- Adamowice
- Kuźnia Raciborska
- Lyski
- Nędza
- Powiat raciborski
- Powiat rybnicki
- Raszczyce
- Żytna
- Wiadomości
- Nie przegap
Listonosze z Kuźni Raciborskiej ujawniają skąd biorą się opóźnienia w obsłudze klientów. "Jesteśmy zmuszani do pracy niemożliwej"
- Gdyby nam nie zlikwidowano tylu etatów, to nie byłoby problemów z dostarczaniem poczty - mówią listonosze. - Nieraz z płaczem wracamy do placówki, bo nie jesteśmy w stanie obsłużyć wszystkich, a tak bardzo chcielibyśmy. Jesteśmy przeciążeni pracą - alarmują nasi rozmówcy. Pracownicy Urzędu Pocztowego w Kuźni Raciborskiej mówią Nowinom, z czego wynikają ciągłe opóźnienia w dostarczaniu przesyłek i przekazów pieniężnych. Odpowiadają także na wypowiedź biura prasowego Poczty Polskiej, które ukazało się na łamach portalu Nowiny.pl i tygodnika „Nowiny Raciborskie”. - To kpina z pracowników - nie szczędzą słów krytyki o stanowisku, które otrzymaliśmy.
Od kilku miesięcy informujemy o problemach w funkcjonowaniu Urzędu Pocztowego w Kuźni Raciborskiej. Mieszkańcy narzekają, że listy, przesyłki i co gorsza, przekazy pieniężne docierają do nich o wiele za późno, albo nie przychodzą w ogóle, bo listy są awizowane. Co jest przyczyną tej sytuacji? Skontaktowali się z nami listonosze, którzy opowiadają, w czym tkwi szkopuł. Argumentują, że zdecydowali się na rozmowę, bo chcą, by w końcu ktoś rozwiązał narastający problem.
Było coraz gorzej
Jego początek upatrują przed dwoma latami, kiedy wyszło na jaw, że ich koleżanka okradała klientów z Raszczyc i Żytnej*. Do odpowiedzialności pociągnięto wówczas naczelnika i pracowników okienka. Wszystkich zwolniono, tłumacząc, że musieli oni wiedzieć o tym, co w godzinach pracy robiła listonoszka. - Później już było tylko gorzej - powiedzieli nam pracownicy chcący na łamach mediów pozostać anonimowi. O swej byłej szefowej mówią, że była „przecudowną osobą, trzymającą wszystko w ryzach”, zaś o koleżankach, że „oddawały się swojej pracy w pełni”.
- Byliśmy najlepszym urzędem, ale to wszystko zniszczono jedną decyzją - denerwują się.
Później zaczęły się już problemy z dostarczaniem listów, przekazów pieniężnych i paczek, nie tylko w gminie Kuźnia Raciborska, ale i w sąsiedniej gminie Nędza, a także w: Raszczycach, Żytnej i Adamowicach, bo również te miejscowości obsługuje kuźniańska służba doręczeń. Mieszkańcy zaczęli się skarżyć, a głosy oburzenia docierały również do redakcji Nowin. Słyszeliśmy m.in. że list z Rud do Turza – czyli z sołectw, które dzieli zaledwie 14 km szedł ponad dwa tygodnie. - Tak nie można - denerwowała się mieszkanka. W rozwiązanie problemu zaangażował się burmistrz Paweł Macha. W maju spotkał się z Dyrekcją Regionu Sieci w Katowicach, reprezentującą Pocztę Polską, omawiając wówczas plan naprawczy. To miał być koniec problemów, niestety było jednak inaczej, bo te ciągle narastały.
