Poniedziałek, 7 października 2024

imieniny: Marii, Marka, Amalii

RSS

Ruszyło śledztwo w sprawie pożaru w klubie Brooklyn

13.02.2013 20:15 | 11 komentarzy | acz

W poniedziałek Prokuratura Rejonowa w Raciborzu wszczęła śledztwo w sprawie pożaru w lokalu Brooklyn przy ulicy Browarnej.  Ogień stanowił ogromne zagrożenie dla lokatorów mieszkań położonych nad klubem, którzy kładli się do snu. Niewykluczone, że lokal został podpalony.

Ruszyło śledztwo w sprawie pożaru w klubie Brooklyn
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Mieszkańcy centrum Raciborza na długo zapamiętają noc z 6 na 7 lutego. Dokładnie o godzinie 23.23 dyżurny raciborskiej straży pożarnej otrzymał dramatyczne zgłoszenie o pożarze w popularnym klubie Brooklyn. Ogień pojawił się tuż po zamknięciu lokalu.

Pomagali inni strażacy
Na miejsce natychmiast skierowano zastępy straży pożarnej z Raciborza. Szybko okazało się, że potrzebne są posiłki a strażacy nie mogą wejść do środka. Ze względu na bardzo wysoką temperaturę panującą wewnątrz i silne zadymienie wykonano dwa otwory w szklanej ścianie. W jednym z wykonanych otworów ustawiono tzw. agregat piany lekkiej wypełniając część pomieszczenia pianą.  – Wstępnie straty oszacowaliśmy na 700 tysięcy złotych. Nie ustaliliśmy przyczyny pożaru, tym zajmie się policja – mówi aspirant sztabowy Stefan Kaptur, dowódca jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Raciborzu. Ogień zniszczył wyposażenie baru i sali barowej, wyposażenie audiowizualne, kręgielnie, stół bilardowy, dwa automaty do gier zręcznościowych, elementy wyposażenia wnętrza, szklane ściany działowe, okna i drzwi. Zniszczeniu uległ także sprzęt ratowniczy i środki ochrony indywidualnej strażaków. Strażacy zakończyli akcję ratowniczą dopiero 7 lutego o godzinie 11.20. W działaniach gaśniczych brało udział 20 pojazdów straży pożarnej w tym: 8 z Komendy Powiatowej PSP Racibórz, 3 z JRG Rybnik, 1 z JRG Wodzisław Śląski, 1 z Komendy Wojewódzkiej PSP Katowice oraz 7 zastępów Ochotniczych Straży Pożarnych. Łącznie w akcji udział brało 74 strażaków.

Bez prądu, bez wody
Lokatorzy mieszkań zostali po pożarze bez dachu nad głową. – Cztery osoby noc spędziły w hotelu. Reszta rodzin przeniosła się do swoich krewnych – mówi Stanisław Mrugała z raciborskiego magistratu. W budynku na kolejne dni wyłączono prąd i wodę przez co na miejscu nie dało się mieszkać. W lokalach nadal unosi się intensywny zapach spalonego plastiku. Przez kolejne dni, właściciele zamiast sprzątać mieszkania mogli je jedynie wietrzyć. Wysoka temperatura, która przez kilka godzin utrzymywała się w klubie, spowodowała uszkodzenie drzwi w części mieszkań na pierwszym piętrze.  Na kilku z nich pojawiły się spękania lakieru i pęcherzyki. – Pożar spowodował pewne uszkodzenia konstrukcji żelbetowej stropu, jednak ich charakter nie stwarza zagrożenia dla bezpieczeństwa konstrukcji budynku jak i lokali mieszkalnych. Żelbetowa konstrukcja stropu nad klubem posiada określoną klasę odporności ogniowej, co ochroniło kondygnacje położone bezpośrednio nad nim przed przedostaniem się ognia – mówi Gabriel Kuczera, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego  w Raciborzu. Kiedy doszło do pożaru, na podziemnym parkingu pod klubem zaparkowana była część samochodów należących do lokatorów. Woda, którą gaszono pożar przedostawała się tam z klubu. – Budynek posiada swoje systemy odprowadzania wody z garaży, a więc woda, która przedostawała się tam podczas akcji gaśniczej nie gromadziła się na parkingu podziemnym. Z kolei w mieszkaniach nad klubem największe szkody wywołał dym. Najprawdopodobniej część z mieszkań nadawać się będzie do odmalowania – dodaje Kuczera.

