Czy ostatnia Komunia święta jest ważniejsza od pierwszej?
Nie pierwsza, ale ostania. O Pierwszej Komunii św. mówi i pisze się wiele, a o ostatniej prawie wcale. A może jest ważniejsza, bo więcej waży na naszej wieczności niż ten pompatyczny start do życia eucharystycznego? - pisze ks. Jan Szywalski.
Wiatyk
Komunię św. udzieloną ciężko choremu nazywamy wiatykiem, od łacińskiego słowa „via – droga”, bo ma towarzyszyć człowiekowi na ostatniej drodze, w przejściu przez próg z doczesności do wieczności, tam gdzie kończy się wiara w Boga, a zaczyna się Jego ogląd. „Teraz widzimy przez zwierciadło, niejasno, potem zobaczymy Go takim jakim jest, twarzą twarz” – mówi św. Paweł. Dla niektórych wiatyk jest ostatnią możliwością wejścia przez ciasną bramę do Królestwa niebieskiego, szansą, którą otrzymał kiedyś łotr na krzyżu.
Wielu ludziom podałem wiatyk – to kapłański obowiązek spieszenia z ostatnią posługą, zaś niektóre z tych spotkań z ludźmi na progu śmierci, utkwiły mi szczególnie w pamięci.
Zmasakrowany górnik
Jako młody wikary w Zabrzu zostałem pewnego popołudnia wezwany do szpitala. Na noszach leżał nieprzytomny mężczyzna, górnik przywieziony z kopalni po wypadku. Rozdarte spodnie wzdłuż nogi odsłaniały straszliwą ranę, obandażowana głowa świadczyła, że i ona mocno ucierpiała, koszula cała zakrwawiona mówiła o wewnętrznych obrażeniach. Oddychał szybko i spazmatycznie. Nie mogłem mu udzielić żadnych sakramentów poza namaszczeniem olejami świętymi.
Stary proboszcz
Ks. Franciszek Melzer był proboszczem parafii św. Krzyża w Raciborzu–Studziennej przez 54 lata. Był tam moim poprzednikiem. Prawie wcale w swym długim, 94–letnim życiu, nie chorował; zachował też sprawność umysłu, jedynie oczy miał bardzo słabe. Zachorował krótko przed wrześniowym odpustem parafialnym. Doktor Arnold Klimanek, nie robił wiele nadziei. Poproszony, przyjechał ks. Gade z Ocic i wyspowiadał go, ja zaś przyniosłem mu Komunię św. i udzieliłem sakramentu namaszczenia chorych. Przy zapalonej świecy, czuwaliśmy przy nim modląc się na różańcu. On z nami, ale coraz słabiej i ciszej, aż zamilkł zupełnie. Po chwili też ustał jego oddech. „Oddał Bogu ducha” – to piękne określenie śmierci miało tu dosłownie miejsce.
Złote gody małżeńskie
Małżonkowie Eryk i Krystyna Ż. mieli obchodzić złote wesele. Termin uroczystości był od dawna ustalony. Jednak kilka tygodni przedtem małżonka – jubilatka zachorowała na raka złośliwego. W galopującym tempie szło ku końcowi; nie było mowy, by uroczystość odbyła się w kościele. Ustaliliśmy z jej mężem i córką, że msza św. odprawiona będzie w domu przy jej łóżku.
Kilka dni przed ustaloną datą przyszła córka z propozycją, by uroczystość domową przyspieszyć, bowiem stan chorej pogarsza się gwałtownie. W pewne więc popołudnie zebrało się kilkanaście osób w jej domu: krewni, przyjaciele i sąsiedzi. Podczas mszy św. wiązałem ręce jubilatów stułą, a oni odnowili swe ślubowanie małżeńskie; słowa „aż do śmierci” brzmiały tu szczególnie. Komunię św. przyjęła pod postacią kilku kropel Krwi Najświętszej. Potem były kwiaty i życzenia. Wzruszenie udzieliło się wszystkim. Jeszcze tej nocy zasnęła w Panu.