środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Zwycięstwo mają we krwi. O historii strażaków z Rybnika-Wielopola

14.01.2023 11:00 | 0 komentarzy | żet

Ochotnicza Straż Pożarna Wielopole doczekała się monografii historycznej z prawdziwego zdarzenia. O tym jak powstała książka, czym gaszono pożary przed laty i jak pracuje się na sukces jednostki rozmawiamy z autorem "Historii Ochotniczej Straży Pożarnej Wielopole" i zarazem prezesem jednostki Arturem Ledwoniem.

Zwycięstwo mają we krwi. O historii strażaków z Rybnika-Wielopola
- Chciałem, by czytelnik biorąc moją książkę do ręki widział, ile pracy w nią włożyłem, że tutaj nie ma żadnego „lania wody”, a wszystkie informacje mają odzwierciedlenie w materiałach, z których korzystałem - mówi Artur Ledwoń.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

- Wystarczy rzut okiem na "Historię Ochotniczej Straży Pożarnej Wielopole" by przekonać się, że to nie żadne "okolicznościowe" wydawnictwo, ale prawdziwe opracowanie historyczne. Liczba przypisów robi wrażenie. Czy pan ma jakieś związki z historią?

- Jestem entuzjastą lokalnej historii, choć zawodowym historykiem nie jestem. Ukończyłem filologię polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Powiedzmy, że nie miałem większych problemów z robieniem przypisów (dziękuję korektorowi za ich dostosowanie do obowiązujących wymogów). W całej książce jest ich ponad dziewięćset.

- Nie każdy czytelnik może mieć świadomość, co to oznacza. Proszę wyjaśnić.

- Każdy przypis to odnośnik do materiału, z którego w danym momencie korzystałem podczas pisania. Oznacza to, że publikacja opiera się na bardzo dużej liczbie źródeł, z których czerpałem informacje – są to publikacje zwarte, czasopisma, mapy, archiwalia. Pojawiają się też relacje osób (głównie strażaków, ale również mieszkańców Wielopola), choć starałem się ograniczyć ich liczbę do minimum z uwagi na to, że pamięć jest ulotna. Jeżeli tylko była taka możliwość, to w pierwszej kolejności korzystałem ze źródeł pisanych. Wielce pomocne okazały się przy tym zasoby Archiwum Państwowego w Raciborzu. Byłem w nim wiele razy.

- Jak długo pracował pan nad tą publikacją?

- Trzy lata. Na początku w ogóle nie planowałem, że to zostanie wydane, że to będzie tak obszerne. Projekt rozpocząłem jesienią 2019 roku, ale tak naprawdę jego geneza sięga 2012 roku. Dekadę temu zacząłem spisywać wszystko, co działo się w jednostce, i umieszczać na stronie internetowej OSP Wielopole, którą prowadziłem od 2006 roku (obecnie znajduje się pod adresem www.ospwielopolerybnik.pl). Robiłem to w czasie wolnym w ramach dokumentowania życia jednostki. Natomiast w 2016 roku zostałem formalnie członkiem zarządu pełniącym funkcję kronikarza. W 2019 roku przeanalizowałem dokładnie materiały, które zostawił nasz poprzedni nieżyjący już kronikarz Ernest Gawron, czyli dwie kroniki naszej jednostki, jedną w formie rękopisu, a drugą w formie maszynopisu. Informacje w nich zawarte mniej więcej się pokrywały, ale przy dokładnej lekturze okazało się, że jest tam wiele niedomówień i błędów. Zacząłem szukać informacji na ten temat, nanosić poprawki i... wciągnąłem się w to.

- Czasem łatwiej jest wybudować nowy dom niż remontować stary.