Totalny chaos
- Po zwolnieniu poprzedniej naczelnik pozostaliśmy przez dłuższy czas sami, nie mieliśmy stałego szefa, ciągle były zastępstwa z innych urzędów. Nie było też stałej obsługi okienek - wracają pracownicy pamięcią do zdarzeń sprzed kilkunastu miesięcy. Dochodzące osoby z innych placówek nie były zaznajomione z kuźniańskim urzędem pocztowym, instruować musieli ich listonosze. - Ciągła rotacja powodowała, że dziewczyny z okienek nie ogarniały przekazów, nie ogarniały pomocy, by nas wyeksportować na rejon. Stąd brały się m.in. opóźnienia w dostarczaniu emerytur, bo nie otrzymywaliśmy w okienkach wpłat na czas. To był totalny chaos - opisują sytuację. Z czasem pojawił się nowy naczelnik, ale ten później odszedł. Pojawiła się kolejna osoba, a każda rządziła po swojemu, co jak przyznają listonosze, burzyło ich pracę, bo musieli dostosowywać się do zmian. - Słyszeliśmy, że musimy dać radę, ale jak długo można? - pytają.
Problem za problemem
Pracownicy wspominają, że po zwolnieniu pani naczelnik i pracowników okienka pozostało 9 listonoszy na 10 rejonów, więc do pełnej obsady brakowało jeszcze dwóch, bo jeden listonosz był na zastępstwo, kiedy inny był na urlopie, albo zachorował. Obecnie w kuźniańskim urzędzie pocztowym pracuje 7 listonoszy – w tym dwie osoby, które dopiero co przyszły, więc zanim rozpoczną swą pracę w pełni, muszą się jej nauczyć, jeśli zdecydują się na związanie z tym miejscem na dłużej. Zmniejszono też liczbę rejonów z 10 do 7, ale obszar do obsługi ciągle jest taki sam, więc pozostałym listonoszom dołożono obowiązków.
- W ten sposób rejon, który miał np. 50 km, obecnie ma 70 km. Pracujemy przecież przez 8 godzin, w tym czasie musimy pobrać emerytury, listy i paczki, bo jesteśmy bez pomocy pracownika ekspedycyjnego, który wcześniej się tym zajmował, ale dwa etaty zlikwidowano, podobnie jak kilka okienkowych. Później musimy wrócić do urzędu i rozliczyć się z tego, co nam pozostało. A to nie wszystko, bo narzuca nam się jeszcze, by pojechać na rejon nieobsługiwany, czyli taki, który nie ma swojego listonosza, bo osoba jest na urlopie czy chorobowym. Musimy dostarczać paczki, bo nie mamy paczkowego, a nawet codziennie za 20 złotych sprzedawać kalendarze, znicze czy kolorowanki, czyli asortyment, który mamy na okienkach. To wszystko robimy swoimi samochodami, bo nie mamy służbowych. Te opóźnienia były, są i będą, jeśli ktoś nie zrozumie, że trzeba zatrudnić więcej ludzi do obsługi, ale takich ludzi, którzy są gotowi od razu wyjść w teren - mówią nam pracownicy kuźniańskiego urzędu pocztowego.
Ubolewają, że nie odnajdują zrozumienia w kierownictwie Poczty Polskiej. - Nie jesteśmy w stanie ogarnąć tego wszystkiego. To jest niemożliwe - mówią wprost. - Zmuszają nas do nadgodzin, a przede wszystkim do pracy niemożliwej - dodają.
Burmistrz znów apelował
W październiku do problemu znów publicznie odniósł się burmistrz Macha. Wystosował on pismo do Biura Wsparcia Klientów, w którym zwracał się „z prośbą o przywrócenie porządku w funkcjonowaniu placówki pocztowej”, która jak dodał, „nie działa w sposób prawidłowy, nie realizuje z należytą starannością jednego z podstawowych zadań, do których została powołana”. - Przesyłki pocztowe niezależnie od ich rodzaju, listy, przekazy pieniężne nie są dostarczane w odpowiednim (zgodnym z przepisami prawa) czasie - zaalarmował.
Jednocześnie włodarz apelował o „przywrócenie porządku i zapanowanie nad chaosem” w jak najkrótszym czasie. Jak argumentował, mieszkańcy są ignorowani w swoich prośbach i skargach. - Każda próba rozmowy z przedstawicielami placówki kończy się niepowodzeniem. Znaczna część listów jest awizowana mimo obecności odbiorcy w miejscu wskazanym jako adres dostarczenia listu - napisał.
