Strażak z OSP: jak zaczynałem to mieliśmy 10 wyjazdów na rok. Teraz w miesiąc robimy więcej
W ciągu 13 ostatnich lat OSP dokonała ogromnego przeskoku. Wie o tym strażak z Sudołu - Mateusz Seidler, którego ojciec i dziadek też służyli w tej jednostce. Podobnie jak żona i brat.
W "chemii" trzeba wszystko robić na chłodno, najpierw rozeznać temat i przede wszystkim uważać, ze względu na duże zagrożenie dla zdrowia i życia.
- W Raciborzu też tak było?
- Nie, tu zakres zagadnień, którymi zajmują się zawodowcy i OSP na co dzień, są to działania zbliżone. Ja od 2008 do 2017 roku jeździłem na wiele zdarzeń w mieście i poznałem strażaków zawodowych z Raciborza. Trochę prywatnie i z akcji. OSP uzupełnia działania straży zawodowej. Takie zdarzenie jak pożar dachu na Daichmanie wymaga udziału wielu jednostek i my się tak poznajemy, integrujemy.
- Spędził pan w straży zawodowej już 9 lat, jest młodszym ogniomistrzem. Jakie akcje utkwiły panu w pamięci najbardziej?
- Na pewno te duże działania przeciwpowodziowe, te z 2010 roku. Zapamiętałem je, bo dużo się wtedy działo. Patrolowaliśmy wały, układaliśmy worki z piaskiem, pompowaliśmy wodę z podtopionych posesji i pomagaliśmy w sprzątaniu. Zapadł w pamięci pożar Brooklynu, bo też był dużą akcją, podobnie jak pożar Emy w Brzeziu. W tym czasie w Sudole też się sporo działo. Były groźne wypadki drogowe na DK 45. Np. samochód uderzył w ogrodzenie, a w aucie były 4 osoby. W Bojanowie kiedy potrącono rowerzystę i na skrzyżowaniu Bojanów-Wojnowice, jak młodzież wracała ze stawów i dachowali samochodem. Co roku coś dochodzi w związku z anomaliami pogodowymi. Jak silne wiatry w Kuźni, podtopienia w gminie Krzyżanowice i to co się dzieje na Ocicach w Raciborzu.
- Jak pan dołączył do strażaków w 2008 roku, a teraz to są jakby inne formacje, prawda?
- Ja panu pokażę jak to wszystko poszło do przodu na przykładzie naszych wyjazdów. W 2009 roku według naszej książki ewidencyjnej wyjazdów, to w miesiącu średnio mieliśmy po jednym zdarzeniu, a za cały rok wyszło tylko 10 wyjazdów. Tymczasem spójrzmy na 2021 rok. Wezmę pod uwagę tylko maj, wtedy jak były podtopienia w Krzyżanowicach. Tu widać ten przeskok, bo w samym maju, gdzie maj ma 31 dni, to mieliśmy 39 wyjazdów. W ciągu 10 lat tak się to zmieniło i sprzęt też się zmienił. Aparatów powietrznych mieliśmy wtedy 2, a teraz jest ich 8. Woziliśmy je w jelczu, który w 2012 został zabudowany i zaraz po tym była akcja na Wileńskiej i w Bolesławiu. To się tak zapamiętuje, że dostajemy nowy sprzęt i jest z jego użyciem jakaś akcja.
- W pana przypadku służba w OSP nie kończy się na udziale w akcji ratowniczej. Pan dosłownie żyje tą strażą. Z druhami np. walczycie w Budżecie Obywatelskim.
- Owszem, te projekty obywatelskie to ja zgłaszałem, ale te pomysły były wymyślane przez całą grupę. Było nas przy tym dużo, a przy pierwszym starcie sami wszytko robiliśmy. Dobrze pamiętam jak siedzieliśmy w remizie w 8 osób i drukowaliśmy ulotki. Kupiliśmy tusz i jeden z nas napełniał toner, bo tak było taniej. Drukowaliśmy 300 stron na jednym tonerze. Musiał być ciągle napełniany. Żeby sprzęt "nie poznał", że toner się wyczerpał. Napisaliśmy aktualnie projekt do Inicjatywy Lokalnej i jest do realizacji. Nazywa się "Strażak oczami dziecka". Będziemy robić gry dla dzieci, wyposażymy się w małe mundurki. Zakupimy też pompy elektryczne, do pompowania wody, do użytkowania w piwnicach. One nie produkują spalin i są bezpieczne dla strażaków. Jak mieliśmy działania w Krzyżanowicach to jedna ze starszych pomp, z uwagi na stan zużycia odmówiła posłuszeństwa. Dlatego te nowe chcemy już w innej technologii.
- Skąd czepie pan wiedzę o nowinkach strażackich, np. tych technicznych?
