środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Racibórz dzielnicowy

09.07.2009 09:10 | 8 komentarzy |
Co jakiś czas odżywa w naszym mieście dyskusja na temat formalnego ustanowienia dzielnic. Kilka lat temu, za poprzedniej kadencji samorządu, na rogatkach miasta pojawiły się tablice ze stosownymi nazwami.
Racibórz dzielnicowy
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Był to moim zdaniem pierwszy krok w kierunku ich usankcjonowania, nie było jednak politycznej woli, by uczynić następny. A przecież raciborskie dzielnice są organizmami dosyć mocno wyodrębnionymi z samego śródmieścia. Są po prostu w znakomitej większości byłymi samodzielnymi miejscowościami o bardzo zróżnicowanej historii i dużej odrębności kulturowej. Wchodzą nawet w skład różnych diecezji.

Czy możemy nie zauważać odrębności historycznej Sudołu i Studziennej z jednej strony a Brzezia i Markowic z drugiej? Czy Miedonia i Płonia nie posiadają swej unikalnej specyfiki? Odpowiedź na te pytania jest raczej prosta. Nie było jednak politycznej woli, nie było przyzwolenia, by tę odrębność uznać i usankcjonować. Nie pytano mieszkańców dzielnic jak oni to widzą, zdecydowano za nich. Argumentem na nie były duże rzekomo koszty takiego przedsięwzięcia . Nikt nie pokusił się o ich wyszacowanie, wystarczyło stwierdzenie że duże i tyle. No ale jeśli czegoś się zrobić nie chce, to każdy argument jest dobry. Uważam, że to był błąd i to poważny, błąd zaniechania. I to błąd popełniony celowo, z premedytacją niejako.

No bo przecież ustanowienie dzielnic wiązałoby się z powołaniem w każdej z nich stosownej Rady, która to z kolei Rada mogłaby zacząć kreować jakieś nowe idee, propozycje, a te z kolei trzeba by było przynajmniej po części realizować. Ponadto Rady te mogłyby się stać swoistą wylęgarnią lokalnych liderów, miejscem ich samorealizacji i promocji. O wiele wygodniej więc jest pielęgnować aktualną sytuację, gdy dzielnice reprezentowane są w RM przez jednego, zazwyczaj dobrze znanego od lat przedstawiciela, albo najlepiej wcale. A najwyższa miejska władza łaskawie odwiedza je z częstotliwością raz na dwa lata, albo i nie. Takiemu lokalnemu radnemu, który zazwyczaj zasiada w Radzie Parafialnej, władzach LKS lub OSP wystarczy "dać"  rok przed wyborami trochę pieniążków na remont szatni sportowej lub remizy, by zapewnić mu reelekcję. Na sesjach RM wysłuchuje się interpelacji w sprawie wyłamanego krawężnika, niedrożnego rowu lub dziury w dzielnicowej drodze. O ile to łatwiejsze, naprawić krawężnik, załatać dziurę i zasłużyć sobie na dozgonną wdzięczność danej społeczności niż zająć się poważną dyskusją o strategii, przyszłości i zrównoważonym rozwoju. O ile to łatwiejsze udawać na co dzień, że w Raciborzu dzielnic nie ma, a miasto zawiera się na obszarze pomiędzy Batorego i Wileńską... no, może uwzględniając jeszcze kilka przyległych ulic.

Przypuszczam, że dyskusja w tym temacie już wkrótce powróci, a na pewno stanie się to przed kolejnymi wyborami samorządowymi. Osobiście nie ukrywam, że jestem zwolennikiem formalnego ustanowienia dzielnic w naszym mieście. Byłby to znak, że chcemy pozwolić lokalnym społecznościom działać, że chcemy stworzyć płaszczyznę dla partnerstwa lokalnego, że chcemy autentycznej integracji skomplikowanego organizmu jakim jest miasto, że chcemy zbudować autentyczną więź pomiędzy miejską władzą a tym najniższym szczeblem samorządu, że miejska władza wyraża wolę budowania więzi i wsłuchiwania się w głos każdego bez wyjątku mieszkańca. Uważam, że wtedy dyskusje o rzeczonym krawężniku czy zapchanym rowie przeniosłyby się właśnie tam, gdzie te problemy najbardziej dokuczają, a na Batorego trafiałyby już gotowe propozycje rozwiązań. W tym czasie Rada Miasta mogłaby na poważnie zająć się budowaniem strategii rozwoju Raciborza. A koszty, no cóż, twierdzenie, że byłyby one duże jest zwyczajnym nadużyciem. Przecież w każdej dzielnicy jest szkoła, która mogłaby użyczyć pomieszczenia na spotkanie Rady Dzielnicy, przecież sala kolumnowa na co dzień świeci pustkami, przecież w UM znalazłby się z pewnością urzędnik, który mógłby się zająć obsługą techniczną tych Rad. Wybory można by przeprowadzać przy okazji wyborów samorządowych, a radni dzielnicowi mogliby swe funkcje sprawować społecznie. Skąd miałyby się w takim razie brać te wysokie koszty? Z czasem natomiast, gdy Rady te okrzepną można będzie pomyśleć o przyznaniu im stosownych budżetów, które byłyby wykorzystywane dla realizacji lokalnych zadań i inicjatyw. Kto bowiem najlepiej zna najbardziej palące potrzeby, największe bolączki danego środowiska jak nie ten, kto się z niego wywodzi, kto po prostu tam mieszka. I tutaj chyba tkwi sedno problemu, bo jakże to tak? Delegować część swojej władzy? Pozbawić się wpływu na sposób wydania każdej złotówki? Zamienić rolę dobrego wujka na rolę autentycznego partnera? Wyzwolić mieszkańca dzielnicy z roli wiecznego petenta? Jakże to tak? Oto dylematy władzy, władzy, której nie da się zważyć ani zmierzyć, ale którą można wykorzystać dobrze albo źle, ku pożytkowi albo ze szkodą. Potencjał każdego miasta, także  naszego, tkwi w jego mieszkańcach, nie bójmy się go wyzwolić. Nie bójmy się inicjatyw społecznych, nie bójmy się dalszej demokratyzacji życia publicznego, nie bójmy się działania na szczeblu lokalnym. Podzielmy się władzą dla zrównoważonego rozwoju z pożytkiem dla nas wszystkich.

A więc może jednak? Racibórz dzielnicowy... Przecież on i tak istnieje, czy tego chcemy, czy nie.

Piotr Ćwik
Raciborskie Stowarzyszenie Samorządowe NASZE MIASTO