Kij w mrowisko
Po słowach burmistrza o komentarz do narastającego problemu zwróciliśmy się do biura prasowego Poczty Polskiej, bo to jedyna komórka upoważniona do kontaktu z mediami. Zapytaliśmy m.in., z czego wynikają problemy zgłaszane przez mieszkańców? Dlaczego dotąd nie rozwiązano trudności, skoro Dyrekcja Regionu Sieci w Katowicach wie o tej sprawie od dłuższego czasu? Zapytaliśmy także, dlaczego listy są awizowane mimo obecności odbiorcy w miejscu wskazanym jako adres dostarczenia listu oraz kiedy problem zostanie rozwiązany? Oto odpowiedź, którą otrzymaliśmy:
„Informujemy, że pierwsze trudności w omawianym UP wystąpiło kilka miesięcy wcześniej i wtedy też odbyło się spotkanie z Panem Burmistrzem. Działania wówczas podjęte, które dotyczyły uzupełnienia zatrudnienia w omawianej służbie, pozwoliły na opanowanie trudnej sytuacji. Niestety od miesiąca września sytuacja kadrowa w służbie doręczeń ponownie uległa pogorszeniu.
Pragniemy podkreślić, że na bieżąco podejmowane są działania polegające na wspieraniu UP pracownikami służby doręczeń z innych urzędów pocztowych. Sytuacja jest monitorowana przez Kierownictwo regionalne w Katowicach.
Z dniem 17.10.br zostaje zatrudniona nowa osoba w służbie doręczeń, dodatkowo będą w dalszym ciągu prowadzone działania wsparcia przez listonoszy z innych UP do momentu ustabilizowania się sytuacji kadrowej.
Podejmujemy działania zmierzające do wyeliminowania nieprawidłowości, m.in. przeprowadzono rozmowy dyscyplinujące z pracownikami służby doręczeń. Ponadto, codziennie monitorujemy sytuację w placówce pod kątem zapewnienia bieżącego doręczania korespondencji”.
I to odpowiedź, która przelała czarę goryczy. Listonosze powiedzieli stop i postanowili zabrać głos na łamach Nowin. - Ta odpowiedź, to kpina z pracowników. Po ukazaniu się tego artykułu straszono nas, że skoro napisano o nas w gazecie, to może chcemy być też w telewizji? Wskazywano także, że dziennikarz Nowin sam miał sobie wymyślić wypowiedź biura prasowego. Za co miałaby z nami być przeprowadzona rozmowa dyscyplinująca? Za to, że dajemy z siebie wszystko, a nikt nie słyszy naszych próśb? - mówią. - Ta sytuacja jest dla nas niezrozumiała - dodają.
Pracownicy mówią, że próbowali już wszelkich metod, by rozwiązać narastający problem, ale nic nie przyniosło skutku.
- W mediach ostatnia nadzieja - kwitują.
Dawid Machecki
*Szczegółowo piszemy o tym w artykule: Listonoszka przez lata okradała seniorów. Mogli stracić nawet milion złotych.
Dlaczego listy są awizowane?
Listonoszy pytamy o awizowanie listów, bo, mimo że klienci są w swoich mieszkaniach, czy domach, to do ich skrzynek trafiają informacje, jakoby miałoby ich tam nie być. To zresztą też problem, o którym pisał burmistrz Paweł Macha w piśmie do Biura Wsparcia Klientów.
Listonosze wskazują, że w trakcie zmian naczelników kuźniańskiej poczty powiedziano im, że nie mogą przywozić niedostarczonych listów, czyli takich, które w systemie mają odhaczyć do ponownego dostarczenia.
- Nakazano nam bez wrzucania awizo klientom do skrzynek odhaczanie tak niedostarczonych listów w systemie. Mówiono nam, że później otrzymają oni ponowne awizo i tak będą wiedzieć, że mają pojechać na pocztę po list. Zmuszono nas do tego - opisują sytuację.
