środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Wietrzne miasto. Krzysztof Jeremicz z Raciborza na maratonie w Chicago

13.11.2022 07:27 | 0 komentarzy | ma.w

Pół roku po wyjeździe do Bostonu raciborzanin wybrał się na swój czwarty z cyklu najważniejszych światowych maratonów. - Tym razem padło na Chicago. Do biegu  zakwalifikowałem się dzięki wynikowi z biegu w Nowym Jorku - relacjonuje pan Krzysztof.

Wietrzne miasto. Krzysztof Jeremicz z Raciborza na maratonie w Chicago
Krzysztof Jeremicz znów biegał w USA. Po maratonach w Nowym Jorku i Bostonie, wybrał się do najbardziej polskiego miasta w Ameryce - Chicago
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Maraton w Chicago organizowany jest rokrocznie od 1977 roku, z wyjątkiem 1987 roku kiedy to z uwagi na wycofanie się sponsora rozegrano półmaraton oraz  z przerwą pandemiczną w 2020 roku.

Obecnie maraton w Chicago zaliczany jest do 6 najważniejszych światowych maratonów. Nagrody wypłacane przez organizatorów należały i należą do najwyższych w tego typu imprezach.

Limit uczestników wynosi 45.000 osób, co powoduje, że bieg jest wyzwaniem dla organizatorów. Całą imprezę obsługuje około 12.000 wolontariuszy. Organizatorzy przygotowują około 300 tysięcy litrów wody i tyle samo sztuk bananów. Uczestników na trasie dopinguje około 1,7 mln kibiców.

Oto jak przeżył to wydarzenie Krzysztof Jeremicz z Raciborza.

O zakwalifikowaniu się do startu w Chicago dowiedziałem się około rok temu. Moja radość była ogromna. Co prawda spełniłem wymogi kwalifikacyjne, ale wolałem poczekać na formalne potwierdzenie od organizatorów o dopuszczeniu mnie do startu

Właściwe przygotowania do maratonu rozpocząłem około 3 miesięcy wcześniej. Tym razem na szczęście ominęły mnie takie „przygody zdrowotne” jak wiosną przed maratonem w Bostonie. Udało mi się zrobić więcej długich wybiegań niż w przypadku przygotowań do poprzednich maratonów. Gorzej było za to z szybkością, ale jakoś mocno się tym nie przejąłem.

Do Chicago poleciałem 6 października, czyli 3 dni przed maratonem. Uznałem, że 2-3 dni na aklimatyzację powinny wystarczyć. Warto zaznaczyć, że w Chicago jest o 7 godzin wcześniej niż w Polsce.

Wizyta na Expo

7 października odwiedziłem Expo, które było jednym z największych, na jakich byłem. Mnogość stoisk, tłum ludzi i moc atrakcji sprawiły, że wizyta na Expo zajęła mi parę godzin. Oczywiście głównym celem wizyty był odbiór pakietu startowego wraz z czarną techniczną koszulką z widocznym zielonym fluorescencyjnym napisem Chicago.     

Maraton w Chicago był moim trzecim amerykańskim maratonem, domykającym triadę najbardziej elitarnych amerykańskich maratonów (Boston, Chicago, Nowy Jork).

Trasa maratonu jest płaska i szybka, o czym świadczy fakt, że ustanowiono tutaj aktualny rekord świata kobiet (02:14:04). W tym roku także było blisko pobicia tego rekordu. Kenijce, która wygrała bieg wśród kobiet, do wyrównania rekordu świata zabrakło 14 sekund.

Trasa ma charakter pętli, która rozpoczyna i kończy się w Grant Parku. Przebiega ona aż przez 29 dzielnic, w tym tak barwne, jak meksykańska czy chińska.

Ze względu na dużą liczbę uczestników, start następuje falowo. Uczestnicy podzieleni są na trzy fale startowe, z których każda podzielona jest jeszcze ja kilka stref. Przydział zawodników do poszczególnych fal następuje na podstawie osiągniętych przez nich czasów w innych maratonach. Zazwyczaj więc im ktoś jest szybszy, tym wcześniej startuje.

Chłodny poranek

Zostałem zakwalifikowany do startu w pierwszej fali, która dość nietypowo jak na maratony miała zaplanowany start już na godzinę 7:30 (zazwyczaj maratony zaczynają się o 9:00). Organizatorzy sugerowali, żeby w wiosce startowej być o godzinie 5:30. Z uwagi na konieczność kilkunastokilometrowego dojazdu zmuszony byłem wstać już około 4:30, by około 5:00 wyjechać i być w wiosce maratońskiej około 5:30. Tak wczesna pora wiązała się tez z tym, że temperatura wynosiła zaledwie około 5 - 6 stopni Celsjusza. 

