Co czują rodzice dziecka, którego zdrowie wyceniono na ponad 900 tys. złotych? Karolina i Ariel Cebulowie z Nędzy walczą o Leonka
- Przede wszystkim nie można się załamywać - przyznają Karolina i Ariel Cebulowie z Nędzy. W szczerej rozmowie z Nowinami mówią czy mieli żal do świata, że choroba spotkała właśnie ich syna, wyjawiają też skąd czerpać siłę do dalszego działania. Rozmawia Dawid Machecki.
Leonka można wesprzeć za pośrednictwem zbiórki w serwisie Siepomaga.pl:
- Narodziny dziecka to najwspanialszy moment w życiu wszystkich rodziców, którym przeważnie życzy się, aby ich pociecha była zdrowa. Jednak nie wszyscy mają to szczęście. Leonek urodził się chory.
- Karolina: To był dla mnie ciężki moment, bo wszystkie mamy od razu widzą swoje dziecko. Ja nie mogłam przytulić Leonka, a po urodzeniu widziałam go tylko kilkanaście sekund. Szybciej mógł dotknąć go Ariel, bo syn już drugiego dnia po narodzinach został przewieziony z Rudy Śląskiej do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach na pierwszy zabieg.
Ariel: Ja czekałem tam na niego i w pewnym momencie przejechało obok mnie dziecko; nawet nie wiedziałem, że to mój syn, bo go jeszcze w życiu nie widziałem. Zapytałem się wtedy sanitariuszy czy to Leon Cebula, ale nie odpowiedzieli, jednak chwilę później ktoś z obsługi medycznej powiedział im, żeby się wrócili do mnie i pokazali mi mojego synka.
Jak popatrzyłem się w jego oczy to od razu wiedziałem, że to jest on.
- Była radość, ale czy mieliście żal do świata, że spotkało to właśnie was, a przede wszystkim waszego syna?
- Ariel: Nie mieliśmy żadnego żalu. Wiedzieliśmy od samego początku, że obojętnie, co by się nie działo, to musimy robić tak, żeby Leon był zdrowy. Wiedzieliśmy też, że wszystko jest w rękach Pana Boga. Potrzebowaliśmy na to wszystko tylko, albo aż siły.
- No ale skąd ją czerpać?
- Ariel: Na dzień dobry dał nam ją Pan Bóg.
- O tym, że Leon będzie mieć chore serduszko, dowiedzieliście się na drugich badaniach prenatalnych. Na początku była mowa tylko o nierównych komorach serca – prawa dominująca nad lewą. Wada okazała się jednak na tyle złożona, że tworzy listę chorób.
- Karolina: Całą ciążę ciężko było mi zrozumieć, jak pani doktor mówiła mi, że „coś jest nie tak”. Ciągle słyszeliśmy, że prawa komora serca jest dominująca nad lewą, z czym żyliśmy przez całą ciążę.
Mówiono nam też, że taka wada zdarza się raz na milion i nie wiadomo, co będzie z Leonkiem, bo wszystko zależało od niego właśnie, jak to przejdzie.
Ariel: Ale poradził sobie z tym nasz mały bohater. Przed pierwszym zabiegiem lekarz zapytał się mnie czy nie chciałbym ochrzcić Leonka. To był dla mnie najgorszy dzień w życiu. Nie było wtedy obok mnie Karoliny, bo była jeszcze w Rudzie Śląskiej. Poprosiłem księdza, by zrobił mu chrzest, no i po zabiegu okazało się, że Leon to jest twardziel, dał tak sobie pomóc.
- Kiedy usłyszałeś o chrzcie to dopuszczałeś do siebie to najgorsze?
- Ariel: Nie, robiłem to, co wiara mi nakazuje. Nie omawialiśmy tego nigdy z żoną. I kiedy ksiądz zapytał się mnie, jak ma dać Leonkowi na drugie imię, to zapomniałem imienia swojego ojca, który nazywa się Stanisław. Poprosiłem księdza, by nadał mu imię po mnie.
- To kiedy mama pierwszy raz mogła zobaczyć syna i przytulić go?
- Karolina: Przytulić Leonka mogłam dopiero po trzech tygodniach, bo wtedy pozwolono mi go wziąć na ręce, ale działo się to w czasie obostrzeń pandemicznych, więc mogliśmy do niego codziennie wchodzić na zaledwie 10 minut, w rękawiczkach i fartuchach. Zobaczyłam go natomiast trzy dni po urodzeniu, od razu po tym jak wyszłam ze szpitala w Rudzie Śląskiej.
- Wydaje mi się, że szczególnie dla mamy to trudne: czekać, aż trzy tygodnie na przytulenie dziecka, które przez miesiące nosiło się pod serduszkiem.
- Karolina: Zgadza się, ja nie wiem, jak temu podołałam, ale się udało.