Trener Szweda: Potencjał wielu klubów jest marnotrawiony
Sebastian Szweda, to młody, 26-letni trener pochodzący z Rybnika o oryginalnym spojrzeniu na piłkę nożną, podkreślający znaczenie taktyki i organizacji gry jako najistotniejszych aspektów piłki nożnej. Bardzo wcześnie zakończył własną przygodę piłkarską, zauważając wiele braków merytorycznych w prowadzeniu zespołów i odkrywając szereg prawidłowości, istniejących w futbolu, które zamierza stale wykorzystywać, funkcjonując w piłce w roli trenera. Obecnie zdobywa uprawnienia na kursie UEFA A, szkoli najmłodszych adeptów w ROW-ie Rybnik oraz pracuje w nowoczesnej firmie TrainerPRO, specjalizującej się w wielopłaszczyznowym rozwoju trenerów oraz profesjonalizacji klubów. Trener Szweda po rozstaniu się z Naprzodem Syrynia opowiada o piłkarskiej rzeczywistości niższych klas rozgrywkowych, której doświadczył i którą od lat obserwuje. Z rybnickim szkoleniowcem rozmawiał Maciej Kozina.
MK: Na początek porozmawiajmy o Twojej stronie piłkarskiej. Jak się wszystko zaczęło?
SS: Swoją edukację piłkarską zacząłem w Górniku Boguszowice. Etap gimnazjalny spędziłem w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Rybniku. Później kontynuuowałem przygodę z piłką w liceum, zostając włączony do kadry trzecioligowego Energetyka ROW Rybnik. Ze względu na warunki fizyczne nie grałem zbyt wiele. Skorzystałem z wypożyczenia do trzecioligowej Pogoni Oleśnica, gdzie doświadczyłem trochę więcej oczekiwanej gry. Wiele zastanawiałem się nad tym, dlaczego trudno mi bylo regularnie "sprzedawać" swoje umiejętości, które prezentowałem na treningach bądź w konkretnych sytuacjach boiskowych podczas meczów. To był proces, w którym pojawiło się we mnie pierwsze świadome spojrzenie na piłkę nożną od strony taktycznej. Dostrzegłem, że gra zespołów, w których funkcjonowałem, była w dużym stopniu niezorganizowana, bazowała na indywidualnościach, więc tym, co w grze było najczęściej powtarzane był przypadek...
- Już będąc piłkarzem towarzyszły Ci myśli szkoleniowe...
- Poniekąd tak, ale był to dopiero początek. Wróciłem do Rybnika, aby znowu zostać wypożyczonym - tym razem - do czwartoligowej Skry Częstochowa. Tam spotkałem trenera Marcina Gabora, który otworzył nowe spojrzenie na futbol, pokazując, że zagadnienia taktyki i organizacji w grze są kluczowe dla świadomego funkcjonowania w niej. Niestety dla klubu i kilku zawodników, trener Gabor po czterech meczach otrzymał propozycję współpracy z Wojciechem Stawowym w GKS-ie Katowice, z której naturalnie skorzystał. Następnie losy potoczyły się w taki sposób, że zasiliłem LKS 1908 Nędza, grający w klasie okręgowej. Później z kolei zadomowiłem 4 lata w IV-ligowym Gwarku Ornontowice, gdzie uzyskałem status zawodnika podstawowego w większej części okresu mojej gry w tym klubie. W ostatnim roku objąłem jako szkoleniowiec nowopowstały zespół rezerw, z którym doświadczyłem fantastycznych chwil, ciesząc się z prezentowanego stylu gry, rozwoju młodych zawodników, a przy okazji z awansu do wyższej klasy rozgrywkowej i historycznego zwycięstwa nad III-ligowym Piastem Gliwice w Pucharze Polski. Nigdy nie będę opowiadał o swojej pracy i oceniał jej przez pryzmat suchych wyników, które nic nie mówią o poziomie gry zespołu. Ten jednak przypadek został przywołany jako przykład, pokazujący że zespół, grający w oparciu o faktyczną organizację i realizujący jej założenia taktyczne może naprawdę wiele. Po sezonie zmuszony byłem zaprzestać pracy szkoleniowej, koncentrując się stale na fukcjonowaniu w roli zawodnika oraz na ukończeniu studiów magisterskich i zdobyciu uprawnień trenerskich UEFA B. W tym czasie reprezentowałem barwy czwartoligowego Krupiński Suszec - drużyny, która była ostatnią na mojej ścieżce piłkarskiej. Nagromadzone doświadczenia, sprowadzające się tak naprawdę do jednej puenty tj. traktowania taktyki i organizacji gry w kategorii niewygodnego dodatku treningowego, wpłynęły na decyzję o zakończeniu gry w piłkę.
- Po Krupińskim zostałeś szkoleniowcem?
- Tak. Z Gwarka Ornontowice trener Damian Galeja odszedł do Ruchu Radzionków, pozostawiając nieobsadzone stanowisko szkoleniowca w IV ligowym zespole. Podobnie było w zespole rezerw, który po raz kolejny awansował - tym razem do zabrzańskiej A klasy. Pojawiła się możliwość, żeby wrócić do Gwarka Ornontowice w roli trenera. Ponownie objąłem drugi zespół i współprowadziłem z trenerem Jarosławem Brysiem pierwszą drużynę, grającą w IV lidze. Mieliśmy zazębiające się wizje odnośnie do sposobu, w jakim miał grać nasz zespół. To umożliwiło również wprowadzenie ujednoliconego systemu gry dla I i II drużyny Gwarka, co w rzeczywistości piłkarskiej na niższych szczeblach rozgrywek nie jest często nawet wyobrażalne. Potrzebowaliśmy konsekwencji i wiele czasu, żeby efekty pracy mogły być również przełożone na wyniki przy nowym i mocno przekształconym personalnie zespole, który uczył się wielu nieznanych dotąd elementów boiskowych.