Co czują rodzice dziecka, którego zdrowie wyceniono na ponad 900 tys. złotych? Karolina i Ariel Cebulowie z Nędzy walczą o Leonka
- Przede wszystkim nie można się załamywać - przyznają Karolina i Ariel Cebulowie z Nędzy. W szczerej rozmowie z Nowinami mówią czy mieli żal do świata, że choroba spotkała właśnie ich syna, wyjawiają też skąd czerpać siłę do dalszego działania. Rozmawia Dawid Machecki.
- Od początku mówicie, że wada serca Leonka jest jak tykająca bomba. Trudno chyba żyć z taką myślą.
- Ariel: Tak, ale od początku powiedzieliśmy sobie z Karoliną, że aby to wszystko przetrwać, to musimy być silni.
Mówiliśmy sobie, że: najważniejsi jesteśmy my i nasza siła, ale dzięki rodzinie, która nas wspiera, to się udaje. Ciągle stąpamy twardo po ziemi, ale też tak musimy, nie możemy się rozkleić, bo byłoby ciężko.
- Wasz syn ma już za sobą jedną operację na otwartym sercu, która odbyła się po ukończeniu 1 roku życia i trzy zabiegi cewnikowania. Niestety operacja nie naprawiła żadnej wady, udało się tylko lekko poprawić pracę serduszka. Znaleźliście pomoc dla waszego syna w Genewie. Trzeba jechać aż do Szwajcarii, aby pomóc Leonkowi?
- Ariel: Nie kwestionujemy tego, że w Polsce nie ma dobrych lekarzy, tylko przez pewien okres po pierwszej operacji straciliśmy zaufanie do naszej służby zdrowia. Od momentu ostatniej operacji czuliśmy się niedoinformowani. Stwierdziliśmy, że musimy wziąć Leonka życie w swoje ręce, żeby nie mieć później wyrzutów, że można było coś zrobić, a tego nie zrobiliśmy.
- Bo rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka.
- Ariel: Dokładnie o to chodzi.
- Co czuje rodzic, którego zdrowie dziecka wycenione jest na ponad 900 tys. złotych?
- Ariel: To bardzo trudne pytanie, nie wiem, jak na nie odpowiedzieć.
Pewne jest jedno: wiedzieliśmy, że musimy walczyć.
- 900 tys. złotych to dużo pieniędzy. Jak na początku traktowaliście tę informację?
- Ariel: Na początku mowa była jeszcze o większej kwocie. Po pierwszej rozmowie telefonicznej usłyszeliśmy, że może w przeliczeniu na złotówki będziemy potrzebować około 1 mln 400 złotych, ale po dwóch tygodniach przyszła oficjalna wycena i dzięki temu ta kwota zmalała do tych nieco ponad 900 tys. złotych.
Karolina: Od razu wyszukałam w internecie zbiórki na rzecz innych dzieci, które podobnie jak Leon, potrzebują takiej pomocy. Już wiedziałam, że będzie to kwota około miliona złotych.
Codziennie przyzwyczajaliśmy się do tej myśli.
- Ale od razu wiedzieliście, że zwrócicie się o pomoc do ludzi dobrej woli, czy rozmyślaliście nad innym rozwiązaniem?
- Ariel: Wiedziałem, że nie jesteśmy w stanie sfinansować tej operacji kredytem, bo nikt takiego kredytu by nam nie udzielił. Choć myślałem np. o sprzedaniu samochodu, ale to byłaby kropla w morzu potrzeb. Co dałoby zaledwie 60 tys. złotych? Nie mogliśmy też sprzedać wszystkiego, bo musimy zapewnić dziecku godne życie, a nawet nie zebralibyśmy tego tym sposobem. Zdecydowaliśmy się na zbiórkę i jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy dołożyli swoją cegiełkę.
- Koszt operacji uzależniony jest też od kursu franka szwajcarskiego. Czas ma tu decydujące znaczenie.
- Ariel: Tak kurs to jedna rzecz, ale drugą sprawą jest wycena z Genewy. Ważna jest do 12 kwietnia, po tym terminie nie będzie już aktualna i będzie musiał być zrobiony nowy kosztorys, a co za tym idzie może być drożej, do czego nie chcemy dopuścić.
- Ciężko kogoś błagać o pomoc, a tak napisaliście w opisie zbiórki na Siepomaga.pl.
- Ariel: Tak, bo chcemy to jak najszybciej skończyć. Chcemy odetchnąć, chcemy, żeby odetchnęli też ludzie, bo ostatnio w naszej gminie kręci się wszystko wokół Leonka.
Chcemy, by wróciła normalność.