Sobota, 21 grudnia 2024

imieniny: Tomasza, Piotra, Tomisława

RSS

Wydobycie coraz niższe, a średnia pensja to ponad 10 tys. zł brutto. Zarobki w PGG w ogniu krytyki

17.11.2023 10:48 | 30 komentarzy | art

Zarobki pracowników Polskiej Grupy Górniczej w 2022 r. wzrosły rok do roku o ponad 33%. To wszystko przy spadającym wydobyciu i sprzedaży węgla z PGG. Górnictwo węgla energetycznego na zarobki swoich pracowników nie będzie w stanie zarobić. Zarazem nie jest to wina samych górników.

Wydobycie coraz niższe, a średnia pensja to ponad 10 tys. zł brutto. Zarobki w PGG w ogniu krytyki
Polski węgiel jest obecnie drogi, w przeciwieństwie do zagranicznego. Zdjęcie ilustracyjne
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Rekordowe podwyżki

Polska Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla swój komentarz na temat zarobków w PGG zamieściła na swojej stronie internetowej. Wskazuje tam, że najlepiej zarabiającą grupą w PGG byli pracownicy inżynieryjno-techniczni pod ziemią, którzy średnio otrzymywali 13834 zł brutto miesięcznie. W 2021 roku było to 10901 zł brutto, a więc podwyżka wyniosła średnio 2933 zł (26,91%).

Kolejną pod względem zarobków grupą pracowników PGG byli robotnicy pod ziemią, których średnia pensja wyniosła 10796 zł brutto. Rok temu było to 7893 zł, podwyżka wyniosła więc średnio 2813 zł (35,24%).

Ostatnią pod względem zarobków grupą byli robotnicy na powierzchni zarabiający średnio 8319 zł brutto. Rok wcześniej było to 6081 zł, podwyżka wyniosła więc 2238 zł (36,80%).

Z tych danych wynika, że przeciętne wynagrodzenie w PGG w 2022 roku wyniosło 10744 zł brutto, tj. było wyższe od wynagrodzenia w 2021 r. o 33,33%. Urosło więc sporo powyżej inflacji, która w 2022 r. wyniosła 14,4%. Górnicy skorzystali na tym, że w 2022 r. po agresji Rosji na Ukrainę i kolejnych embargach surowcowych nałożonych na kraj agresora, ceny węgla wystrzeliły w górę i kopalnie było stać na znaczące podwyżki dla górników. Teraz jednak ceny węgla na rynkach światowych spadły, ale polskiego pozostały wysokie, przez co trudno go sprzedać.  Mimo to, jak wskazuje PIGSW, związki zawodowe wynegocjowały kolejny wzrost zarobków na 2023 r. w wysokości 15,4%, a pod koniec roku rozpoczną negocjację podwyżek dla górników na kolejny rok. Tymi wyliczeniami zajęło się następnie sporo mediów ogólnopolskich.

W PGG zabraknie kasy

I pewnie PIGSW nie zwracałby uwagi na kwestię zarobków w PGG, gdyby nie kłopoty, jakie trapią polskie górnictwo węgla energetycznego. "Zatrudnienie w PGG spada pomimo wzrostu zarobków, a opłacalność wydobycia węgla jest najgorsza na świecie, przez co jego ceny są bardzo wysokie i nie ma chętnych na jego zakup. To skutkuje z kolei rosnącymi zapasami węgla na kopalnianych zwałach pomimo katastrofalnie niskiej skali wydobycia w 2023 roku. Mamy więc najdroższy w historii węgiel, najmniejszą efektywność jego wydobycia na świecie, a z powodu rekordowych podwyżek płac i zablokowania w Senacie ustawy o gwarancjach dla Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego w kasie PGG zabraknie i tak około 2 miliardów złotych." - wylicza PIGSW i konkluduje, że za coraz wyższe pensje górników znów zapłacą wszyscy podatnicy, bo na chwilę obecną nie ma żadnych perspektyw na to, że PGG będzie w stanie sama na nie zarobić.

