Patostreamerzy dręczyli młode kobiety, zarabiali na transmisjach. Maja Staśko: Jestem wstrząśnięta szczegółami tej sprawy
Do ośmiu lat więzienia grozi dwóm 18-latkom, którzy usłyszeli szereg zarzutów za swoje czyny. O zdarzeniach z 18 i 19 listopada zrobiło się głośno w całej Polsce. Młodzi mężczyźni pochodzący z regionu, najpierw w Bytomiu, a następnie w Gliwicach zorganizowali transmisje, podczas których poniżali i dręczyli dwie młode kobiety. Jedną z nich narazili na utratę zdrowia i życia, druga doznała średniego uszczerbku na zdrowiu. Z poszkodowanymi na miejscu rozmawiała Maja Staśko, aktywistka i publicystka.
Dwie kobiety pokrzywdzone przez patostreamerów
18-latkowie w czasie transmisji na żywo, podczas której oglądający je internauci wpłacają pieniędze na konta patostreamerów, dokonywali czynów, za które grozi im do ośmiu lat więzienia. Wszystko działo się 18 i 19 listopada, najpierw w wynajętym w Bytomiu mieszkaniu, a kolejnego dnia w pokoju hotelowym w Gliwicach. W ocenie prokuratury doszło do popełnienia przestępstw na szkodę dwóch kobiet. Sprawcy tych czynów szybko zawinęli się i wyjechali zagranicę. Wrócili po tygodniu, zaraz potem, w sobotę 25 listopada, zostali aresztowani na terenie województwa śląskiego. Mężczyźni, którzy działali wspólnie i w porozumieniu, usłyszeli zarzuty za szereg przestępstw.
- Ogłoszono im postanowienia o przedstawieniu zarzutów obejmujące fizyczne i psychiczne znęcanie się nad pokrzywdzoną. Nieudzielnie pomocy osobie znajdującej się w stanie zagrożenia życia lub zdrowia, usiłowanie obcowania płciowego przy wykorzystaniu stanu bezradności jednej z pokrzywdzonych. Nadto jeden z mężczyzn usłyszał zarzut spowodowania uszczerbku na zdrowiu w związku z uderzeniem kobiety w głowę szklaną butelką - wyliczał prokurator Prokuratury Okręgowej w Katowicach Aleksander Duda.
Podejrzani zostali przesłuchani i złożyli wyjaśnienia, jednak nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Co więcej, jak przekazała prokuratura, umniejszali swoją rolę w zdarzeniu. Decyzją sądu, na wniosek śledczych, obaj trafili do tymczasowego aresztu. - W ocenie prokuratora w tej sprawie zachodzi zarówno obawa matactwa, jak i obawa ukrycia się podejrzanych. Nadto przesłanką do zastosowania aresztu jest grożąca podejrzanym surowa kara - przekazał prokurator Duda.
Kara o której mowa to od 6 miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. Niewykluczone, iż śledczy będą przyglądać się również wcześniejszej działalności podejrzanych. - Zakres śledztwa będzie się kształtował na bieżąco, prokurator będzie oceniał czy ewentualnie trzeba zakres tego śledztwa rozszerzać - dodaje Aleksander Duda.
Obie pokrzywdzone, pełnoletnie kobiety, złożyły zeznania w sprawie. Jeśli śledztwo zostanie rozszerzone, pokrzywdzonych może być znacznie więcej.
"Mam nadzieję na sprawiedliwość"
W nagłośnienie sprawy zaangażowała się aktywistka i publicystka Maja Staśko, która bada kwestię patostreamingu w Polsce. W ubiegłym tygodniu była w Katowicach i Żorach, by spotkać się i porozmawiać z poszkodowanymi kobietami.
- Jestem wstrząśnięta szczegółami tej sprawy. Mam takie poczucie, że te granice nie zostały przekroczone, a zdewastowane. Tyle cierpienia, ile widziałam w tych opowieściach, traum. To wszystko jest bardzo, bardzo trudne. Mam nadzieję, że to wszystko zostanie podniesione i uwzględnione przez wymiar sprawiedliwości i że ci ludzie nie pozostaną bezkarni - powiedziała Maja Staśko. Dodaje, że to nie jedyne osoby poszkodowane przez Kawiaqa. - Pokrzywdzonych jest znacznie więcej, to historie dotyczące uporczywego nękania, stalkingu, pryskania gazem.
