Piątek, 17 maja 2024

imieniny: Sławomira, Paschalisa, Weroniki

RSS

Jubileusz misjonarza z afrykańskiego Konga

21.07.2019 07:00 | 0 komentarzy | red

Wywiad ks. Jana Szywalskiego z o. Piotrem Handziukiem, który niedawno gościł w Raciborzu-Ocicach.

Jubileusz misjonarza z afrykańskiego Konga
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Kościół św. Józefa w Ocicach odświętnie ustrojony, nad wejściem wita nas napis: „Boże, pełnię Twoją wolę”. W niedzielę 30 czerwca o. Piotr Handziuk święcił swoje ćwierćwiecze kapłaństwa. Jubilat jest w Polsce krótko, na trzy miesiące, potem wraca na miejsce swego duszpasterzowania: do afrykańskiego Konga. Rozmawiamy o jego pracy.

– Obliczyłem, że ojciec w chwili święceń miał już 31 lat.

– Wstąpiłem do seminarium ojców misjonarzy werbistów zaraz po maturze. Nasza rodzina mieszkała wtedy w parafii Wniebowzięcia NMP i list polecający napisał mi ks. Stefan Pieczka, dla mnie prawdziwy ojciec duchowny.

W 1984 r. przyjęto mnie do nowicjatu w Chludowie. Po roku złożyłem pierwsze śluby zakonne i rozpocząłem studia. Ale w 1987 r. dano nam okazję wyjazdu na trzyletnią praktykę misyjną. I korzystając z tej okazji, wyjechałem do Konga, wtedy zwanego Zairem, gdzie obecnie pracuję. W latach 60. ub. wieku, objął tam rządy prezydent Mobutu, który panował przez 31 lat. Jego programem był powrót do korzeni, dlatego zmiana nazwy Konga na Zair. Zwalczał chrześcijaństwo jako obcą naleciałość, nawet nie wolno było dawać dzieciom imion chrześcijańskich. To wszystko trwało do 1997 r. kiedy nastąpił przewrót. Rebelianci obalili rządy Mobutu. Nowy prezydent, Kamila, rządził pięć lat, został zamordowany, a władzę objął jego syn. Wróciła nazwa państwa Kongo i normalność. Kraj ten był kiedyś kolonią belgijską i należał do najbardziej wyzyskiwanych. Ludność miejscową traktowano jak niewolników.

– Kongo leży w środku Afryki.

– Tak, nad samym równikiem, ja już jestem po południowej jego stronie.

– Czyli nasze obecne upały w Polsce nie są dla ojca niczym nadzwyczajnym.

– U nas w Kongo dochodzi jeszcze wilgotność powietrza. Wychodząc np. z samolotu, wchodzi się jak do sauny. Człowiek momentalnie oblewa się potem.

– Ojciec jest tam 25 lat?

– Nawet więcej, jeżeli doliczymy trzyletnią praktykę jako kleryk. Wyświęcony zostałem w 1994 r. w Pieniężnie, prymicje były w farnym kościele, a do ołtarza prowadził mnie ks. Ginter Kurowski, który był obecny na moim jubileuszu. Przez rok byłem wikarym w Górnej Grupie, następnie wyjechałem do Konga.

– Na czym polega praca ojca?

– Przez dziesięć lat pracowałem w prawdziwie afrykańskich warunkach: sawanna, lasy tropikalne, rozsiane małe wioski daleko oddalone od siebie. Moja parafia rozciągała się na przestrzeni 200 km kwadratowych, obejmowała 60 wiosek. Docierałem do nich dżipem, motocyklem, łodzią i piechotą dwa, trzy razy do roku.

– To było zapewne dla nich święto?

– Byli zawsze przygotowani na mój przyjazd. W każdej wiosce były odpowiedzialne osoby, które przygotowały ludzi do chrztu, komunii św., czy małżeństwa. Przyjeżdżałem do nich na 2 – 3 dni, ludzie się schodzili, a ja chrzciłem, błogosławiłem nowożeńców, spowiadałem i sprawowałem Eucharystię.