Poniedziałek, 1 lipca 2024

imieniny: Haliny, Mariana, Klarysy

RSS

Mam na imię Teresa. Jestem alkoholiczką

16.11.2019 13:00 | 2 komentarze | OK

Zaczęło się od niewinnego drinka, który miał przynieść ukojenie po ciężkim dniu w pracy i pustce w domu. Z czasem było ich coraz więcej, więc do picia potrzebna już była mądra strategia. Trzeba było zmieniać sklepy i znajdować nowe skrytki, bo Teresa, jak większość kobiet, piła w ukryciu i w samotności, nie opuszczając domu.

Mam na imię Teresa. Jestem alkoholiczką
zdjęcie poglądowe
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Oprócz listonosza do kamienicy trafiły dwie komisje z Rafako, które zdecydowały w końcu, że mieszkanie trzeba przyznać młodej rodzinie natychmiast. Znalazło się w samym centrum miasta, z dwoma pokojami i łazienką. To był luksus, o jakim nawet nie śnili.

Teresa w końcu mogła wrócić do pracy. Przez 25 lat związana była zawodowo z oświatą. Zaczynała skromnie, zdobywając doświadczenie na coraz wyższych stanowiskach, aż w końcu powierzono jej kierowanie dużym zespołem, co wiązało się też ze sporą odpowiedzialnością finansową. – Mój awans zbiegł się w czasie z wyjazdem córki na stałe za granicę. Nie było wtedy komórek, więc nasz kontakt był sporadyczny. W domu zrobiło się cicho i pusto, za to w pracy byłam wciąż pod ogromną presją. To mnie przerosło. Zaczęłam sięgać po alkohol. Wieczorny drink potrafił mnie uspokoić, tylko szybko przestał mi wystarczać. Z czasem potrzebowałam ich coraz więcej, ale wierzyłam, że nad tym piciem panuję – tłumaczy Teresa. Pamięta, że po którejś awanturze w ojcem wykrzyczała mu kiedyś, że w jej domu nigdy tak nie będzie. I rzeczywiście było inaczej. Bez kłótni, rękoczynów, bez spojrzeń wystraszonych dzieci i komentarzy sąsiadów. Bo picie Teresy było samotne. Nikt tego nie oglądał i nikt z tego powodu nie cierpiał. Przynajmniej tak jej się na początku wydawało. Tylko, że z okien jej domu coraz rzadziej widać było niebo.

Potrzebna jest strategia

Picie w samotności i w ukryciu, wymagało przemyślanych działań. Robiąc zakupy zataczała coraz większy krąg, zmieniając sklepy i domowe schowki. Gdy mąż kładł się spać, sięgała po kolejnego drinka pod pretekstem oglądania telewizji. Nocne picie miało swoje konsekwencje, bo w pracy zaczęto wyczuwać od niej alkohol. – W końcu dostałam od przełożonego ustne upomnienie. Powiedziałam, że to się więcej nie powtórzy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mając 50 lat nie znajdę łatwo pracy, więc zaczęłam się pilnować. Wytrzymałam rok. Na cztery miesiące przed przejściem na zasiłek emerytalny miałam kolejną wpadkę. Dostałam do wyboru: albo zwolnienie dyscyplinarne, albo leczenie. Wybrałam to drugie, ale tylko dlatego, by im udowodnić jak bardzo się wobec mnie mylą – opowiada Teresa.

Zgłosiła się do poradni uzależnień, która, jak się okazało, znajdowała się w budynku naprzeciw jej domu. W poczekalni rozglądała się gorączkowo w obawie, by nikt jej nie rozpoznał. Największy szok przeżyła jednak za drzwiami gabinetu, bo w terapeucie rozpoznała człowieka, z którym w swojej pracy miała ostre ścięcie właśnie z powodu alkoholu. Tyle tylko, że wtedy to nie ona, a on był pod wpływem procentów i nie panując nad emocjami awanturował się w jej pracy – Później dowiedziałam się, że on też miał chorobę alkoholową, z której wyszedł. Potem zrobił kurs i został terapeutą. Gdy trafiłam do poradni, już od ośmiu lat nie pił i pomagał innym – wyjaśnia Teresa. Jej mąż dostrzegł problem dość szybko, ale ona zawsze potrafiła wybronić się z niewygodnych pytań i zarzutów. – Nie zaniedbywałam żadnych obowiązków. Moje mieszkanie było wysprzątane, ubrania wyprasowane, a obiad codziennie stał na stole. To że wypijam przed snem kilka drinków nikomu nie powinno przeszkadzać. To była moja nagroda po pracowitym dniu – tłumaczy.

Choć jej przypadek kwalifikował się do leczenia zamkniętego, nie chciała się na nie zgodzić. Po pierwszej wizycie w poradni, na drugi dzień trafiła na mityng otwarty. Na początku nie wiedziała co to jest, a stres był tak duży, że poszła na spotkanie z żoną terapeuty. – Wszystko mnie przerażało. Nie spodziewałam się, że przyjdzie ponad sto osób. Nie mieściliśmy się w sali. Część gromadziła się na korytarzu, a ja gorączkowo sprawdzałam, czy czasem nie ma wśród nich kogoś znajomego. Zaczęło się od wspólnej modlitwy, której słów nie znałam. Nie podobało mi się to bratanie z Bogiem, bo ja byłam z nim od dawna pokłócona. Nie wiedziałam co mam z sobą zrobić, ale wytrwałam do końca. Dopiero po czterech miesiącach zrozumiałam po co są te terapie i mityngi. Poczułam, że jestem w miejscu, w którym powinnam się znaleźć dużo wcześniej – puentuje Teresa, która nie pije od szesnastu lat.

Dziś to ona jest wsparciem dla tych, którzy jeszcze nie rozumieją, że grupa potrzebuje ich, a oni grupy. Jeździ na mityngi do ośrodków zamkniętych w Branicach i Gorzycach, żeby opowiedzieć im swoją historię i pokazać, że nigdy nie jest za późno na leczenie. – Mnie ktoś kiedyś pomógł, więc teraz ja pomagam innym. Dostałam drugą szansę. W przenośni i dosłownie, bo gdy zachorowałam na raka mogłam na trzeźwo podjąć decyzję o walce z chorobą i ją wygrałam. Wiem, że gdyby mnie to spotkało gdy piłam, nawet nie podjęłabym się leczenia. Odzyskałam szacunek i zaufanie najbliższych. Dziś mogę się zajmować wnukami, bo jestem znowu wiarygodna. W moim życiu nie ma już żadnych minusów, wszystko idzie w dobrym kierunku – podsumowuje Teresa.

Katarzyna Gruchot


Poradnia Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia będzie pracować do 20 grudnia zgodnie z harmonogramem: poniedziałki 8.00 – 20.00, wtorki 15.00 – 20.00, środy 15.00 – 20.00, czwartki 8.00 – 20.00, piątki 8.00 – 17.00. Rejestracja telefoniczna w godzinach pracy poradni 32 415 38 35.