Mimo niepełnosprawości, jest zapalonym żeglarzem. "Nie ma sytuacji bez wyjścia"
W wieku 26 lat świat zawalił mu się na głowę. Był maszynistą lokomotyw - w pracy wpadł pod pociąg. Cudem przeżył, ale stracił obydwie nogi. Mąż, ojciec dwójki dzieci, młody jeszcze chłopak zastanawiał się jak dalej żyć. Dwa lata nie wychodził z domu, kiedy urodziło mu się trzecie dziecko, pojawiła się motywacja, aby zacząć coś ze sobą robić.
Jastrzębianin Marian Zakowicz przeżył koszmarny wypadek w pracy w zakładzie kolejowym kopalni „Zofiówka”, w 1990 roku.
- Przy łączeniu wagonów pociągów stałem na stopniu ostatniego wagonu, trzymając się grubego stalowego uchwytu. Po sąsiednim torze jechała druga lokomotywa. Nagle zorientowałem się, że lecę w powietrzu, ściskając w ręku oderwany uchwyt od wagonu. Wpadłem prosto pod pociąg. Najpierw obcięło mi jedną nogę, kilkadziesiąt metrów dalej - drugą. Byłem szczupły, więc jakimś cudem zmieściłem się w prześwicie pod lokomotywą, który ma tylko 30 cm wysokości. Przytomność odzyskałem dopiero po dwóch tygodniach w szpitalu - wspomina Marian Zakowicz.
Życie po wypadku
Po wypadku oczywiście nie było mowy o powrocie do pracy. Jak dalej żyć? Zastanawiał się młody przecież jeszcze człowiek. Przez dwa lata nie wychodził z domu. Były to jeszcze czasy, gdzie osoby niepełnosprawne wykluczano ze społeczeństw, a ich widok na ulicy budził zdziwienie. Wówczas pozostawało im bezczynne siedzenie w domu. W 1993 roku panu Marianowi urodziło się trzecie dziecko i była to motywacja, aby zacząć coś zmieniać w swoim życiu, aby stać się aktywnym. W 1997 roku udał się do klubu „Ludzi Niepełnosprawnych” w Jastrzębiu-Zdroju tam poznał kolegę Andrzeja Burego, który zaproponował: „Marian, a może spróbujesz żeglarstwa”.
- Na spotkaniach w klubie „Ludzi Niepełnosprawnych” Andrzej Bury przez dwa lata namawiał mnie, aby spróbować żeglarstwa. Ja i żeglarstwo?! Zestawienie to wydawało mi się dziwne. Wprawdzie byłem raz, jeszcze jako dziecko, na Mazurach z rodzicami, i tyle. Wtedy interesowało mnie wędkowanie, a na płynące jachty patrzyłem z oddali - wspomina pan Marian.
9 lat po wypadku Marian Zakowicz przyjechał do Giżycka, tam w Międzynarodowym Centrum Żeglarstwa i Turystyki Wodnej uczestniczył w Mistrzostwach Polski Żeglarzy Niepełnosprawnych w których zajął 6 miejsce. Osiągnięcie tego wyniku zmobilizowało go do zdobycia patentu żeglarza jachtowego, który uzyskał w Rybniku, w lipcu 2000 roku.
- Na początku byłem zupełnie zielony. Nie wiedziałem, co to jest fok, grot, czy szot. Musiałem uczyć się dosłownie wszystkiego. Ale żeglowanie, dało mi poczucie wolności. To także cudowny sposób na obcowanie z przyrodą - mówi pan Marian.
Żeglarstwo stało się sposobem na życie naszego bohatera. Jak sam mówi, dzięki niemu urodził się na nowo i dodaje: „Nie ma sytuacji bez wyjścia”. Dla niego życie pod żaglami to oprócz rodziny, sens życia. Ale jacht to drużyna, to ludzie, to wzajemne relacje, rozmowy, czasami szorstko wydawane komendy, kiedy sytuacja na jeziorze bywa dynamiczna.
Warto pamiętać, że żyjemy wśród ludzi. To prawda, że czasami nie jest łatwo, bywa, że są spory, ale to właśnie przebywanie wśród ludzi daje nam siłę, poczucie wspólnoty, bez której ciężko w pojedynkę. Takie poczucie przynależności to doskonała forma rehabilitacji dla osób niepełnosprawnych, ale nie tylko. Żeglarstwo to szkoła życia dla każdego, bez wyjątku. To umiejętność znalezienia się w grupie, wspólnego działania, zgrania.
Spora lista sukcesów
W żeglarskim życiu Marian Zakowicz długo wraz ze sternikiem Andrzejem Burym oraz Eugeniuszem Rakowiczem tworzył załogę. Wszyscy są po poważnych wypadkach i wszyscy podzielają wspólną pasję. Niedługo okazało się, że to całkiem zgrany team. Lista ich sukcesów jest imponująca, dla przykładu, tylko najważniejsze to Puchar Polski Żeglarzy Niepełnosprawnych w latach: 2005, 2006, 2007, 2009. Triumfowali również w Długodystansowych Mistrzostwach Polski w Iławie w latach: 2005, 2007. Zupełnie świeże zwycięstwo to z lipca 2022 - XXVIII Mistrzostwa Polski Żeglarzy Niepełnosprawnych w Giżycku (wraz z Mariuszem Laskusem i Adamem Łukasikiem).
Dziś Marian Zakowicz to zawodnik cieszący się autorytetem w świecie żeglarskim. Znajduje jednak czas i cierpliwość, aby wprowadzać nowych adeptów w tajniki tej wymagającej przecież aktywności.
Co jest w tym wszystkim najważniejsze? Zwycięstwa, wysokie miejsca w klasyfikacji ogólnopolskiej, rywalizacja ponad wszystko?
- Na pewno cieszą sukcesy, ale nie one są najważniejsze. Liczy się żeglarstwo, niezależnie od tego, jakie miejsce zdobędzie się na zawodach. Liczy się atmosfera, zarówno na jachcie, jaki i już na kei, czy przy wspólnym ognisku. Nigdy w życiu nie poznałbym tyle osób, co dzięki przyjazdom na Mazury, do Giżycka, jak i innych miejsc w tym regionie - podkreśla pan Marian.
Marian Zakowicz i jego doświadczenie życiowe pokazują, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Tylko od człowieka zależy, co zrobi z upływającym czasem. Pasja, kontakty z innymi ludźmi pozwalają przetrwać najtrudniejsze chwile, czy nawet załamania. I to jest najważniejsza lekcja, którą z historii pana Mariana Zakowicza, może wynieść każdy z nas, niezależnie od tego, czy jest osobą niepełnosprawną, czy też nie. Może też zachęci do odwiedzenia Mazur, pięknego zakątka naszego kraju.
K.Barczyńska-Łukasik
Komentarze
7 komentarzy
To jest coś. Uwielbiam takich twardzieli sportowych . Życzę dużo sukcesówWiatr w żagle i do przodu.Pozdrawiam serdecznie .
Brawo. Brawo. Brawo
Szacun dla Pana Mariana!
Duży szacunek dla was wszystkich, Andrzeja Burego znam z osiedla Zofiówka też lekko nie miał pozdrawiam i życzę samych sukcesów czy w żeglarstwie czy w życiu osobistym ahoj
Tak należy postępować.
Marian trzymaj się.kolega po fachu
Takie osoby to tylko podziwiać!