Jest wyrok dla podpalacza z Jastrzębia. Dariusz P. skazany na dożywocie
Co najmniej 35 lat spędzi za kratami Dariusz P., który miał spalić swoje dzieci i żonę. 19 grudnia w rybnickim sądzie zapadł wyrok w sprawie, która zszokowała cały region. Podpalacz przyjął wyrok ze spuszczona głową.
Proces, który toczył się w rybnickim wydziale zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach relacjonowały ogólnopolskie media. W poniedziałek sąd skazał podpalacza z Ruptawy na karę dożywotniego pozbawienia wolności dodatkowo zastrzegając, że Dariusz P. będzie mógł się starać o przedterminowe zwolnienie dopiero po odsiedzeniu 35 lat.
Przypomnijmy, 10 maja 2013 roku, w jednym z domów w Jastrzębiu Zdroju, doszło do wybuchu pożaru. Wezwani na miejsce strażacy z palącego się domu ewakuowali zgłaszającego Wojciecha P. oraz 5 kolejnych osób, wobec których ratownicy medyczni podjęli czynności reanimacyjne. Na miejscu zdarzenia lekarz stwierdził zgon Justyny P. (lat 18). Kolejna osoba – Agnieszka P. (lat 4) zmarła w drodze do szpitala. W dniu 11 maja 2013 roku w szpitalu zmarła Joanna P. (lat 40) oraz Marcin P. (lat 9), a w dniu 13 maja 2013 roku Małgorzata P. (lat 13).
W akcie oskarżenia prokuratura zarzuciła Dariuszowi P., że w nocy 10 maja 2013 roku, około godziny 1:40, Dariusz P., po opuszczeniu mechanizmów rolet zainstalowanych w oknach swojego domu jednorodzinnego, dokonał jego podpalenia podkładając ogień aż w sześciu miejscach. W obrębie jednego z ognisk pożaru, w pobliżu kabla elektrycznego, oskarżony umieścił szczątki myszy polnej, której ułożenie miało sugerować przegryzienie kabla i spowodowanie zwarcia instalacji. Przeprowadzone przez biegłych z zakresu mechanoskopii badania wykazały, że kabel został uszkodzony w wyniku przecięcia narzędziem tnącym, jednoostrzowym, np. nożem. Z kolei biegli z zakresu patomorfologii i weterynarii sądowej stwierdzili natomiast, że powodem padnięcia myszy był uraz mechaniczny, a nie działanie prądu elektrycznego. Kiedy Dariusz P. podłożył ogień w domu i wyszedł z budynku, obudził się jego syn Wojciech, który zauważył pożar. Zadzwonił on na numer alarmowy 112, a następnie usiłował nawiązać połączenie z ojcem. Z analizy logowań telefonu komórkowego stale użytkowanego przez Dariusza P. wynikało, że w czasie inicjacji pożaru oraz w czasie kiedy Wojciech P. wykonywał połączenia na numer alarmowy 112, oskarżony znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie swojego domu w Jastrzębiu Zdroju. Oskarżony nie odbierał jednak połączeń od syna.
Po zdarzeniu Dariusz P. podjął czynności zmierzające do skierowania śledztwa na fałszywe tory, sugerując istnienie innego sprawcy zdarzenia. W tym celu nabył dwa telefony komórkowe i począwszy od dnia pogrzebu rodziny zaczął prowadzić korespondencję ze sobą za pomocą sms-ów. Podczas przesłuchań przekonywał, że kierował nim wymyślony przyjaciel, nieistniejący „Waldi”. Biegli lekarze psychiatrzy, w opinii wydanej po przeprowadzeniu obserwacji psychiatrycznej stwierdzili, że w czasie popełnienia zarzuconego mu czynu Dariusz P. nie miał zniesionej ani ograniczonej w stopniu znacznym zdolności rozpoznania jego znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem. W czasie przeszukania domu oskarżonego, ujawniono i zabezpieczono książkę pt. „Psychiatria Kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne”. W jednym ze swoich listów Dariusz P. relacjonując swoje dolegliwości opierał się na znajdującym się w tym podręczniku opisie pacjentki ze schizofrenią. Swój stan psychiczny opisał jednak z pozycji lekarza (obserwatora), a nie pacjenta.
Komentarze
2 komentarze
Polak, dobry katolik, szafarz
przykra sprawa, napisałabym więcej co na ten temat myślę, ale znowu redakcja mnie ocenzuruje :/ I co ma zrobić ten biedny nastolatek? Jedyny ojciec który mu pozostał okazał się jego katem???!!! Współczuję ci mocno synku. A ty stara gn**o nigdy nie powinieneś wyjść na wolność!!!!