W efekcie, jak mówią nam pracownicy urzędu pocztowego, adresat nie wie, że czeka na niego list na poczcie, bo nie otrzymał żadnej informacji. Otrzymuje za to po siedmiu dniach powtórne awizo, o ile listonosz jest w ogóle w stanie w trakcie pracy dotrzeć do klienta i wrzucić tę informację. - Nikt z kierownictwa nie martwi się za to, że klienci mogą mieć problemy, jeśli nie odbiorą awizowanego listu. Bo ten uważa się za doręczony z dniem upływu ważności tego drugiego awizo - wyjaśniają.
Zobacz także:
- Poczta w Kuźni Raciborskiej ma w końcu prawidłowo funkcjonować. Zatrudniono dodatkowego listonosza
- Mieszkańcy Kuźni Raciborskiej ciągle narzekają na działalność poczty. Burmistrz apeluje o zapanowanie nad chaosem
- Mieszkańcy Kuźni Raciborskiej skarżą się na działalność miejscowej poczty. Jest reakcja. "No w końcu ktoś zareagował"
Ludzie:
Paweł Macha
Były burmistrz Kuźni Raciborskiej.
Komentarze
8 komentarzy
Czy problemy na poczcie w Kuźni nie są dużo dłużej niż 2 lata? Tak kradzież listonoszki wszystko pogorszyła. Ale ludzie tam był syf już dużo wcześniej!
Aż człowiek się zastanawia czemu w takim razie Panie dalej pracują? W regionie są eko okna i inne zakłady które zatrudniają. Najwidoczniej nie jest to cała historia pracy na poczcie.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Wszystkim czym zajmie się PiS prędzej czy później upadnie. Nieudacznicy wypychani na stanowiska do których nie mają kompetencji i wysokie zarobki za niszczenie firm.
Na poczcie tym Paniom jeszcze tylko mieli kazać ubieranie staruszków i otwierać kawiarnię. Przecież UP to są sklepy z wszystkim. TO MA BYĆ POCZTA A NIE SKLEP. Żal mi tych Pań. Jestem po ich stronie a nie wierchuszki za wygodnymi biurkami. Torby. na plecy i w rejon.
Tak jest wszędzie. Priorytet z Raciborza do Gdańska "idzie" ponad tydzień. Dawniej, jeśli list w Raciborzu wrzucono do skrzynki przed 8.00, następnego dnia był dostarczony 300 km dalej. Ale listy wybierano ze skrzynki częściej, chyba 3 razy, a na pewno 2 razy dziennie. Ponadto przesyłki przewożono pociągami, a teraz samochodami i sortuje się te przesyłki w wyznaczonych, odległych miejscowościach. Taki chocholi taniec. I pomyśleć, że w ubiegłym wieku i w innej rzeczywistości można było działać sprawnie. Ale poczta nie była miejscem gdzie sprzedaje się szwarc, mydło i powidło. I nikt mnie nie przekona, że ta instytucja jest dobrze zarządzana.
Kartki na Boże Narodzenie 2022 roku dotarły do mnie w marcu 2023 roku. Kilka razy pocztę dostarczali sąsiedzi, którzy mieszkając na innej ulicy, ale w domu o podobnym numerze otrzymywali do swoich skrzynek moją prawidłowo zaadresowaną pocztę. Jak długo jeszcze potrawa ten skandal? 2 lata? 5 lat? Jeśli ktoś chce wysłać zaproszenie na uroczystość rodzinną, która ma się odbyć w 2025 roku, niech już pędzi na pocztę. Jest niewielka szansa, że zaproszenie dotrze na czas. Warto też sprawdzić w skrzynce pocztowej sąsiada mieszkającego 3 ulice dalej.
Jestem listonoszem z zupełnie innej części Polski i potwierdzam: tak dokładnie jest nie tylko w Kuźni.