co odbieram jako krzywdę, jakoś mnie i moje życie naznacza, że jest to w moim życiu po dzień dzisiejszy jakoś obecne, że kładzie się to na moim życiu cieniem. Zauważam, że zaznane krzywdy w niemałym stopniu uczyniły mnie, kim jestem i jakim jestem. Czy zaznane krzywdy mnie ukształtowały? Czy nadały mi tożsamość? Być może, nie wiem. Nie wiem, gdyż nie mam świadomości, jakie działają w tej dziedzinie, w tej sferze mechanizmy i prawidła. Jakkolwiek, jak mi się zdaje, nie żyję doznanymi krzywdami. To znaczy: nie są one benzyną, dzięki spalaniu której pojazd mojej egzystencji parłby naprzód. Lecz żyję nimi, to byłaby prawda, o tyle, że, jak powiadam, odcisnęły one na mnie swoje piętno.

6.

Nasuwa mi się na myśl teza, że życie ludzkie to po prostu jedna wielka krzywda. W tym znaczeniu jedna wielka krzywda, że składa się na nie cała seria różnych krzywd, większych i mniejszych, raz wesołych, raz znowu tragicznych. Któż to wie, może życie jest takiej właśnie natury? Może życie jest krzywdzące? Gdyby odpowiedzieć na to pytanie twierdząco, co, nie będę ukrywał, by mi odpowiadało, to z naszą wszechobecną propagandą sukcesu wypadalibyśmy doprawdy żałośnie. Moglibyśmy wówczas skonstatować, że nasza nędza polega na tym, że z rzeczywistości, która nas pokonuje i miażdży, za wszelką cenę uczynić chcemy rzeczywistość, którą my pokonujemy i miażdżymy. Nasz zasadniczy problem polegałby w takim układzie na tym, żeby sobie z krzywdą, jaką stanowi życie, jakoś poradzić, żeby z życiem-krzywdą jakoś się uporać.

A może nie jest tak, że życie to jedna wielka rana nam zadana i wciąż, każdego dnia na nowo, z nową siłą zadawana. Może życie tylko wydaje się nam być wielką raną, ponieważ zbyt wiele od niego oczekujemy, zbyt wiele się po nim spodziewamy, zbyt wielkie nadzieje z nim wiążemy. Być może problem leży gdzie indziej. Mianowicie w naszym nastawieniu do życia. Może poczucie krzywdy to stan, w który co i raz umysł ludzki popada. Na swoją zgubę.

7.

Umieć przyjąć i obsłużyć poczucie krzywdy to chyba jedna z ważniejszych umiejętności w życiu. Tak to poczucie przyjąć i obsłużyć, by nie było ciężarem. Ciężarem nie do uniesienia. Piekłem.

Co możemy z naszym poczuciem krzywdy zrobić? Możemy powierzyć go słowom. Słowa wszakże są lecznicą duszy. Są lekarzem dobrym i mądrym. Mają moc terapeutyczną. Czynią cuda. Wierzę w to. Swoje poczucie bycia skrzywdzonym zamknąć w słowach. Znaleźć dla niego słowa. Wyrazić, wysłowić je.

A czy możemy zrobić coś dla siebie nawzajem? Owszem, możemy. Słuchać. Możemy się nawzajem słuchać.

ks. Łukasz Libowski