Niedziela, 22 grudnia 2024

imieniny: Honoraty, Zenona, Franciszki

RSS

Czasem do mnie strzelają

23.01.2013 17:22 | 13 komentarzy | abs

 

O pracy sekretarza gminy, bogactwie Marklowic, zarzutach internautów o zatrudnianiu rodziny i znajomych oraz o odpieraniu ataków akwizytorów, z Benedyktem Kołodziejczykiem, sekretarzem Marklowic rozmawia Anna Burda-Szostek.

Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

 

- Łatwiej być sekretarzem Marklowic, czy radnym Rybnika?

- Zdecydowanie radnym Rybnika. Na organie wykonawczym, jakim jest wójt, burmistrz, prezydent ciąży odpowiedzialność za wykonanie budżetu. Oni poddawani są kontroli z różnych stron: Regionalnej Izby Obrachunkowej, nadzoru prawnego wojewody. Nie słyszałem natomiast, by któryś radny poniósł jakieś konsekwencje karne za głosowanie w radzie. Jako sekretarz, będąc bezpośrednio pracownikiem wójta, jestem pod większym obstrzałem. Jako radny ja mogę strzelać, a będąc sekretarzem gminy, to do mnie często strzelają.

- Był pan kiedyś na dywaniku u wójta?

- Nie, choć czasem zdarzają się małe kontrowersje. Ważne jest, by mieć odwagę powiedzieć wójtowi, że ma się inne spojrzenie na daną sprawę. Ale są to sytuacje niezwykle rzadkie. Częściej wójt razem ze swoim zastępcą, skarbnikiem i ze mną omawia rozwiązanie jakiegoś problemu i to jest normalne.

- Pana mottem, jako samorządowca jest „kompetencja i odpowiedzialność w pełnieniu służby publicznej”. Co to dla pana oznacza w praktyce?

- Służbę publiczną pełnię od początku lat 90. ubiegłego wieku i strasznie nie lubię, gdy ktoś wykorzystuje urząd do własnych celów. Są urzędnicy, inspektorzy, którzy mają pewne uprawnienia i np. projektują coś, jednocześnie uczestnicząc w procesie pozwolenia na budowę, tak nie powinno być. Ustawa o pracownikach samorządowych mówi, że wójt, czy prezydent powinien decydować w takich sprawach, a przynajmniej wiedzieć, że jego pracownicy coś takiego robią. Tu takich pracowników nie mamy i na szczęście nie trzeba było tego prostować.

- Marklowicom sekretarzuje pan od 12 lat. Dlaczego zdecydował się pan na pełnienie takiej funkcji?

- Wójt ogłosił konkurs na sekretarza i postanowiłem wystartować. Pracowałem kiedyś w nadzorze budowlanym i administracji architektoniczno-budowlanej. Stwierdziłem, że to dosyć dobra szkoła administracji. Poznałem tam wszystkie sprawy z zakresu prawa administracyjnego, nauczyłem się czytać ustawy. Dlatego zdecydowałem się podjąć wyzwanie, jakim było stanowisko sekretarza gminy. Na początku największą trudnością było dla mnie konstruowanie budżetu, trzeba było się tego nauczyć. Przy wydatkowaniu budżetu zawsze zdarzają się kontrowersje, np.: dlaczego na to mają pójść takie pieniądze, a na coś innego ma być mniej. Wydatkowanie publicznych pieniędzy zawsze będzie kontrowersyjne. Całkiem inaczej wydaje się pieniądze w Marklowicach, Wodzisławiu, czy Rybniku. Zauważyłem, że niektóre miasta mają kompleks Rybnika, to bierze się ze starych naleciałości, kiedy istniał powiat rybnicki sięgający do czeskiej granicy, gdy Rybnik był centrum Rybnickiego Okręgu Węglowego. Chciałbym przestrzec, by te mniejsze miasta ślepo nie małpowały Rybnika. Na przykład Wodzisław chce u siebie postawić galerię handlową. Przy całym szacunku dla Wodzisławia, w Rybniku w tych galeriach handlowych wiele sklepów stoi pustych. Nie ma już takiego boomu.

- Jakie Marklowice zastał pan obejmując tu stanowisko sekretarza i co przez te lata się zmieniło?

- Kiedy tu przyjechałem uderzył mnie taki obraz: w centrum gminy szpetny budynek, po prostu zupełna ruina. Dziś jest tam apteka i gminne centrum informacji. Nie wiem, czy wtedy mieszkańcy zdawali sobie sprawę, jak bardzo ten dom szpeci tutejszy krajobraz. Od tego czasu wiele się zmieniło. Ten budynek przeszedł totalny tuning, powstało bardzo ładne gimnazjum, zmieniła się szkoła podstawowa, powstała Tropikalna Wyspa. I właśnie będąc na niej, i patrząc na wszystkie strony Marklowic nie widać ani jednego, brzydkiego budynku. Jest taki dowcip – zagadka, który bardzo mi się podoba: „Czego zazdroszczą marklowiczanie mieszkańcom sąsiednich miejscowości? Pięknego widoku na Marklowice”. I tak wic stał się prawdą.