Wydobycie spada, sprzedaż jeszcze bardziej

Niedawno pisaliśmy na naszym portalu o tym, że w pierwszym półroczu tego roku wielkość krajowego wydobycia węgla przekroczyła 23,2 mln ton wobec blisko 27,9 mln ton w pierwszym półroczu 2022 r., a sprzedaż krajowego węgla wyniosła prawie 22 mln ton wobec niespełna 28,4 mln ton przed rokiem. Rok do roku wydobycie było mniejsze prawie o 17%, a sprzedaż spadła o ponad 22%. Jako główną przyczynę tego stanu rzeczy PIGSW wskazywała na sprowadzanie węgla z zagranicy, którego w 2022 r. do Polski przybyło około 19,4 mln ton.  Teraz do tych przyczyn Izba zdaje się dodawać, nieadekwatne w stosunku do efektywności, zarobki górników. I nie jest w tym osamotniona. W artykule "Węgiel najdroższy w historii, a PGG brakuje 2 mld zł" z 12 października portal Wysokienapiecie.pl wyliczył, że do wydobycia miliona ton węgla rocznie, w Polsce potrzeba aż 822 górników. W USA i Australii tą samą pracę wykona mniej niż 100 górników, a w Indiach, które pod względem efektywności wydobycia zajmują drugie miejsce od końca (po Polsce) do wydobycia tej samej ilości węgla potrzeba dwukrotnie mniej górników niż u nas.

Pytanie czy i na ile chcemy być zależni energetycznie od innych państw?

Przed pochopnymi ocenami zdaje się przestrzegać prezes PGG Tomasz Rogala. Podczas XII Meetingu Gospodarczego Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) szef największej górniczej spółki zwrócił uwagę, że w ciągu ostatniej dekady nastąpił w Polsce gwałtowny spadek produkcji węgla energetycznego - z 64,5 mln ton w roku 2013 do około 36 mln ton w tym roku, czyli o 44%. Przy czym zaznaczył, że nie jest to wina górników, a polityki państwa. Bo choć wydobycie polskiego węgla spada, to nie spada zużycie węgla w gospodarce, tyle że polski węgiel zastępowany jest importowanym. Tylko w tym roku sprowadzimy około 18 mln ton węgla z zagranicy. Jak wskazał Rogala, aktualna produkcja węgla energetycznego w Polsce jest o ok. 5 mln ton niższa niż zakładano przez dwoma laty w umowie społecznej, określającej tempo i zasady odchodzenia od węgla w perspektywie 2049 roku. Rogala powiedział też,  że "nie da się efektywnie prowadzić górnictwa przy zmianach zapotrzebowania ze strony energetyki wynoszących np. 5 mln ton więcej lub mniej z roku na rok". Jego zdaniem, prowadzi to do jeszcze szybszego odejścia od produkcji własnej oraz zwiększania importu węgla. Zwrócił uwagę, że wynosząca powoli około 100 euro za tonę cena uprawnień do emisji dwutlenku węgla doprowadziła do stanu, gdy energię z własnego węgla (którego mimo spadającego wydobycia wciąż jest jeszcze najwięcej w polskiej gospodarce) uznaje się w systemie za uzupełniającą, a w pierwszej kolejności używane są OZE oraz węgiel z importu.

Rogala ocenił też, że o długości funkcjonowania kopalń decydować będą nie umowy, ale dynamika czynnika OZE, a także kształt polityki państwa i sposób zdefiniowania zasad bezpieczeństwa energetycznego. Przypomniał zarazem, że o tym, czym kończy się uzależnienie od węgla importowanego, zwłaszcza ze wschodu, przekonaliśmy się czasie kryzysu energetycznego w poprzedniego roku.

Niska wydajność pracy górników nie wynika z ich winy

Przed pochopnymi krokami polegającymi na rezygnacji z polskiego węgla wydaje się przestrzegać zresztą również sama PIGSW, która przypomina, że węgiel będzie nam potrzebny jeszcze przez wiele lat. W końcu elektrownie atomowe nie zostaną wybudowane w rok, czy dwa lata. Według podpisanej we wrześniu tego roku umowy na opracowanie projektu pierwszej polskiej elektrowni atomowej, która ma powstać w gminie Choczewo, sama jej budowa ma się rozpocząć w 2026 r., a pierwszy blok ma zostać uruchomiony w 2033 r. A są to dość optymistyczne założenia. Dopiero później powstaną kolejne bloki atomowe. Do tego czasu nasza energetyka oparta będzie w dużej mierze na węglu. A to, że efektywność pracy polskich górników jest niska, nie jest zarazem ich winą. "Mniejsza wydajność polskich górników wynika tylko i wyłącznie ze znacznie mniejszego stopnia mechanizacji i automatyzacji procesów górniczych oraz głębokości pokładów na których muszą pracować górnicy w Polsce (bo im głębiej, tym mniejsza efektywność wydobycia)". Według Izby, niektóre kopalnie powinny zostać zamknięte, a inne w większym stopniu zmechanizowane i zautomatyzowane, aby zwiększyć efektywność wydobycia i obniżyć cenę polskiego węgla. "W przeciwnym wypadku nawet krajowi nabywcy będą chętniej spoglądać w kierunku znacznie tańszego węgla z importu.” – konkluduje Izba.