Ksiądz Jan Szywalski o obżarstwie i pijaństwie. Z cyklu: Grzechy główne
Co innego jest jedzenie, co innego obżarstwo – jedzenie dla jedzenia. Św. Paweł mówi o ludziach, dla których „bogiem jest brzuch” - pisze ks. Jan Szywalski.
Pytanie w ich wypadku było bardzo uzasadnione: zarówno on, jak i ona mieli opinię, że piją.
– Nie – padła odpowiedź.
– Jednak widziano was często nietrzeźwych.
Lekceważący uśmiech: – To plotki. Pijemy czasami, jak wszyscy.
Taką ich odpowiedź zapisałem w protokole.
Jednak do ślubu nie doszło. Na daremno czekałem na młodą parę w świąteczne popołudnie. Po pół godzinie czekania zjawia się pani świadek:
– Księże, chyba ślubu nie będzie, byłam u nich, ledwie trzymają się na nogach.
Żyli dalej jak dotąd, coraz bardziej pogrążeni w nałogu. Przedwcześnie zmarli. Ich córka przyszła prosić o mszę św. za nich. Synowie niestety poszli w ślady rodziców.
Wydaje się, że pierwszym krokiem wyjścia z pęt tego niezwykle silnego uzależnienia jest przyznanie się przed samym sobą i innymi: „Jestem alkoholikiem”. „Tak, jestem chory na alkoholizm, sam jestem winien, ale teraz chcę z tego wyjść”. Dopiero wtedy ma sens leczenie. Trzeba dużo pokory, żeby przyznać się do swej słabości i że potrzebna mi jest pomoc. Członkowie grup anonimowych alkoholików AA wiedzą też, że potrzebna jest pomoc Boża. „Jedynym i najwyższym autorytetem w naszej wspólnocie jest miłujący Bóg, jakkolwiek może się On wyrażać w sumieniu” – głosi drugi punkt ich reguły.
Pan S. jest autorem pracy o czterech krokach wyjścia z bezdomności. Zwykle, gdy miał wykład, zaczynał go od przedstawienia siebie: „Jestem alkoholikiem”. Właściwie mógłby powiedzieć: „byłem alkoholikiem” lecz on jest świadomy, że ta choroba nadal w nim tkwi i tylko silna wola oraz zupełna abstynencja pozwala mu żyć w trzeźwości. Dalej mówił o sobie: „Byłem na samym dnie. Piłem wszystko, co miało smak alkoholu: denaturat, wodę kolońską, perfumy. Przepijałem wszystko co zarabiałem i wynosiłem z domu co się dało. Żona rozwiodła się ze mną, a ja spałem na dworcach i pod mostami. Aż kiedyś odbiłem od dna, stałem się członkiem klubu AA. Razem z członkami tej grupy wychodziliśmy z uzależnienia; świętowaliśmy każdą kolejną rocznicę trzeźwości. Ponownie się ożeniłem – z tą samą kobietą – i wróciłem do rodziny”. Pan S. stał się jednym z bardziej poważanych obywateli naszego miasta; pomógł wielu osobom wyjść z nałogu pijaństwa i z bezdomności.