Sobota, 28 września 2024

imieniny: Luby, Wacława, Salomona

RSS

23.12.2022 22:44 | 12 komentarzy | KaBa

Już przełamali się opłatkiem i zjedli tradycyjną wieczerzę wigilijną. Były życzenia i prezenty. Prawie tak, jak w każdym domu. Prawie, bo wszystko odbyło się w baraku na dwa dni przed 24 grudnia. Pomieszczenia, w których mieszkają, są pozbawione łóżek. Śpią na podłodze, obok tobołków stanowiących ich cały dobytek. Tak wygląda życie w jastrzębskiej ogrzewalni dla bezdomnych.

Wigilia w baraku dla bezdomnych. „Jeszcze żyjemy”
Wolontariusze przygotowali wigilię bezdomnym
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W czwartek, około godziny 18:00, przed ogrzewalnię podjeżdżają samochody z wolontariuszami, którzy wynoszą z nich wigilijne dania: rybę, kapustę, krokiety, makówki i inne słodkości. Bezdomni już wiedzieli, że tego dnia przyjdą do nich goście i będą mieli wigilię. Taką tradycyjną z opłatkiem, życzeniami i specjałami, które zwykle przygotowuje się na tę okazję.

W jednym z pomieszczeń udało się zebrać kilka stolików, krzeseł, nakryć świątecznym obrusem i można było celebrować Boże Narodzenie. Siłą sprawczą całego przedsięwzięcia jest Monika Mrozek z Mszany, która już drugi raz pomyślała o jastrzębskich bezdomnych. Dla niej to, tacy sami ludzie, jak reszta społeczeństwa. Zresztą mówi im o tym, kiedy już wszyscy zasiedli do wigilijnego stołu.

- Dla mnie jesteście tacy, sami jak ja, jak inni ludzie. Powiem więcej, macie bliżej do Pana Boga niż ja. Was dzieli od niego tylko jeden krok, bo nic nie macie do stracenia, niczym nie jesteście związani, jak reszta ludzi. Wierze w to, że znajdziecie siłę, aby odmienić swoje życie, aby nabrało ono sensu i celu, a noclegownia jest tylko przejściowym etapem na waszej drodze  - powiedziała  jastrzębskim bezdomnym Monika Mrozek.

Bezdomni usiedli przy bogato zastawionym stole. W tym, w czym na co dzień widzimy ich krążących po mieście. Kurtkach, zniszczonych butach, schodzonych spodniach i swetrach. Na ich twarzach malowały się chwilę wzruszenia, zastanowienia, niektórzy przypominali sobie dawne czasy, wracali pamięcią do bliskich.

- Kiedyś mieszkałem na  ulicy Wielkopolskiej z babcią i dziadkiem. Później sam utrzymywałem mieszkanie, ale je utraciłem i teraz jestem tutaj. Prowadzę życie bezdomnego. Najgorzej jest w zimie. Wiosną, a szczególnie latem uda mi się zatrudnić, a  to przy karuzelach, a to na wsi jako pomocnik i tak jakoś leci. Przyrobi się trochę pieniędzy i jest dobrze - mówi ok. 30-letni Grzegorz. Na pytanie, czy takie życie mu się podoba  - odpowiada milczeniem.

W wigilijnej kolacji bierze udział również Anna. Wygląda na ok. 60 lat, ale w rzeczywistości jest po 40. Kiedy wolontariusze przyjechali do noclegowni, zastali ją w jednym z pomieszczeń, leżącą na podłodze. Jeszcze spała i odpoczywała po całym dniu wędrówki po mieście. Ogrzewalnia w grudniu otwarta jest od godz. 17:00 do 7:00. Poza tymi godzinami trzeba coś ze sobą zrobić.

Anna jest małomówna. Wiadomo, że miała rodzinę i dzieci. Jednak nie utrzymuje z nimi kontaktu albo raczej oni z nią. Od kilku lat jest stałą bywalczynią noclegowni. Także i ona podczas składania życzeń nie kryje wzruszenia i łez. W taki dzień nie sposób uciec od przeszłości.

- Jeszcze nie umieramy, jeszcze żyjemy. Trzymamy się. Bardzo dziękujemy za pamięć i okazane serce - mówi podczas kolacji starszy mężczyzna.

 Woli historię swojego życia zatrzymać tylko dla siebie. Nie wiadomo, co robił w czasie przed bezdomnością. Zna jednak bardzo dobrze każdego mieszkańca, a więc i on zapuścił tutaj swoje korzenie.

Co bezdomni robią na co dzień, wie chyba każdy. Krążą po mieście, zdobywają odpady, które można oddać do punktu skupu i mieć z tego jakieś pieniądze. Przesiadują przed sklepami, licząc na, chociażby symboliczny datek. Okupują ciepłe miejsca - w przejściach podziemnych i klatkach schodowych. Latem ich ulubione miejsca to skwery. Takie życie wolą, takie życie wybrali.

- Mógłbym przenieść się do ośrodka dla bezdomnych, ale tam są rygory, wymagania, a ja jestem wolnym człowiekiem i wolę sam decydować, co będę robił. Tu mi jest dobrze - mówi jeden z bywalców noclegowni.

Na zakończenie wigilii, każdy otrzymuje prezent - plecak z artykułami higienicznymi i jeszcze dobre słowa wsparcia.

- Myślę, że zmienicie swój los i nie będziecie dłużej w takiej trudnej sytuacji. Jeśli ktoś chciałby uzyskać pomoc, jak to zrobić, zawsze możecie się zwrócić do nas, czy pracowników opieki społecznej. Z pewnością wami pokierują - mówi Bernadeta Magiera, jedna z wolontariuszek.

Słowa zachęty o zmianie życia padają co roku. Czasem zdarza się, że któregoś bezdomnego już nie ma, bo zmarł. Inni w podobnym składzie zasiadają do wigilii. Czasami dochodzi ktoś nowy. Wolontariusze wierzą, że osoby te mają szansę na zmianę swojego losu.

- Zawsze trzeba dawać szansę na zmianę. Wyciągać pomocną dłoń. Widzieć w bezdomnych ludzi, takich samych, jak my, tylko bardziej doświadczonych przez los. Nigdy nie wiemy, jak dalej potoczy się ich życie - mówi Monika Mrozek.

Czy za rok wigilia odbędzie się znowu w podobnym składzie? A może dołączą nowe osoby? Tego na razie nie wiadomo. Pewne jest to, że wolontariusze przyjdą i będą celebrować Boże Narodzenie w baraku, pozbawionym luksusów z ludźmi, dla których ciepłe miejsce na podłodze jest zaspokojeniem potrzeb i wygodą na miarę możliwości.