- Kiedyś było trudniej, bo działało tylko jedno forum strażackie i tam były wszystkie tematy. Dziś jest wiele takich grup na Facebooku, to się bardzo rozwinęło. Ludzie piszą o swoich doświadczeniach z całej Polski i jest wiele materiałów poglądowych, poradnikowych. Np. o nowotworach, na które są narażeni strażacy, bo związki kancerogenne osiadają im na ubraniach. Teraz mamy w remizie pralkę i suszarkę, a nasze ubrania są jasne i widać każde zabrudzenie, żeby strażak się wybronił przed chorobą. To jest wiedza z artykułów, z internetu, ze szkoleń. Jest taki wykładowca Rafał Podlasiński ze szkoły Szkoły Głównej pożarnictwa. Ja się z nim często konsultuję, a on mi udziela wskazówek. Żeby się nauczyć, dobrze wykonać, nie robić błędów.
- Za co pan kocha straż pożarną?
- Najfajniejszą sprawą w OSP jest ta zgrana grupa ludzi tworzących straż. To nigdy nie jest indywidualna działalność. My się spotykamy, to są różne zajęcia, bo dużo się można nauczyć w OSP, a my możemy na siebie liczyć nawzajem.
- OSP Sudół jest w powiecie rekordzistą pod względem liczby wyjazdów do akcji. Na Śląsku też jesteście wśród najwięcej wyjeżdżających.
- Z roku na rok przybywało tych wyjazdów. Jak mieliśmy ich 35 to wydawało się sporo, a potem było 60. Mówimy: o rekord! Zastanawialiśmy się czy przebijemy 100, a było ich 112 i wciąż ten poziom utrzymujemy. Co ważne na dziś, to staramy się naszą młodzież zachęcić, żeby OSP miała przyszłość. Mamy tu chłopców w wieku 16-18 lat i to są strażacy, z którymi będziemy pracować pod kątem wdrażania ich w dorosłą straż. Bo to już nie jest młodzieżowa drużyna - od 16 roku życia mogą się szkolić. Nad tym naczelnik i prezes szczególnie czuwają.
- Co pan sądzi o obecnej strukturze OSP? Np. w Niemczech jest tak, że jednostkę prowadzi zawodowy strażak, który organizuje ochotników. W Polsce jest inaczej, choć w Sudole nie tylko pan jest zawodowcem.
- Jest dużo strażaków ochotników, którzy pierwszy kontakt z pożarnictwem mają w OSP i później planują, by stać się zawodowcem. Tu jednostką kierują prezes z naczelnikiem i taka jest u nas struktura. Myślę, że tak jest dobrze. Mamy cały czas system szkoleniowy, jesteśmy w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym. Musimy spełniać określone wymagania, posiadać wiedzę, mieć ratowników. A tą posiadaną wiedzą i umiejętnością posługujemy się według umiejętności. Jest elektryk, to bierze się za elektrykę. Jest mechanik, to bierze na siebie samochody, motory itd. A jak są jakieś sprawy budowlane, to też mamy eksperta.
- Jak pandemia wpłynęła na działalność strażaków w OSP?
- Nauczyła nas kilku nowych rzeczy. Inne było podejście do prowadzenia działań. Trzeba było stosować zabezpieczenia, zmodyfikować działania, przy których nie kładliśmy dotąd takiego nacisku na ochronę osobistą. Teraz są nakazy w pierwszej pomocy, że trzeba stosować maseczki chirurgiczne. Mieliśmy też do czynienia w ty czasie ze zdarzeniami, które wcześniej nie występowały, np. dowóz leków, żywności. Były specyficzne wezwania, by pomóc ludziom.
- Jaka przyszłość czeka straż pożarną?
- Kiedy tu zaczynałem, to były same pożary, a wypadków niewiele. Teraz to większość naszych wyjazdów, doszło sporo związanych z anomaliami pogodowymi. Straż ochotnicza przechodzi okres modernizacji, dużo nowych wozów wchodzi i poprawiają się warunki służby. Jak jeździliśmy do akcji starym jelczem to wchodziło na ciasno 4 strażaków. Dziś jedzie 6 w komfortowych warunkach. Następuje wymiana ubrań specjalnych - na piaskowe, a nie jak dotąd czarne. To dla lepszego zabezpieczenia. W miarę możliwości finansowych modernizujemy się i trzeba myśleć o nowinkach wchodzących do życia codziennego. Bo jest mnóstwo instalacji fotowoltaicznych, co też niesie pewne ryzyko. Trzeba się szkolić jak z nimi postępować. To samo jeśli chodzi o samochody elektryczne, hulajnogi na baterie, hybrydy. Musimy wiedzieć jak z tymi urządzeniami postępować. Straż zmienia się ze światem, bo teraz są podtopienia, wichury. Dlatego mamy na stałe wysypany z wywrotki piasek za remizą.
- Pan został niedawno tatą. Swoją pociechę też, podobnie jak żonę i rodzinę widzi kiedyś w OSP?
- Żona jest strażaczką i ratownikiem medycznym, a córeczka jest malutka, ma dopiero 2 miesięcy. Jeśli tylko zechce wstąpić do OSP to ja się będę oczywiście bardzo cieszył. A może kiedyś straż będzie zdominowana przez kobiety? Może tak być.