Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

Dramat w Gorzycach: Zabezpieczone materiały zbada instytut z Krakowa – ten, w którym badano czarne skrzynki Tupolewa ze Smoleńska

15.02.2012 19:24 | 14 komentarzy | raj

Kobietę czekają dodatkowe badania psychiatryczne.

Dramat w Gorzycach: Zabezpieczone materiały zbada instytut z Krakowa – ten, w którym badano czarne skrzynki Tupolewa ze Smoleńska
Pracownikom OPS kobieta powiedziała, że zakopała ciało dziecka. W sobotę 10 lutego posesję, na której stoi dom policjanci zbadali georadarem.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Magdalena P. usłyszała dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci, natomiast drugi narażenia dziecka na bezpośrednie zagrożenie życia. Grozi jej od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. Śledczy nie wykluczają, że kwalifikacja czynu zostanie zmieniona. Kobietę po zatrzymaniu poddano badaniu psychiatrycznemu i zwolniono do domu. Już wiadomo, że przeprowadzone zostaną dodatkowe badania psychiatryczne. Kluczowe w sprawie mogą być wyniki badań materiału pobranego w domu kobiety. To ślady zabezpieczone w miejscu porodu, a także ślady ludzkiego ciała znalezione w popiele z pieca. Badania przeprowadzane są w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. Prof. dra Jana Sehna w Krakowie. To tutaj badano czarne skrzynki prezydenckiego Tupolewa. - Na wyniki badań poczekamy ok. 6 miesięcy. Takie informacje uzyskaliśmy z Krakowa – mówi Wojciech Zieliński, prokurator prowadzący sprawę. Dodaje, że wykonanie ekspertyzy jest skomplikowane i wymaga czasu.   

Co wydarzyło się w Gorzycach przy ul. Raciborskiej

Niedziela 29 stycznia dom jednorodzinny przy ul. Raciborskiej w Gorzycach (wieś Osiny). Zbliża się 21.00, skurcze porodowe nasilają się. Kobieta zdecydowała, że skoro urodziła już trójkę dzieci to z czwartym poradzi sobie sama i urodzi w domu. Przygotowuje się więc do porodu. Obok wersalki kładzie kocyk, nożyczki. Poród trwa godzinę. W domu jest cicho, kobieta nie krzyczy. Na świat przychodzi dziewczynka. Matka na chwilę zostawia noworodka, idzie się umyć. Po ok. 30 minutach wraca. Dziecko już nie oddycha. Magdalena P. bierze je na ręce i schodzi do piwnicy. Wrzuca maleństwo do kotła centralnego ogrzewania. Teściowe mieszkający w tym samym budynku nic nie słyszą, o ciąży nie wiedzieli. Nic nie zauważyły także dzieci rodzącej. Cała trójka już śpi. Tak wydarzenia tragicznej nocy opisuje sama kobieta.

Nie prosili o pomoc

Sprawa wyszła na jaw po anonimie, który trafił do Ośrodka Pomocy Społecznej w Gorzycach 7 lutego. Jedna z sąsiadek doskonale wiedziała, że Magdalena P. jest w ciąży. - Kiedy ją ostatnio widziałam to po prostu wyglądała źle. Zapytałam o dziecko. Odpowiedziała, że dostała krwotoku i jej spłynęło. Poinformowałam opiekę bo wydawało mi się, że Magda potrzebuje pomocy. Do głowy mi nie przyszło, że doszło do czegoś takiego. To musiał być szok poporodowy. Innego wytłumaczenia nie widzę – mówi kobieta, która chce pozostać anonimowa.

W domu przy Raciborskiej zjawili się pracownicy OPS. Po rozmowie z kobietą zawiadomili policję. Kobietę aresztowano. - Ta rodzina nie była objęta naszą opieką. Nikt nie zwracał się do nas o pomoc. Gdyby tak było to jakieś działania na pewno byśmy podjęli – przekonuje Janina Dąbrowa, kierownik OPS-u w Gorzycach.