Wiejący wiatr (w końcu Chicago nazywane jest „Wietrznym Miastem”) sprawiał, że odczuwalna temperatura mogła być jeszcze niższa. 

Mając w perspektywie około 2 godziny czekania, ubrałem się dość ciepło. Mimo towarzyszących mi emocji i adrenaliny, czuć było, że jest jednak dość chłodno. Po ponad godzinnym okresie oczekiwania, który wykorzystałem także na zrobienie kilku zdjęć oraz nawodnienie organizmu, oddałem rzeczy do depozytu i udałem się na krótką rozgrzewkę, a następnie do strefy startowej. Spotkałem tam kilku Polaków, zarówno mieszkających obecnie w Stanach Zjednoczonych, jak i tych przybyłych z Polski specjalnie na bieg. Spotkanie na biegu z rodakami zawsze mnie cieszy.

Organizatorzy zadbali o energetyczną muzykę przedstartową, w tym utwór „Sirius” Alan Parsons Project, który od startu w maratonie w Berlinie kojarzy mi się już głównie z maratonami i z biegami w ogóle, bo można go czasem usłyszeć na biegach w Polsce. 

Polskie flagi

Około 7:39 czasu miejscowego (14:39 czasu polskiego) przekroczyłem linię startową. Już około 200 metrów po starcie na pierwszym moście dało się zauważyć polską flagę i polskich kibiców. Później będę ich jeszcze wielokrotnie spotykać na trasie. W przeciwieństwie do np. Nowego Jorku trasa maratonu ma charakter pętli i kibice mogą się dzięki temu łatwo przemieszczać i dopingować biegaczy. Zresztą doping był niesamowity. Praktycznie nie było miejsca, gdzie nie byłoby kibiców i żywiołowego dopingu. 

Wielu kibiców miało też śmieszne transparenty typu: czy chcesz, żebym zadzwonił po Ubera? czy też bez obaw, jeśli padniesz włączę pauzę na twoim Garminie (chodzi o zegarek biegowy).

Część kibiców miała przygotowane poczęstunki dla biegaczy w formie np. donutów, żelków, wody czy nawet czegoś mocniejszego do picia. Były też oczywiście zespoły muzyczne, zarówno rockowe, jak i bardziej folklorystyczne, np. dudziarze. 

Tradycyjnie też wśród biegaczy też znalazły się osoby, które start potraktowały rozrywkowo i nosiły zabawne przebrania, np. Myszki Mickey czy Supermana. Dostrzegłem też faceta, który biegł w bardzo krótkich i wciętych slipach z angielską flagą.

Blisko rekordu życiowego

Taka atmosfera niesamowicie uskrzydla i co tu dużo mówić, poniosła i mnie. Mój czas na półmetku to 1:38:00, zdecydowanie najszybszy ze wszystkich maratonów, w jakich brałem udział (maraton w Chicago był moim 11 startem na tym dystansie). Choć z każdym przebiegniętym kilometrem czułem narastające zmęczenie, to radość z biegu i przybijane z kibicami piątki sprawiały, że bieg był naprawdę ekscytującym doświadczeniem. 

Mimo że na ostatnich 7 km tempo już mi dość wyraźnie spadło, to udało mi się ukończyć maraton w świetnym jak na mnie czasie 3:19:04, zaledwie 17 sekund gorszym od mojego rekordu życiowego. 

Przede wszystkim bieg dostarczył mi jednak niesamowicie dużo frajdy. W końcu bieganie to moja pasja i po to się przygotowuję i podróżuję na drugi koniec świata, aby przeżyć fascynującą przygodę i przede wszystkim cieszyć się samym biegiem, a nie tym, że się skończył i skończyły się tez moje męki. Najważniejsze są dla mnie same przeżycia, których doświadczam na trasie, a nie uzyskany wynik, bo w końcu jestem i będę amatorem, który z biegania czerpie przede wszystkim radość.

Podzielić się pasją

Sam bieg w Chicago był zdecydowanie jednym z moich najlepszych doświadczeń biegowych. A przy okazji tak dalekich wyjazdów biegowych, jak ten do Chicago jest też okazja, żeby zostać dłużej, trochę pozwiedzać i zobaczyć trochę świata.

W maratonie w Chicago udział wzięli także Kamil Wollny z Pietrowic Wielkich, który uzyskał czas 03:42:00 oraz Dariusz Ciesielski z Kietrza, który ukończył zawody z czasem 03:44:07 (rekord życiowy).


Link do strony organizatora: https://www.chicagomarathon.com/

Link do strony z wynikami: https://results.chicagomarathon.com/2022/