- Dokładnie. Z poprzednim prezesem Ryszardem Moskalem doszliśmy do wniosku, że dobrze byłoby zrobić coś więcej niż tylko uzupełnić dwie kroniki Ernesta Gawrona. Dlatego mniej więcej w połowie mojej pracy radzie dzielnicy Wielopole przedstawiono ideę, by opracowane przeze mnie dzieje jednostki zebrać w formie publikacji i zgłosić jako projekt do budżet obywatelskiego miasta Rybnika na 2022 rok. Rada dzielnicy zgodziła się na to. To była świetna informacja. Odtąd moja sytuacja jako autora zmieniła się, bo pojawiła się presja czasu. Wiedziałem, że muszę zakończyć prace w 2022 roku. Na początku 2022 roku do nadzorowania procesu wydania mojej książki wyznaczono Muzeum w Rybniku. W tym samym czasie ze strony Muzeum pojawiła się taka propozycja, by instytucja ta została współwydawcą publikacji. Dla mnie była to bardzo wyróżniająca informacja. „Zeszyty Rybnickie” to wydawnictwo muzealne mające dużą renomę. Jeszcze przed tym, gdy Muzeum zostało współwydawcą książki, nieocenioną okazała się pomoc pani doktor Ewy Kulik, z którą konsultowałem kwestie merytoryczne dotyczące kilku ważnych zagadnień związanych z historią OSP Wielopole. Pani doktor Ewa Kulik jest również redaktorem mojej książki. Dzięki niej udało się uniknąć istotnych błędów, a całość ma formę rzetelnego opracowania historycznego.

- Jaki jest nakład tej publikacji?

- Początkowo planowaliśmy sto, ale ostatecznie udało się wydrukować dwieście egzemplarzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to niesamowicie niszowa tematyka.

- Może i niszowa, ale zostanie na dziesięciolecia. Za dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat nikomu nie przyjdzie do głowy weryfikować treści tej książki, gdy zobaczy, w jaki sposób została ona napisana.

- Pisząc tę książkę stawiałem na wiarygodność. Tu nie ma żadnej informacji, która nie byłaby opatrzona przypisem. Jeżeli była taka potrzeba i możliwość, to również wiele informacji starałem się zweryfikować na podstawie kilku źródeł. Chciałem, by czytelnik biorąc moją książkę do ręki widział, ile pracy w nią włożyłem, że tutaj nie ma żadnego „lania wody”, a wszystkie informacje mają odzwierciedlenie w materiałach, z których korzystałem. Dla mnie praca nad tą książką to były setki godzin kwerend, wyjazdów, rozmów i analiz.

- Nie największa dzielnica Rybnika, ale ma najlepszą historię swojej OSP.

- Mam nadzieję, że tak zostanie to ocenione. Ja już dawno straciłem dystans do tego projektu.

- Gdzie można kupić tę książkę?

- Nie można jej nigdzie kupić, ponieważ została wydana za publiczne pieniądze w ramach realizacji dzielnicowego projektu z budżetu obywatelskiego. Do wyczerpania części nakładu książka była dostępna w Muzeum w Rybniku. Trafiła również do bibliotek. Za jakiś czas będzie ją można wypożyczyć m.in. w Bibliotece Miejskiej w Rybniku czy w Bibliotece Śląskiej. I warto przy tym wspomnieć, że zaangażowałem się w ten projekt całkowicie społecznie i nieodpłatnie. Nie zarobiłem na swojej książce żadnych pieniędzy.

Historia Ochotniczej Straży Pożarnej Wielopole to solidna publikacja. Dzieje miejscowej OSP wpisane są w historię Wielopola i jego mieszkańców.

Historia Ochotniczej Straży Pożarnej Wielopole to solidna publikacja. Dzieje miejscowej OSP wpisane są w historię Wielopola i jego mieszkańców.

- Co zdecydowało o zawiązaniu się straży ogniowej w Wielopolu? Czy doszło do jakiejś tragedii, która przelała czarę goryczy?

- Nie było jednostkowego zdarzenia. Mieszkańcy Wielopola, wtedy Wielopola Królewskiego, jako ogół nie czuli się bezpieczni. Tym bardziej, że rybniccy strażacy z obecnej Państwowej Straży Pożarnej w Rybniku znajdowali się stosunkowo daleko od Wielopola. Często bywało tak, że gdy strażacy z Rybnika przyjeżdżali na miejsce, to nie było już czego dogaszać. Dlatego około 1906 roku powstała jednostka w Wielopolu. To wynika z kronik Ernesta Gawrona, choć nie znalazłem żadnych dodatkowych dokumentów, które by to potwierdzały. Natomiast podczas analizy zgromadzonych materiałów ustaliłem, że Wielopole Królewskie mogło w 1906 roku tworzyć związek sikawkowy, ale jako samodzielna OSP zaczęło funkcjonować kilka lat później, bo prawdopodobnie około 1910 roku. To przykład jednej z weryfikacji zapisów zawartych w kronikach Ernesta Gawrona, której dokonałem. A było ich naprawdę wiele.