Maja Staśko podkreśla młody wiek osób, które na własnej skórze doświadczyły "działalności" patostreamerów. Wskazuje też, że zgłoszenia dotyczące czynów Marcina F. były zgłaszane organom ścigania już we wrześniu. Wtedy dotyczyły atakowania przypadkowych osób gazem pieprzowym czy też oszustw finansowych. W tym przypadku jednak sprawy toczą znacznie szybciej. - Bardzo szybko zostałam wezwana na zeznania, dzięki czemu od razu przekazałam wszystkie materiały i informacje. Wiem, że w tej chwili zgłaszają się kolejne pokrzywdzone osoby - dodaje Maja Staśko.
Historie osób krzywdzonych przez patostreamerów są bardzo różne. - Była i taka sytuacja, że danej osoby nie było, ale pokazano jej zdjęcie i mówiono o tym, że wykonywała jakieś czynności seksualne. I to było notoryczne, również wobec bardzo, bardzo młodych dziewczyn. Przede wszystkim zajmował się tym Marcin F., niedawno dołączył do niego Bartłomiej K. - słyszymy.
Mężczyźni, chociaż podczas przesłuchania umniejszali swoją rolę, są świadomi wagi sytuacji. Zresztą już w czasie transmisji powoływali się na przypadki, kiedy inni patostreamerzy odpowiadali prawnie za swoje czyny. - Mówili, że pójdą do więzienia tak jak kamerzysta innej transmisji za wykorzystanie osoby z niepełnosprawnością. Powoływali się też na Daniela Magicala, który też poszedł do więzienia. Jako bardzo młode, 18-letnie osoby, prawdopodobnie wychowali się po prostu na tych patostreamerach i bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje spotykały innych ludzi - stwierdza Maja Staśko.
Patostreaming to "kapitalizowanie szczucia"
Patostreaming w wielu przypadkach to po prostu transmisje podczas których sprawcy przestępstw relacjonują je na żywo. Maja Staśko, która pracuje nad książką poświęconą tej tematyce, wskazuje, że zjawisko funkcjonuje w Polsce od około 10 lat. W tym czasie wielokrotnie dochodziło do przekraczania granic. - Mam wrażenie, że PandoraGate sprawiła, że łatwiej nagłaśniać takie sprawy, bo po raz pierwszy na masową skalę zwróciła uwagę na olbrzymią ilość przemocy w internecie.
Zaznacza, że dochodziło do wielu sytuacji, po których patostreamerzy trafiali do więzienia. Jednak po opuszczeniu aresztu, wracali do swojej "działalności".
- Zdarzały się pobicia, znęcanie się. W sądzie jest np. sprawa jednej z patostreamerek dotycząca znęcania się nad konkubentem, nad bliskimi. Były sprawy znęcania się nad zwierzętami, sprawy dotyczące wykorzystywania osób około 15 rż., niepełnoletnich, kiedy przekazywano im treści o charakterze seksualnym bądź namawiano do rozbierania się. W dodatku tym osobom mówiło się, że to nie jest streamowane, a było - wylicza nasza rozmówczyni.
Tłumaczy też, że patostreamerzy przyciągają publiczność pokazywaniem tego, co trudne emocjonalnie i wywołuje np. wstręt, obrzydzenie, nienawiść czy oburzenie. - Emocje są głównym motorem napędowym zbliżają odbiorcę do ekranu i przytwierdzają go do niego na dłużej. Dla właścicieli platform to z kolei karta przetargowa dla reklamodawców. I to jest takie ciągłe napędzanie czy żerowanie, kapitalizowanie szczucia - wyjaśnia Maja Staśko. Dodatkowo patostreamerzy wpuszczają fake newsy, manipulują odbiorcami. W tym przypadku działo się tak wielokrotnie, wskazywali, że są na Malediwach, że mają wpływy w prokuraturze, później, że zakupili bilety w podróż do Azji.
Komentarze
1 komentarz
Kara DO 8 lat więzienia? Powinno być OD 8 lat. I nie w luksusie (ciepełko, żarełko, nynu) na koszt podatnika tylko ODPRACOWAĆ UCZCIWĄ PRACĄ. Profilaktycznie raz w miesiącu komunistyczna "ścieżka zdrowia" - oczywiście transmisja live - aby trochę zarobili na swoje utrzymanie. Miesięczny koszt utrzymania więźnia to od 3150 do nawet 4930 zł miesięcznie w zależności od zakładu penitencjarnego. I za to dostaje doskonałe jedzenie - o którym pacjent szpitala może pomarzyć, równie dobrą opiekę medyczną (bez kolejek), ogrzewanie w zimie (a ty kombinuj o ile wzrosną rachunki za ogrzewanie), czynszu i mediów nie musi płacić. Skoro zarobili na swojej patostramerce - to niech teraz z tego zapłacą za swoje utrzymanie. Inną kwestią - opodatkowanie influencerów, onlyfansów itp - na poziomie minimum 50 procent dochodu.