- Co jest największym problemem Marklowic?

- Szkody górnicze. Marklowiczanie przyzwyczaili się już do nich, ale patrząc na mapę gminy widać, że jest tu bardzo niewiele miejsc, gdzie tych szkód nie ma. Owszem buduje się wiele nowych domów, ale to głównie w dzielnicy Chałupki. To jedyne miejsce, gdzie szkody praktycznie nie występują.

Wójt zdaje sobie sprawę z górniczych ograniczeń, dlatego założył Stowarzyszenie Gmin Górniczych w Polsce. Ale trzeba też powiedzieć, że ludzie często trzymają się ojcowizny i nie chcą budować gdzie indziej. Najtrudniej jest tym, którzy prowadzą działalność rolniczą, bo gospodarstwa się nie przeniesie.

Szkody górnicze ograniczają rozwój gminy. Inwestorzy nie zawsze są tacy chętni, by tworzyć coś na takich terenach.

- Marklowice, jeśli idzie o dochód przypadający na jednego mieszkańca są najbogatszą gminą powiatu wodzisławskiego. Czy pan jako samorządowiec też to odczuwa?

- Utarło się o nas mówić jako o najbogatszej gminie. Mamy największy dochód na 1 mieszkańca, ale oszczędzać musimy. Wczoraj np. jakaś pani chciała mi sprzedać książki telefoniczne za 500 zł, ktoś inny „kwiatek do kożucha” – czyli jakiś „ważny certyfikat” za 600 zł. Odprawiłem obie osoby z kwitkiem. Przychodzą do nas tacy ludzie i mówią, że ponieważ jesteśmy prężną gminą, to może byśmy kupili to, czy tamto. Takich ofert, telefonów, maili „dla bogatej gminy” mam mnóstwo. Jakbym codziennie kupował coś za 500 zł, to braknie mi budżetu. Dlatego codziennie odpieram te ataki. Poza tym „załatwiła” nas trochę ustawa o finansach publicznych, bo musimy wydatki bieżące równoważyć dochodami bieżącymi, a to nie jest takie łatwe. Łatwiej byłoby zrobić inwestycję za milion zł, niż wyremontować coś za 100 czy 200 tys. zł.

- A jak pan odbiera ataki radnych, którzy podczas sesji rady gminy zarzucają panu niekompetencje, brak rzeczowych odpowiedzi?

- Na celowniku ma mnie tu jeden radny. Są ludzie, którzy z definicji kogoś nie lubią. Prawdą też jest, że niektórzy radni wyolbrzymiają pewne sprawy, np. handlu obwoźnego, no i nauczyli się działania pijarowego. Chcą być postrzegani jako bardzo aktywni radni. Trzeba pamiętać też, że w wielu sprawach niespójne przepisy nie ułatwiają nam działania, a czasami wręcz je uniemożliwiają, dlatego koszty załatwiania takich spraw są zawsze kilkakrotnie wyższe od przychodów, których w większości przypadków nawet nie osiągniemy.

- Jak Marklowice radzą sobie po wyjściu Wodzisławia z Międzygminnego Związku Komunikacyjnego?

- Nie słyszałem o jakichś większych problemach, sprawy transportu osób nadal załatwia dla nas MZK w Jastrzębiu. Poza tym na rynek wchodzą prywatni przewoźnicy. Nie było od mieszkańców jakichś skarg na komunikację.

- Kiedy pojawiają się artykuły poświęcone Marklowicom, wówczas zawsze pojawiają się komentarze internautów, że to gmina, w której króluje nepotyzm, że zatrudnieni tu pracownicy to znajomi znajomych, rodzina. Jak wielu pracowników gminy jest ze sobą powiązanych rodzinnie?

- Marklowice to jedna wielka rodzina. A jak jest w gminie? Po pierwsze: od pięciu lat nie przyjęliśmy do urzędu żadnego, nowego pracownika. Ostatnim zatrudnionym był inżynier budownictwa - mieszkaniec Wodzisławia, nie związany z nikim rodzinnie, a przedostatnia zatrudniona pracownica, geodetka, pochodzi z Połomi. Bronimy się przed nowymi naborami. Ale przewija się u nas dużo osób odbywających praktyki finansowane przez powiatowy urząd pracy. Być może czasami są to krewni naszych pracowników i stąd ktoś mógł odnieść wrażenie, że pracują tu rodziny. Wiem, że kiedyś pracowały tu dwie panie, które były kuzynkami, ale obydwie były bardzo dobrymi pracownicami.

- Dziękują za rozmowę.

Ludzie:

Benedykt Kołodziejczyk

Benedykt Kołodziejczyk

Były Radny Miasta Rybnik oraz sekretarz Marklowic. Zmarł 12 kwietnia 2021 r.