- Czym gaszono kiedyś pożary?

- Ludzie od zawsze musieli sobie jakoś radzić, ale same wiadra, bosaki czy drabiny w walce z żywiołem to było za mało. W wypadku jednostki z Wielopola pierwszy samochód, amerykański Dodge, to dopiero druga połowa lat 60-tych XX wieku. Zresztą to też nie była rewelacja. Samochód był leciwy, mocno wyeksploatowany, nie było do niego części zamiennych, zatem przez większość czasu stał zepsuty.

Natomiast wcześniej, bo już w latach 20-tych XX wieku, wielopolscy straży mieli do dyspozycji sikawkę ręczno-konną, która niestety nie przetrwała do naszych czasów. Ale zdarzało się, że brakowało nawet koni do wyjazdów do akcji gaśniczych, o samym sprzęcie jak np. węże strażackie nie wspominając.

To były trudne czasy i braki sprzętowe wykazywało bardzo wiele jednostek straży pożarnych powiatu rybnickiego. Teraz jest zupełnie inaczej.

- Skąd amerykański samochód wziął się w Wielopolu?

- Opisałem to dość szczegółowo w książce. My na pewno otrzymaliśmy go z KM ZSP w Rybniku (obecna PSP w Rybniku), a skąd on się wziął w Rybniku? Możliwe, że pochodził z demobilu i pierwotnie został pozyskany przez rybnickich strażaków z zasobów Sił Zbrojnych Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej lub też pozyskano go poprzez amerykański program pomocowy UNRRA. To dwie najbardziej prawdopodobne hipotezy dotyczące pochodzenia tego samochodu, które ustaliłem.

- Dobrze, to kiedy OSP Wielopole doczekała się pierwszego samochodu gaśniczego z prawdziwego zdarzenia.

- Pomijając Dodge’a i Żuka, pierwszy taki samochód otrzymaliśmy za pośrednictwem Urzędu Miasta Rybnika z zakładowej kolejowej straży pożarnej z Gliwic w 1997 roku. To był Star 244 GBM 2,5/8 wyprodukowany w 1988 roku, który służył w Wielopolu aż do roku 2018. W 2019 roku otrzymaliśmy samochód Volvo FL280 GBA 3/16, czyli pierwszy fabrycznie nowy wóz bojowy w historii naszej jednostki. Swoją drogą nasze Volvo to świetny samochód wyposażony w specjalistyczny sprzęt.

- Może jednak miał pan zostać historykiem.

- Moje zainteresowania są bardzo szerokie. Interesuję się ogólnie pojętą informatyką, w miarę na bieżąco śledzę zmiany i nowości w tej dziedzinie. Prywatnie latam dronem, nagrywam filmy, robię zdjęcia (oczywiście mam komplet uprawnień do tego). Te zainteresowania nie mają nic wspólnego z historią, ale... potrzebuję wyzwań. Również dlatego zaangażowałem się w „Historię Ochotniczej Straży Pożarnej Wielopole”. Pracując nad tą publikacją przekonałem się, jak niewiele jest materiałów dotyczących początków pożarnictwa w naszym regionie. Dlatego wejście w tę tematykę było dla mnie naprawdę sporym wyzwaniem. Zwłaszcza, że nie zajmuje się historią zawodowo. Poza tym z tego co zaobserwowałem wynika, że niewiele jest osób w moim wieku zajmujących się takimi zagadnieniami „po godzinach”.

- Zakładam, że źródła dotyczące najwcześniejszego okresu spisane są w języku niemieckim. Już samo to jest barierą dla wielu osób, które chciałyby wejść w badanie historii tamtego okresu.

- Zgadza się. Mało tego. Te dokumenty przeważnie są rękopisami – ich odczytanie również nastręcza sporo trudności. Tym bardziej ta historia wciąga niesamowicie.

- Historia ma to do siebie, że małe jej cząstki łączą się w całość. Odkrywając historię jednostki mógł pan przy okazji poznać historię Wielopola.