Sygnał z monitoringu
Jednymi z pierwszych osób, którzy pojawili się na miejscu byli pracownicy firmy ochroniarskiej. Zostali skierowani na miejsce po otrzymaniu niepokojących sygnałów z  instalacji alarmowej. – Wysłaliśmy niezwłocznie na miejsce patrol interwencyjny. Policja już zabezpieczyła z naszego systemu wydruki, które ich interesowały – mówi Andrzej Gnot z firmy Northern, która ochrania obiekt. Prokuratura Rejonowa w Raciborzu wszczęła już śledztwo w sprawie pożaru w klubie Brooklyn. Śledztwo jest prowadzone pod kątem artykułu 163 paragraf 1 ustęp 1 kodeksu karnego. Przepis ten mówi, że kto sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać pożaru podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. – Śledztwo wszczęliśmy formalnie  w poniedziałek 11 lutego. Nie możemy zdradzać żadnych szczegółów dotyczących postępowania. Bardzo pomocne będą między innymi opinie biegłych z zakresu pożarnictwa. To jednak potrwa – mówi prokurator Franciszek Makulik, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu.

Nikogo nie zatrzymano
Decyzja prokuratury może świadczyć o tym, że poczynione do tej pory ustalenia wskazują na przestępstwo. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, alarm miał zostać rozbrojony aktywnym kodem a drzwi otwarte kluczami. – Nie możemy potwierdzić tej informacji dla dobra toczącego się śledztwa –  mówi prokurator Franciszek Makulik. Mimo blokady informacji, w tej chwili najbardziej prawdopodobną wersją, na której koncentrują się śledczy jest podpalenie lokalu. Świadczyć o tym ma choćby fakt, że ogień pojawił się równocześnie w dwóch miejscach klubu. Sprawca miał dostać się do wnętrza przez tylne drzwi. To wejście jest objęte systemem monitoringu, jednak rejestratory z dyskami twardymi znajdowały się wewnątrz klubu i uległy spaleniu. Policjanci wycięli to co z nich  zostało aby spróbować odzyskać dane i obraz z pamięci. Ogień szybko przedostał się na ściany lokalu, bo hałas z kręgielni próbowano wyciszać między innymi przy pomocy wełny mineralnej i... wytłoczek z jajek. – Policjanci z wydziału kryminalnego pracują intensywnie nad tą sprawą. Dotąd nie zatrzymano żadnej osoby – mówi starszy sierżant Anna Wróblewska z Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu.

Duszący dym
– Wiele wskazuje na to, że większość szkód powstałych na klatce schodowej uda się pokryć z polisy. Z niej najprawdopodobniej uda się naprawić windę i instalacje wentylacyjne – mówi Irena Żylak, lokatorka i członek zarządu wspólnoty przy Browarnej. – Ściany wymagają ozonowania. Zajmują się tym specjalistyczne firmy. Chcielibyśmy aby udało się odświeżyć jak największą powierzchnię ścian – dodaje. Dym, który przedostał się do mieszkań spowodował najwięcej szkód. – Wszystkie powierzchnie i przedmioty w mieszkaniu są pokryte jakby czarnym kurzem, ale to nie kurz. To oleista substancja o intensywnej woni spalonego plastiku – mówi Alina Luterek, lokatorka bloku. W momencie pożaru nie było jej w mieszkaniu. Strażacy wyważyli jednak drzwi, aby sprawdzić czy w środku nikogo nie ma. Z domu udało się uratować kota, drugi zdechł w duszącym dymie.

Każdy oferował nam pomoc
– Obudziły nas strażackie syreny, po chwili do mieszkania zapukali strażacy. Byli na każdym półpiętrze pukali do każdych drzwi. Kiedy wyprowadzono nas z budynku zajęli się nami policjanci. Proponowali ogrzanie w radiowozie. Ratownicy medyczni pytali nas o zdrowie – mówi lokatorka z trzeciego piętra. Właściciel spalonego budynku Grzegorz Kampka nie chce osobiście rozmawiać z mediami, odsyła nas do adwokata. Reprezentuje go Sylwester Garbas z raciborskiej kancelarii. Informuje nas, że sprawa jest wciąż gorąca i trudno już dziś mówić konkretnie o przyszłości. – To co można wyczytać o niej w internecie na lokalnych portalach jest dla mnie takim samym zaskoczeniem jak dla państwa – oznajmia. Pewne jest jedno – lokal na parterze na pewno wznowi działalność. – Kiedy to nastąpi i jaki będzie przedmiot jego działalności nie zostało jeszcze ustalone – podkreśla mecenas.

Adrian Czarnota, (mw)

Tekst pochodzi z aktualnego wydania Nowin Raciborskich z dnia 12 lutego.