Nie chciała wychowywać dziecka

Dalsze czynności odbywały się pod nadzorem prokuratora. W środę 8 lutego strażacy zebrali do pojemników zmarznięty popiół pod domem kobiety. Były w nim ślady ludzkiego ciała. Materiał przekazano do badań. Ekspertyzie poddano także ślady zabezpieczone w domu kobiety. W czwartek 9 lutego kobietę przesłuchano w Prokuraturze Rejonowej w Wodzisławiu w obecności psychologa. -  Magdalena P. dokładnie wyjaśniała co zrobiła. Krok po kroku opisywała przygotowanie do porodu, sam poród i to co się stało potem. Mówiła co zrobiła z noworodkiem. Powiedziała, że spaliła je w piecu. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego to zrobiła. Stwierdziła jedynie, że nie chciała wychowywać kolejnego dziecka. Mówiła, że zamierzała oddać je do okna życia – mówi Wojciech Zieliński, prokurator prowadzący sprawę. Dodaje, że nie było żadnych przesłanek, by kobietę zatrzymać w areszcie. Zwolniono ją do domu.

To tylko jedna z wersji

Kobieta usłyszała dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci, natomiast drugi narażenia dziecka na bezpośrednie zagrożenie życia. Grozi jej od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.

Dokładne wyjaśnienie tego co się stało nie będzie możliwe. Przeprowadzenie sekcji zwłok nie wchodzi w grę. Nie ma ciała dziecka. Śledczy w dużej mierze muszą opierać się na zeznaniach kobiety. - Uważamy, że przyjęta przez nas kwalifikacja jest jedyną możliwą przy tym materiale dowodowym, którym dysponujemy - podkreślił prokurator Zieliński.

Przyznanie się kobiety do spalenia dziecka nie zamyka sprawy. W sobotę 10 lutego posesję, na której stoi dom ponownie sprawdzili policjanci. Przyjechali z georadarem, czyli urządzeniem do przeszukiwania gruntu. Policjanci rozgrzebywali ziemię. – Pracownikom OPS kobieta powiedziała, że zakopała dziecko pod ziemią, więc sprawdzamy również i tą wersję – wyjaśnia prokurator Zieliński.

Nie potępiają, współczują

Z naszych informacji wynika, że Magdaleny P. po wyjściu na wolność zatrzymała się u dalszej rodziny. Trójką dzieci zajmują się dziadkowie. O sprawie poinformowano sąd rodzinny, który przeprowadzi własne rozeznanie sprawy.

Kobieta pochodzi z Czyżowic, wychowywała się w ubogiej rodzinie. Choć jest 12 lat po ślubie, ostatnio sama opiekowała się dziećmi, jej mąż na co dzień pracuje w Holandii. W domu bywa rzadko. Mieszkańcy Osin są w szoku. Nad oburzeniem przeważają wyrazy współczucia. Kobieta z trójką dzieci mieszka razem z teściami i szwagrem w jednym domu.

- Teściowie to osoby w starszym wieku, schorowane. Teść ma problemy ze wzrokiem, teściowa z poruszaniem się. Szwagier buduje dom, prowadzi interes. Sporo czasu spędza więc poza domem. Wyjeżdża często za granicę – powiedziała nam sąsiadka rodziny P.   

Pani Magdalena w okolicy ma raczej dobrą opinię. - Serce mi się krajało kiedy widziałam jak codziennie zaprowadzała swoje dzieci do szkoły i przedszkola. To kawał drogi. Opiekowała się dziećmi, teściami. Nie było widać, żeby piła czy nawet paliła – mówi jedna z mieszkanek Osin.

Większość z mieszkańców wsi zastanawia się jak kobiecie udawało się ukryć ciążę przed domownikami. Jak to możliwe, że o porodzie pod  wspólnym dachem nikt nie wiedział? Wiele wskazuje na to, że odpowiedzi padną nieprędko. Po aresztowaniu Magdaleny P. żadna z osób, z którymi ona mieszka nie chciała z nami rozmawiać. Nikt nie otwierał drzwi.

Artur Marcisz, Rafał Jabłoński

Więcej o sprawie w Nowinach Wodzisławskich i Nowinach Raciborskich