środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Tragedia w Rybniku. Dziecko zmarło wskutek poparzenia gorącą zupą

31.01.2021 07:00 | 0 komentarzy | żet

Zamach na dyrektora jednej z raciborskich fabryk, plaga kradzieży w Lubomi, pojawienie się groźnej choroby zakaźnej pod Raciborzem, czy tragiczny wypadek w Rybniku – Paruszowcu – to tylko część spraw opisanych na łamach Nowin w końcu stycznia 1911 roku.

Tragedia w Rybniku. Dziecko zmarło wskutek poparzenia gorącą zupą
Zdjęcie poglądowe (patch.com).
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

26 stycznia 1911 r.

Złote wesele

Racibórz. Uroczystość złotego wesela obchodzić będzie w przyszłą sobotę 28 b.m. kościelny na Starejwsi Ignacy Przybyła ze swą małżonką Józefiną. Szanownym Jubilatom życzymy dalszego czerstwego zdrowia i błogosławieństwa Bożego.

Zamach na dyrektora

Racibórz. Zamach popełniono w sobotę wieczorem na dyrektora fabryki „Planiawerke”* dr. Redlicha. Ktoś strzelił do niego przez okno z rewolweru, nadto rzucił wielki kamień. Zamach atoli się nie udał, dyrektor Redlich nie odniósł żadnego obrażenia. Władze wdrożyły śledztwo w tej sprawie.

Uważaj co wlewasz do butelki

Przeciwko używaniu butelek od wina, piwa i wód mineralnych do przechowywania w nich trucizn występuje paragraf 15 przepisów policyjnych o handlu truciznami z dnia 22 lutego roku 1906. W myśl przepisu tego „nie wolno żadnych trucizn sprzedawać w butelkach i naczyniach – których wygląd spowodować może omyłki”. Równocześnie ostrzega się tak gospodynie, jak kupców, przed nalewaniem nafty, benzyny, okowity itd. w butelki od wina, piwa i wód mineralnych, celem zapobieżenia zgubnym pomyłkom mogącym spowodować choroby.

* Mowa o fabryce w Raciborzu–Płoni, która pomimo zawirowań historii, wielokrotnej zmiany właścicieli, działa tam do dziś (dawne ZEW, obecnie Tokai Cobex).


28 stycznia 1911 r.

Złodzieje nie dają żyć Lubomikom (korespondencya)

Lubomia. Kilka wspomnień o starym roku. Pozwalam sobie szan. czytelnikom „Nowin” opisać, jako my tu ten zeszły rok przeżyli. Na ogół biorąc, był to rok dość urodzajny. Wszystko żniwo było dość dobre. Tylko tytoń (tabaka) był niemal cały przez deszcz i grad zniszczony. Gospodarze, co mieli tytoń sadzony, byli tego zdania, iż nie będą musieli podatku od tytoniu za ten rok płacić, gdyż był przez grad i wichry zniszczony, lecz omylili się. Rząd niemiecki ma bowiem miech bez dna. Tam zawsze pusto. Gospodarze, co cały rok nieomal około uprawy roli pod tytoń ciężko pracować musieli, a grad i wichry na ostatek pracę ich zniweczyły, musieli jednak podatek od tytoniu zapłacić. Był ten podatek tego roku co prawda cośkolwiek mniejszy, jak po inne lata. Naszem zdaniem powinni byli w takich razach, gdzie żywioły natury wielką szkodę wyrządzą, zupełnie całkowicie od podatku tytoniowego być uwolnieni. Nasi szan. posłowie byliby powinni się tą sprawą zająć i p. ministrowi to przedłożyć. Mamy też nadzieję, iż to który ze szanown. górnoślązkich posłów uczyni.

Oprócz tej powyższe plagi została wioska nasza inną plagą nawiedzona. Nazywa się ta plaga: banda złodziejska. Złodzieje byli specyalistami, bo przeważnie mieli apetyt na gęsi i kury. Wyliczam tu kilku gospodarzy, którzy zostali przez tych „gęsiowych” złodziei wywłaszczeni: u Kozuba skradli wszystkie kury i gęsi jakie posiadał. Iksalowi wszystkie gęsi. Komarkowi Ant. gęsi, tylko mu gąsiora do chowu zostawili. Komarkowi Karolowi gęsi i reż wymłócony, kilka centów. Niklowi gęsi i kury. Wdowie biednej Piskorzównej tytoń wszystek z łońskiego roku. Szymiczkowi kilka nowych ubiorów i pierzyny. Wielu innych gospodarzy było jeszcze wywłaszczonych, których nie będę wyliczał.

