Stary proboszcz Starej Wsi – ks. radca Reinhold Porwol
Obchodził w tym roku diamentowy jubileusz kapłański, ma 84 lata, jest zdrowy duchowo i fizycznie, uśmiechnięty i prężny – ks. Reinhold Porwol, emerytowany proboszcz parafii św. Mikołaja w Raciborzu. Dlaczego tak dobrze się trzyma? – Nawet nie pytam, ale domyślam się, że to ruch – codzienna droga do kościoła, na cmentarz, praca w ogrodzie; zdrowe odżywianie i pogoda ducha: optymizm oparty o wiarę i ufność, że Bóg nie opuści, a ludzie nie są źli. Podobnie jego siostra, Lidia, która mu towarzyszyła przez wszystkie lata kapłaństwa, choć jeszcze starsza, jest zdrowa i pełna życia.
– Kto księdza wprowadził w urząd proboszcza?
Ówczesny Dziekan w Raciborzu – świątobliwy ks. Bernard Gade.
– Był Ksiądz również znany jako dobry katecheta, ujmujący dzieci i młodzież.
– Lubiłem katechezę. Przez wszystkie 30 lat przygotowywałem dzieci do I Komunii św. Dzięki temu znałem parafię przyszłości. Przez długie lata religia była w salkach, które wpierw należało znaleźć czy wybudować. W 1990 r. religia weszła do szkół; uczyłem w Ekonomiku i w szkole sportowej. Zdarzało się, że miałem ponad 30 godzin, kilka pierwszych lat bez pensji.
– Był ksiądz również okresowo kapelanem więziennym.
– I to w czasie stanu wojennego, kiedy w Zakładzie Karnym przebywali internowani solidarnościowcy, ok. 40 osób z całego Śląska. Potem w byli recydywiści. To była mocna szkoła! Zdarzało się, że dochodziło do głośnych dialogów w czasie kazania.
– Pozostawił ksiądz kilka „synów duchowych”, czyli wychował nowych kapłanów dla Kościoła.
– W moim trzydziestoleciu było 9 prymicji. Wszyscy są wierni swemu powołaniu; często wybitne osobowości. Było też kilka „córek duchowych”, ofiarnie pracują w swoich zakonach. Jestem też wdzięczny siostrom elżbietankom za służbę katechetyczną, w zakrystii i przy organach.
– Pozostawił ksiądz kościół zadbany, w dobrym stanie. Czy powstało w tych latach coś nowego?
– Najwięcej środków włożyliśmy w budowę Domu Formacyjnego w Miedoni. Dom rodził się „w bólach”, przy wielkim sprzeciwie władz państwowych. „Kaktus wyrośnie nam na dłoni nim postawicie kaplicę!” – mówiono mi w Katowicach. Jednak Matka Boska Trzykroć Przedziwna – patronka Domu – dokonała tego cudu. Wszystkie koszta pokryła parafia. W czasie wakacji jeździłem też na Zachód, by zarabiać na ten cel. Uważam, że kaplica i cały dom formacyjny to wielkie błogosławieństwo. Dodam, że świetnie układała się współpraca z Dyrektorem Ośrodka Formacyjnego – ks. Hubertem Czernią. Najważniejsze są jednak w pracy kapłańskiej owoce duchowe, a te tylko Pan Bóg zna i ocenia. Dużo radości sprawiały mi dzieci. Nie wyobrażam sobie, bym jako proboszcz siedział za biurkiem w kancelarii i nie miał kontaktu z parafianami, zwłaszcza młodymi.