- Tak, moja koncepcja na tę książkę od początku była taka, że jej trzonem będzie historia OSP Wielopole, ale jednocześnie poruszę jak najwięcej wątków pobocznych związanych z samą dzielnicą. Chciałem zainteresować czytelnika czymś więcej, tak żeby również ludzie spoza środowiska strażackiego znaleźli w niej coś interesującego.

- Proszę o przykłady.

- Mieliśmy wśród strażaków powstańców śląskich – poruszyłem wątek powstań śląskich. Mieliśmy na terenie Wielopola wiele pożarów. Do jednego z nich doszło w miejscowym młynie znajdującym się przy ulicy Strąkowskiej. Zatem nawiązałem do młyna, na temat którego znalazłem bardzo ciekawe informacje, również techniczne. Strażacy byli związani z miejscową szkołą, dlatego o szkole również jest sporo niepublikowanych dotąd informacji. Jeden ze strażaków był członkiem miejscowego chóru, który powstał w 1927 roku, więc i na ten temat napisałem. To są wątki, o których dotychczas nikt nie pisał w kontekście historii OSP Wielopole i samej dzielnicy.

Właśnie to stanowi o sile tej książki, że jest to nie tylko historia miejscowej straży pożarnej, ale również otoczenia, z którym była związana. Mam nadzieję, że dzięki temu przynajmniej część mieszkańców Wielopola znajdzie w niej coś interesującego.

- Czy to pierwsza książka, której jest pan autorem?

- Tak pierwsza i na pewno przez jakiś czas będzie jedyną. Muszę zrobić sobie co najmniej kilka miesięcy przerwy.

- Spytam o coś niezwiązanego z książką, choć jak najbardziej zaliczającego się do dziejów jednostki w Wielopolu. Ile razy wygraliście zawody sportowo-pożarnicze w Rybniku?

- Ostatnie lata to pasmo zwycięstw OSP Wielopole na szczeblu miejskim. Szesnaście razy z rzędu wygraliśmy w grupie „A” mężczyzn (nieprzerwanie od 2005 roku). Z kolei w grupie „C” kobiet wygraliśmy jak dotąd osiem razy z rzędu (nieprzerwanie od 2013 roku). Ale znalazłem informacje potwierdzające, że strażacy z Wielopola wygrywali zawody strażackie już w 1934 roku, więc zwycięstwo mamy we krwi.

- To dopiero jest niesamowita historia. Widziałem dziesiątki takich zawodów w regionie. Wiem, jak łatwo jest o drobny błąd, który może pogrzebać szanse na zwycięstwo.

- Jako jednostka podchodzimy do tego tematu profesjonalnie, bo to ważna część naszej działalności.

- Spotkałem się z dwoma strategiami. Jedni mówią tak: "Nie ma co za dużo ćwiczyć, bo człowiek się tylko bardziej stresuje. Więcej luzu i będzie dobrze". Drudzy mówią coś wprost przeciwnego: "Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, bo tylko tak można wyeliminować błędy". Jak jest u was?

- Treningi przed zawodami były i nadal są. Zawody miejskie zazwyczaj rozgrywane są w okresie jesiennym. Nasi młodzieżowcy zaczynają treningi już w lipcu – mają kilka spotkań tygodniowo. W przypadku dzieci i młodzieży nie chodzi tylko o zawody. Chcemy oderwać ich od ekranów telefonów, komputerów i telewizorów, zarazić pasją do pożarnictwa. Może kiedyś pójdą do PSP, albo pozostaną z nami na dłużej w OSP. Nasze grupy seniorskie kobiet i mężczyzn siłą rzeczy nie mogą trenować z taką intensywnością, bo ochotnicy mają wiele innych codziennych obowiązków, zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Ale oni doskonale wiedzą co mają robić i od wielu lat robią to doskonale.

Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko

Prezes OSP Wielopole Artur Ledwoń dzieli swój czas między pracę zawodową, rodzinę, działalność w OSP oraz liczne pasje, m.in. sterowanie dronem oraz informatykę.

Prezes OSP Wielopole Artur Ledwoń dzieli swój czas między pracę zawodową, rodzinę, działalność w OSP oraz liczne pasje, m.in. sterowanie dronem oraz informatykę.