Poniedziałek, 28 października 2024

imieniny: Szymona, Tadeusza, Judy

RSS

Czy straż miejska potrąciła psa, któremu przyjechała pomóc? Strażnicy zaprzeczają

19.09.2012 10:07 | 80 komentarzy | e

Czytelniczka pisze: 18 września na ul. Raciborskiej w Rydułtowach samochód potrącił psa. Kierowca oczywiście uciekł, a biedne zwierzę zostało na środku jezdni cierpiące.

Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

 

Na szczęście znalazło się kilka osób, które chciały psu udzielić pomocy. Choć piesek bardzo cierpiał, prawdopodobnie miał połamane tylne łapy, udało się go "odgonić" na bok, bo pies nie pozwolił się nawet dotknąć. Pies leżał na jezdni, przy samym krawężniku, a ludzie zadzwonili po straż miejską, która miała przyjechać ZARAZ z weterynarzem. To ZARAZ trwało ponad pół godziny... I przyjechali bez weterynarza. Ale to nie koniec... Podjeżdżający strażnicy miejscy, którzy przyjechali pomóc psu, co zrobili? Ponownie go potrącili! Pisku zwierzęcia nie dało się słuchać! Na dodatek zwierzę zablokowało się pod samochodem strażników, którzy nie potrafili go stamtąd wyciągnąć. I kolejne pół godziny cierpienia psa w oczekiwaniu na weterynarza. Niestety zwierzę pomocy się nie doczekało, gdyż zamiast tego przyjechał tzw. hycel, który wręcz siłą wyciągał zbolałego i pewnie połamanego psa spod samochodu straży miejskiej...

Obecni tam strażnicy miejscy, którzy wezwani zostali po to, aby udzielić psu pomocy, skazali biedne zwierzę na ogromne cierpienie. Do tego sposób, w jaki zwracali się oni do świadków zdarzenia, zdecydowanie odbiega od jakichkolwiek przyjętych standardów dobrego wychowania.

Moja wiadomość ma na celu zaapelowanie, iż zwierzęta w wypadkach też cierpią! Czują ból tak samo jak ludzie... Dla mnie niewyobrażalne jest to, jak strażnicy mogli ponownie potrącić zwierzę?! Dodam, że leżąc przy krawężniku było ono przykryte jasnym beżowym kocem, więc nie sposób było tego nie zauważyć z daleka...

Dodatkowo chciałabym wiedzieć, dlaczego do takiego wypadku nie chce przyjechać weterynarz? Przecież weterynarz jest jak lekarz - ma pomagać... Gdzie więc był, gdy biedne zwierzę leżało pod kołami samochodu i cierpiało?

 

- Zgłoszenie przyjęliśmy o godz. 10.05. Wysłaliśmy tam patrol i powiadomiliśmy powiatowego lekarza weterynarii. Nie mógł jednak przyjechać, a rakarz zjawił się dopiero po 45 minutach, bo brał udział w innej interwencji. Ostatecznie pies został zabrany do schroniska w Rybniku - mówi dyżurny Straży Miejskiej w Rydułtowach. - To nieprawda, że podjeżdżając potrąciliśmy psa. Ten pies był ranny, strasznie piszczał, nie pozwalał się dotknąć i chcąc się ukryć sam wczołgał się pod nasz wóz, a później był problem, żeby go stamtąd wyciągnąć. Ludzie pod wpływem emocji, jakie towarzyszyły temu przykremu wydarzeniu, sami sobie to interpretują - mówi jeden ze strażników, który brał udział w akcji.

W schronisku dla zwierząt w Rybniku dowiedzieliśmy się, że pies nie przeżył. - Zaraz po tym, kiedy został do nas przywieziony, zajął się nim weterynarz. Zwierzę miało połamane nogi i poważne obrażenia wewnętrzne. Trzeba go było uśpić. Wszystko wskazuje na to, że ten piesek był bezdomny - mówi pracownik schroniska w Rybniku.

 

Materiał nadesłany przez czytelnika na info@nowiny.pl