Nie wiadomo kto podpalił Brooklyn. Śledztwo umorzone
Na zapisie z monitoringu ze spalonego klubu Brooklyn widać trzy postacie, które opuszczają lokal. Dziś już wiadomo, że sprawcy dostali się do środka za pomocą dopasowanego klucza.
Prokuratura Rejonowa w Raciborzu umorzyła śledztwo w sprawie lutowego pożaru w klubie Brooklyn przy ulicy Browarnej. Śledczy przez kilka miesięcy przesłuchiwali świadków i badali zebrane ślady, niestety bez rezultatu. - Zdecydowaliśmy się na umorzenie śledztwa ze względu na niewykrycie sprawców - mówi prokurator Danuta Kozakiewicz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu. Jak się dowiedzieliśmy, pełnomocnicy osób pokrzywdzonych złożyli zaskarżenie na decyzję prokuratora i akta sprawy przeglądają teraz przełożeni prokuratorów z Raciborza. Jeśli decyzja zostanie podtrzymana, sprawą zajmie się sąd.
Przypomnijmy, pożar wybuchł w nocy z 6 na 7 lutego tuż po zamknięciu Clubu Brooklyn przy ul. Browarnej w Raciborzu. Szybko okazało się, że było to podpalenie. Straty oszacowano wówczas na 700 tysięcy złotych. Już od początku śledztwa jedna z wersji zakładała, że związek z podpaleniem mogą mieć osoby, które w przeszłości pracowały w klubie lub dobrze znały zasady jego funkcjonowania. Świadczy o tym choćby rozbrojenie alarmu poprawnym kodem i otwarcie drzwi kluczem przed rozlaniem paliwa w lokalu i podłożeniem ognia. – Podczas ekspertyzy kryminalistycznej ustalono, że zamek do klubu nie został otwarty poprzez siłowe włamanie. Został otwarty przy użyciu innych kluczy aniżeli były dla niego właściwe. Mówiąc prościej klucz został dopasowany do zamka. Gdyby został np. dorobiony z oryginalnego kompletu, jego otwieranie nie zostawiłoby takich śladów. Klucz był bardzo podobny, ale nie oryginalny – mówi prokurator.
Ze spalonego klubu wyniesiono również zniszczone przez ogień urządzenia wchodzące w skład systemu monitoringu, wśród nich dyski na których zapisywany był obraz z kamer. Policja wysłała go do specjalistycznego laboratorium, gdzie próbowano cokolwiek z nich odzyskać. – Możliwe było odzyskanie jedynie niewielką powierzchnie nośników. Ze względu na zniszczenia udało się odzyskać od 1 procenta do 58 procent nagrań. Niestety niewiele nam to dało – przyznaje szefowa prokuratury. Na nagraniu widać jednak trzy postacie, które wymykają się z klubu tuz przed pożarem. – Są to postacie ciemne, niewyraźne, bliżej nieokreślone, które opuszczają lokal. Przebadaliśmy też zapis z miejskiego monitoringu i zapisy z kamer pobliskich firm. Zapewniam, że prokuratorzy wykonali w tej sprawie wiele czynności. Ewidentnie lokal został podpalony, natomiast sprawców nie udało się ustalić. To jednak nie znaczy, że do sprawy nie możemy wrócić i na nowo podjąć śledztwa. Policja prowadzi swoje czynności i jeśli znajdzie się jakiś trop, to śledztwo można wszcząć na nowo. Mamy na to trzydzieści lat – tłumaczy prokurator Danuta Kozakiewicz.
Adrian Czarnota, Fot. OQL