Widzicie szan. czytelnicy, że nie potrzeba ani rządowego wywłaszczenia Polaków. A złodzieje dotychczas nie wykryci. Może niejeden pomyśli, że to niemożliwe, aby policya złodziei nie wykryła. Tak, kochany czytelniku, złodzieja wyśledzić to nie łatwa sprawa. Polskie kalendarze ścienne do zrywania od p. K. Miarki z Mikołowa, na których widnieje orzełek lub Matka Boska Częstochowska, to łatwiej wykryć jako niebezpieczeństwo wielkie dla niemczyzny. Tak się tu też stało. Kupiec p. Kuczaty posiadał takie kalendarze od Miarki, do rozdania na gwiazdkę, i już buch policya do p. Kuczatego i kalendarze mu zabrała, jako „niebezpieczne dla państwa niemieckiego”. O zgrozo! Aż strach pomyśleć o tem. Jak też teraz to państwo potężne runie, co potem? Tak jest: dziwnie się to plecie na tym Bożym świecie. Za niewinnemi kalendarzami policya goni. Za złodziejami, co pół Lubomi splądrowali i wywłaszczyli i ciągle niemal każdej nocy coś ukradną, to jakoś ci złodzieje mają większe szczęście, aniżeli te niewinne kalendarze (...)

Podpisano: Hus & Prus


31 stycznia 1911 r.

Zgon w restauracyi

Racibórz. Nagłą śmiercią, ruszony paraliżem, zmarł nagle w czwartek wieczorem w restauracyi zamkowej maszynista Dziendziol z Ostroga, który przybył na próbę generalną przedstawienia huzarów w przeddzień królewskich urodzin.

Przełożenie targu

Racibórz. Z powodu uroczystego święta w przyszły czwartek (Matki Boskiej Gromnicznej) odbędzie się targ tygodniowy w Raciborzu już dnia poprzedniego, w środę 1 lutego.

Mogą podkuwać konie

Racibórz. Egzamin w podkuwaniu koni złożyli w Raciborzu kowale: Widuch z Bujakowa, Barton z Łańca, Wachtarz z Piotrowic, Meisel z Turza i Rozek z Ostroga.

Kwarantanna pod Raciborzem

Janowice w Raciborskiem*. Na drętwę karku, która jak wiadomo, jest zaraźliwą chorobą, zachorowału tu dziecko mistrza piekarskiego i jedno dziecko oberżysty. Całą rodzinę postawiono pod kwarantannę, to jest odsunięto ją od wszystkich innych ludzi, aby choroba się nie rozszerzyła. Sklep i szkoła zostały zamknięte. Chorobę przywlekli podobno wędrujący rzemieślnicy.

Tragedia przy obiedzie

Rybnik. Dziecko robotnika Hyli na Paruszowcu, biorąc zbyt gorącą zupę do ust, poparzyło się tak okropnie, że w kilka dni potem zmarło.

Pożar u Frystackiego

Wodzisław. W środę w nocy zgorzał dom mieszkalny posiedziciela Frystackiego.

Nowe rozruchy o wina szampańskie

W południowej Francyi stało się, czego się obawiano. Żołnierze bowiem, odkomenderowani do pilnowania fabryk szampańskich, zbratali się częstowani obficie winem, z rewoltującymi właścicielami winnic, z której przyjaźni korzystając, w miejscowości Damery resztę zapasów win szampańskich poniszczyli. Czterej żołnierze, stawać mający przed sądem wojennym za niewypełnienie swoich obowiązków, zostali uwolnieni wskutek wstawienia się za nimi całej ludności miejscowej, podpisanej na petycyi do władzy wojskowej. Postanowiono zatem zastąpić wojska leżące załogą w miejscowościach rozruchami objętych, kirasyerami z Saint Monhould, którzy, jak przypuszczają, będą mniej skłonni do zawarcia przyjaźni z właścicielami winnic. Z drugiej strony burzą się robotnicy fabryk szampańskich, zwłaszcza w Eperay, obawiając się utraty pracy wskutek wybryków właścicieli winni. Władze są z tej przyczyny bardzo zaniepokojone i przygotowują wszelkie środki zaradcze, nie chcąc dopuścić do starć, mogących wywołać wojnę domową.

* Prawdopodobnie mowa o dzisiejszym Cyprzanowie.