Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

Zabrali mu owce i dostał zarzuty. Pan Krzysztof walczy o sprawiedliwość

26.04.2023 14:23 | 5 komentarzy | FK
Ostatnia aktualizacja: 26.04.2023 13:05

Przed Sądem Rejonowym w Wodzisławiu Śląskim Krzysztof Filas, mecenas Rafał Rduch oraz osoby, które próbują pomóc poszkodowanemu w sprawie związanej z odebraniem mu zwierząt spotkały się z naszymi dziennikarzami, aby opowiedzieć o bulwersującej sprawie.

Zabrali mu owce i dostał zarzuty. Pan Krzysztof walczy o sprawiedliwość
Od lewej mecenas Rafał Rduch, hodowca Krzysztof Filas, Roman Fritz z Konfederacji Korony Polskiej i Adam Kania z Polskiego Veta. Foto Fryderyk Kamczyk
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Krzysztof Filas oraz jego pomocnicy zdecydowali się na rozmowę po kolejnej rozprawie w sądzie. Sprawa dotyczy sytuacji, do której doszło na jednej z posesji w Wodzisławiu Śląskim, gdzie Krzysztof Filas hodował owce. Zwierzęta zostały mu zabrane, bez jego wiedzy i zgody. Jak ustalono, w sprawę zaangażowana jest organizacja Pogotowie dla Zwierząt, której działalność, jak podkreślał zarówno hodowca, jego adwokat, a także obecni na rozprawie, budzi ogromne kontrowersje.

Sprawa nabrała jednak zupełnie innego charakteru, gdyż wodzisławska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia zarzucający, iż mężczyzna nie dbał o zwierzęta w wystarczający sposób. W wyroku nakazowym sąd uznał winę Krzysztofa Filasa, jednak ten odwołał się od wyroku i sprawa toczy się dalej. Naobecną chwilę nie wiadomo jednak, gdzie w ogóle znajdują się zwierzęta. Jak ustalili obrońcy pana Krzysztofa, organizacja, która odebrała owce, nie istnieje w sensie prawnym. Starostwo Powiatowe w Mińsku Mazowieckim wykreśliło organizację z rejestru stowarzyszeń zwykłych.

- Pan Krzysztof został oskarżony przez prawdopodobnie nieistniejącą organizację, która rzekomo ma chronić zwierzęta. Oskarżenie przeszło przez wszystkie instancje typu prokuratura, policja i niestety znalazło swój finał w sądzie, gdzie pierwotnie pan Krzysztof został skazany wyrokiem zaocznym - powiedział Adam Kania z Polskiego Veta.

Owce zabrane z prywatnej działki

Do sprawy odniósł się również pokrzywdzony hodowca. - Miałem na swojej działce dwie owce, które zostały zabrane mi przez stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt, według mnie nieprawnie i bezpodstawnie. Stwierdzono, że zwierzęta były utrzymywane w złych warunkach, że nie było tam wody i jedzenia. Według mnie owce były bardzo dobrze prowadzone, miały wodę, siano i zboże - mówi Krzysztof Filas. 

Sam sposób odebrania zwierząt budzi ogromne wątpliwości. Jak wspomina hodowca, zauważył na swojej działce samochód i zadał pytania osobom w środku o ich obecność, ale nie otrzymał odpowiedzi. Tamci odjechali.

- Po kilku dniach odebrali mi zwierzęta, później wezwali mnie do jednego ze sklepów zoologicznych, gdzie prosili, żebym podpisał protokół oddania tych owiec. Ja się nie zgodziłem z tym protokołem, gdyż tam była napisana nieprawda - że owce były niezabezpieczone, nienakarmione i zaniedbane. Nie zgodziłem się z tym. Później dostałem wyrok, że mam zapłacić karę, że się znęcałem nad zwierzętami - mówi hodowca, na potwierdzenie swoich słów pokazując zdjęcia, na których uwiecznione są owce. Nie widać na nich żadnych śladów zaniedbania, a wręcz przeciwnie - owce traktowane są jak pupile.

Wyrok, odwołanie i dalszy bieg zdarzeń

Pan Filas nie zgadza się z wyrokiem i jak sam twierdzi, ma świadków, którzy mogą potwierdzić, że zwierzętami opiekował się dobrze. Od wyroku w formie nakazowej odwołał się w stosownym terminie. Hodowca nie ma wiedzy, gdzie znajdują się jego zwierzęta. Do stowarzyszenia zwrócił się z wodzisławski urząd miasta, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Obrony pana Krzysztofa podjął się mecenas Rafał Rduch.

- To był wyrok nakazowy. Pan Krzysztof na szczęście zdążył złożyć w odpowiednim czasie sprzeciw, więc sprawa odbyła się w normalnym trybie, na zasadach zwyczajnych. Złożyliśmy mnóstwo dowodów do materiałów postępowania, które po pierwsze wskazują w jakim stanie były te owce, zdjęcia itd. Widać jak dzieci się z nimi bawią. Nie można tutaj zarzucać, że cokolwiek tym owcom dolegało - mówi Rduch.

Mecenas Rduch: w mojej ocenie stowarzyszenie nie istnieje

Ogromne wątpliwości mecenasa budzi działalność stowarzyszenia, które w jego ocenie nie istnieje.

- Jeżeli chodzi o działalność stowarzyszenia to jest to bardzo dziwne. W chwili, kiedy zabrano owce, stowarzyszenie w ogóle nie istniało, gdyż było wyrejestrowane ze względu na problemy prawne, przede wszystkim byłego prezesa. Według mojej wiedzy, to stowarzyszenie nadal nie istnieje. Będziemy walczyć o uniewinnienie pana Krzysztofa, gdyż w mojej ocenie nie doszło tutaj do przestępstwa z art. 35 ustawy o ochronie praw zwierząt - mówił adwokat.

W sądzie i na konferencji obecny był też Roman Fritz z Konfederacji Korony Polskiej, który zwrócił uwagę na zapisy w Konstytucji, które mówię wprost o ochronie przez Państwo Polskie własności prywatnej.

Do sprawy będziemy wracać.

Ludzie:

Roman Fritz

Roman Fritz

Poseł na Sejm RP