Zwolnieni i rozżaleni. Posłanka pomaga byłym pracownikom Ramety
Przepracowali w fabryce mebli po kilkanaście, nawet kilkadziesiąt lat. Zwolniono ich bez odpraw, bez płatnego okresu wypowiedzenia. W Ramecie tłumaczono im, że to wskutek fatalnej sytuacji zakładu. Niektórych pożegnano dyscyplinarką, bo – jak twierdzą – nie przyjęli warunków szefostwa. Kiedy w Nowinach przeczytali o „wszystkich rękach na pokład” dla ratowania ich byłej już firmy, przyszli do redakcji oburzeni.
Na początku września opublikowaliśmy artykuł o trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się raciborska Rameta. W fabryce mebli stracono ważnego klienta, który zamawiał tu przez 17 lat połowę jej produkcji. Kryzys, który dotknął spółdzielnię doprowadził do zwolnień pracowników. W tekście, który ukazał się w Nowinach prezes Ramety Stefan Fichna podkreślał, że priorytetem jest dla niego ratowanie załogi, którą w większości zna osobiście, jako długoletni szef zakładu, wywodzący się z jej grona. Zapowiadał, że przy pozyskaniu nowych klientów, Rameta stanie na nogi i po raz kolejny przezwycięży kryzys, tak jak stało się to przed 10 laty, gdy z raciborskich usług zrezygnowała Ikea. Tekst o tym publikowaliśmy 4 września. W tydzień później zgłosiła się do redakcji Czytelniczka. Korzystając z formularza kontaktowego w portalu nowiny.pl przedstawiła się jako zwolniona z Ramety, pisząc, że odbyło się to nagle, bez jakichkolwiek osłon socjalnych i została bez środków do życia. Przekazała, że takich jako ona jest więcej. Zaprosiliśmy ją do redakcji na spotkanie, prosząc by przyszli z nią inni zwolnieni.
Identyczne dyscyplinarki
We wtorek do siedziby Nowin na Zborowej przyszło 11 osób oraz posłanka Gabriela Lenartowicz, która powiedziała, że zwolnieni z Ramety zgłosili się do niej po pomoc. Byli pracownicy Ramety opowiedzieli nam w jakich okolicznościach pożegnali się ze swoim miejscem pracy.
Wszyscy z którymi rozmawialiśmy są inwalidami. To w większości starsi ludzie, którym niewiele zostało do emerytury. Na rynku pracy nie są pożądani i nawet w obecnych, korzystnych okolicznościach dla poszukujących pracy, mogą mieć spore trudności, aby znaleźć zatrudnienie.
W Ramecie zaproponowano im rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron. Godzili się w ten sposób na odejście bez okresu wypowiedzenia, w czasie którego zakład musi płacić im wynagrodzenie. Mimo, że przepracowali w Ramecie od kilku do kilkudziesięciu lat, nie było mowy o jakiejkolwiek odprawie. Kto się nie zgadzał na zaproponowane warunki – według naszych rozmówców – został zwolniony dyscyplinarnie. Dwie takie osoby przyszły do naszej redakcji i pokazały swoje zwolnienia. Oba są identyczne, zawierają te same zarzuty pod adresem pracownika.
Nie wpuścili na zakład
– Byłem tego dnia na hali. Przed końcem pracy usłyszałem, że wzywają mnie do biura. Poszedłem tam i przedłożono mi papiery do podpisania. Nie chciałem przystać na te warunki i dostałem dyscyplinarkę. Teraz z tym wilczym biletem kto mnie przyjmie? – żalił się mężczyzna, który z Rametą związany był przez 18 lat. W tej samej sytuacji znalazła się kobieta, która w fabryce mebli pracuje równie długo. – Przeżyliśmy tam niejeden kryzys. Kiedy odeszła Ikea też było ciężko, ale nie było takich sytuacji jak obecnie – wspomina.
Jednym ze zwolnionych jest cierpiący na niedosłuch starszy mężczyzna, który zgodził się na porozumienie stron, ale dopiero w domu, po konsultacji z żoną, zrozumiał, że w Ramecie już nie pracuje. Był z nią związany przez 42 lata, jako członek spółdzielni. W wyniku porozumienia stron zrzekł się swego udziału. – Mąż ma rentę, ale to skromne środki, dlatego jeszcze pracował. To było dla nas główne źródło utrzymania – mówi nam jego małżonka. Poszli do prawnika, który napisał im pismo, że zwolniony nie wiedział co podpisuje. W Ramecie nie zrobiło żadnego wrażenia. Następnego dnia inwalida już nie wszedł na teren zakładu pracy, zatrzymano go w portierni.
Najmłodszy w gronie niezadowolonych, którzy zjawili się w redakcji, mówił nam, że nigdy nie odmawiał gdy proszono go by został po godzinach, nawet kiedy nie wiązało się to z dodatkowym wynagrodzeniem. – Czasem wracało się specjalnie z domu, żeby rozładować transport – mówi o swoim oddaniu dla Ramety. Odszedł za porozumieniem stron, bo bał się dyscyplinarki.
Ludzie:
Gabriela Lenartowicz
Poseł na Sejm RP
Komentarze
8 komentarzy
Długi zakładu nie wzięły się z dnia na dzień. To efekt wielu lat pracy Pana prezesa. Jednoosobowego zarządu ktoremu nikt nie patrzył na ręce. Kooperanci odeszli? , czy aby napewno a może SF zadlużył celowo zakład żeby go przejąć Sprzedał wszystko co było do sprzedania, jak odbywały się przetargi i kto w nich brał udział. Kto kupił zakłady przy ul. Kościuszki i ul. Cegielnianej Został jeszcze obiekt przy ul. Gospodarczej, to też ma iść pod młotek, komu go sprzedadzą żeby pokryc długi firmy O związkach zawodowych lepiej nie mówić a rada zakładu jest bezradna . Ci radni którzy mają odwagę na własne zdanie od razu są uciszani. Na rozkaz Pana prezesa ten zakład musi upaść przy pomocy ludzi dobrze oplaconych ale i oni dostaną wypowiedzenia, będą zbędni
No i niech Im Pani załatwi teraz pracę do 67r życia.Przeciez taka "gwarantowali ścieżka"jako PO.
@robaczek - wtedy wyborów nie było ;-)
Jak Balcerowicz doprowadził do 20% bezrobocia to Pani Posłance to nie przeszkadzało , jak likwidowali Cukrownie , Polmos , Mleczarnie w Raciborzu gdzie była Pani Lenartowicz ?
Nooooo..!
Ta pani im na pewno pomoże :) :) :)
Zwolnic Fichne i jego przydupasow a zaklad odzyje,i niech nie mowi ze powodu zwolnien nie spal w nocy to nie pierwszy taki numer .Juz na dzien dobry jak zosral prezesem postapil z wieloma pracownikami podobnie i nie mial wyrzutow
Pani poseł zamiast pomagać powinna sprawdzić jak funkcjonują jednostki powołane do takiej pomocy i ile czasu im to zajmuje. I pytanie dlaczego tak długo?
Zapytajcie o prawdziwą przyczynę kłopotów Ramety, bo za spadek zamówień i niekorzystny kontrakt jest ktoś odpowiedzialny. I ta osoba nie musi się obawiać zwolnienia, niestety.