Zawodna pamięć, jasny grot i lista z krzyżykami – o tym mówiono w sądzie na temat zwolnień z Ramety
Marcowe posiedzenie w sprawie karnej, w której Państwowa Inspekcja Pracy skarży byłego prezesa spółdzielni meblarskiej o praktyki niezgodne z prawem pracy, przyniosło nowe informacje od wiceprezesów fabryki z Ostroga.
W sierpniu 2019 roku, gdy w Ramecie przeprowadzano serię zwolnień wśród inwalidów Marek Wyrostek pełnił funkcję wiceprezesa. Do zarządu, wraz z Aleksandrą Mikoś, skierowała go rada nadzorcza, wobec – jak wskazał w sądzie M. Wyrostek – braku pełnego zaufania do ówczesnych działań długoletniego szefa Ramety – Stefana Fichny.
Wyrostek, który zrezygnował w styczniu 2021 roku z prac w zarządzie i wrócił do pionu technicznego fabryki przyznał, że był obecny przy niektórych ze zwolnień w 2019 roku. Powiedział, że redukcja załogi była wówczas koniecznością, bo firma przechodziła kryzys. Wspomniał o przeprowadzonym wcześniej audycie, któremu m.in. podlegała efektywność pracy zatrudnionych. Jak podał opierano się wtedy na kilku kryteriach: przydatności, zaangażowaniu w pracę i absencji chorobowej.
Firma audytująca rozmawiała z kierownikami działów, którzy na podstawie tych wytycznych wydawali oceny. Opierano się też na wewnętrznym systemie ewidencji wydajności pracownika spółdzielni – opowiadał Marek Wyrostek.
Jak podkreślił, ostateczną decyzję w sprawie zwolnień podejmował prezes zarządu. Według Wyrostka to Stefan Fichna rozmawiał z kierownikami działów, którzy przedłożyli mu listy z nazwiskami. Na nich zawarto dane czy pracownik kwalifikuje się do zwolnienia czy też nie.
„To prezes rozmawiał”
M. Wyrostek zaznaczył, że nie był przy rozmowach z kierownikami, ale orientuje się jak miały one wyglądać. Przed decyzją o zwolnieniu miały odbyć się rozmowy dyscyplinujące. – Nie wiem czy takowe były, ale wiem, że pojawiły się propozycje przejścia pracowników na pół etatu. Jednak pracownicy nie wyrażali na to zgody – kontynuował M. Wyrostek.
W samym procesie zwolnień Wyrostek uczestniczył, bo prezes wezwał go do swego gabinetu, gdzie potem podejmowano pracowników. Część przychodziła pojedynczo, a inni w małych grupach. Zaznaczył, że w czasie zwolnień nie dochodziło już do dyskusji z zatrudnionymi. – Tłumaczenia jakieś na pewno były, ale nie pamiętam. Z pewnością chodziło o wydajność, ale to prezes rozmawiał – oznajmił przed sądem były wiceprezes.
Zaprzeczył on jakoby miał widzieć oceny pracowników. Wie tylko, że poprzedziły je analizy, w oparciu o wyznaczone kryteria i sytuacje, które badano na przestrzeni kilku miesięcy wstecz. Wyrostek podkreślił, że do rozstań z częścią załogi nie doszło na zasadzie: macie wypowiedzenie i wychodźcie z firmy.
5 punktów
Marek Wyrostek stwierdził, że przypomina sobie, że jedna lub dwie osoby odmówiły przyjęcia proponowanych warunków wypowiedzenia i nie chciały ich podpisać. Twierdziły, że muszą to skonsultować. – Chyba na takiej zasadzie to było. Trudno mi dziś powiedzieć – przyznał. Nie pamiętał, czy dokumenty dla pracowników (porozumienia stron i „dyscyplinarki” – przyp. red.) były już przygotowane, wcześniej wypisane. Czy widział treść tych wypowiedzeń? – Wydaje mi się, że widziałem, tam było 5 punktów wypisanych. Jeśli dany pracownik kwalifikował się pod któryś z tych punktów, to była podstawa do zwolnienia. To było skonsultowane z firmą audytorską. Kadry przygotowywały te dokumenty na polecenie prezesa. Jak przyszedłem do gabinetu prezesa to już było wszystko przygotowane – relacjonował były wiceprezes.
W trakcie rozprawy pojawiło się zapytanie jak miało wyglądać ewentualne podburzanie załogi, bo taka przewina miała być brana pod uwagę przy zwolnieniach. Wyrostek wspomniał tylko, że części załogi nie podobał się przeprowadzany audyt. – Załoga miała poprawić wydajność, a nie negować decyzje kierowników – zauważył.
Reprezentujący część zwolnionych mecenas Krzysztof Grad zawnioskował, aby M. Wyrostek złożył przyrzeczenie o prawdziwości swoich zeznań. W toku pytań radcy świadek podał, że nie podpisywał wypowiedzeń zwalnianym. – Nie pamiętam tego. Na pewno widziałem jakąś treść, ale poszczególnych powodów zwolnień nie znam – stwierdził. Podpisy członków zarządu miały być tylko pod wyszczególnieniem kryteriów zwolnień. – Nie pamiętam czy to co podpisywaliśmy, to była lista nazwisk czy też lista kryteriów. Powiem szczerze, że dziś już nie wiem – oznajmił M. Wyrostek odnosząc się do wydarzeń z letnich miesięcy 2019 roku. Na temat ocen pracowników stwierdził, że te prosto od firmy audytorskiej trafiały do prezesa, ale jedną z takich ocen Wyrostek widział. Według niego znajdowały się na niej „jakieś krzyżyki pozaznaczane”, ale nie zapamiętał szczegółów.
Ludzie:
Gabriela Lenartowicz
Poseł na Sejm RP