Dawniej w tym miejscu lali piwo, teraz ma być sportowo i rekreacyjnie
Po starej karczmie w Bieńkowicach pozostały już tylko wspomnienia. Teren, na której stała słynna „Warszawa” zamienia się w centrum sportowo-rekreacyjne.
Wzmianki o dawnej karczmie odnajdujemy w książce pt. „Wspomnienia Opolan” pod redakcją Aliny Glińskiej, Kazimierza Malczewskiego oraz Andrzeja Pałosza. To tam zawarto wspomnienia Matyldy Mikiety-Popeli ówczesnej właścicielki terenu, na której stał obiekt. Ten do momentu sprzedania go gminie Krzyżanowice, był w rękach jej rodziny.
Z Ameryki Północnej do Bieńkowic
Pani Matylda urodziła się w Rogowie, gdy miała 8 miesięcy, jej rodzice postanowili przeprowadzić się do Westfalii (Niemcy). Jak już dorosła, tam poznała swojego pierwszego męża, Pawła Mikietę. Wspólnie kultywowali polskie tradycje. W 1912 roku postanowili wyjechać do Ameryki Północnej, zamieszkali w stanie Illinois, po trzech latach przenieśli się do Detroit, gdzie prowadzili sklep spożywczy. „W 1920 r., kiedy ważyły się losy naszego Śląska, wyjechaliśmy z mężem do kraju, do Bieńkowic, rodzinnej wsi męża. Nim udaliśmy się w drogę, mąż mój posłał szwagrowi do Bieńkowic pieniądze, by kupił nam tu dom i ziemię. Szwagier kupił restaurację, z hektarem ziemi przy niej” – napisała we wspomnieniach Matylda Mikieta-Popela.
Warszawa, Berlin, Londyn
W okresie powstań śląskich zależnie od orientacji narodowej trzy bieńkowickie karczmy otrzymały różne przydomki. Restaurację państwa Miketów nazwano „Warszawą”, ponieważ spotykali się tam zwolennicy Polski. W drugiej restauracji, tej należącej do sołtysa Galdy widywali się miłośnicy Niemiec, zyskała więc przydomek „Berlin”, trzecia restauracja Tlacha gromadziła tych neutralnych, nazwano ją więc „Londynem”.
Mimo mordu nie wycofała się z pracy na rzecz kraju
„Gdy wybuchło trzecie powstanie śląskie, Niemcy przez swój Selbstschutz od razu dobrali się do tych wszystkich, którzy brali udział w akcji plebiscytowej. Przyszli oni wtedy uzbrojeni, obrabowali nas ze wszystkiego, pobili, zabierając w końcu męża mego, ojca dziatek naszych, i poprowadzili do opanowanych przez siebie Krzyżanowic. Po kilkudniowym maltretowaniu puścili go; był to jednak podstęp, bo w drodze powrotnej kulami go dobili, rzucając następnie zwłoki zamordowanego do rowu. Dopiero po kilku dniach, od jednego ze znajomych naszych, dowiedziałam się o tym mordzie, jak też i o tym, że mąż, ojciec dzieci moich leży w rowie przy szosie. To była wielka boleść. Mimo to nie wycofałam się z polskiej roboty” – relacjonowała Matylda Mikieta-Popela na łamach książki „Wspomnienia Opolan”.
Druga miłość
Matylda Mikieta-Popela wyszła za mąż po raz drugi, stąd dwa nazwiska. Drugą miłością był Jan Popela, bliski kolega jej pierwszego męża. Wspólnie zaczęli prowadzić restaurację, jednak nawiedziła ich komisja budowlana, która stwierdziła, że karczma nie nadaje się do użytku. Małżonkowie zabrali się do budowy nowego budynku z szynkiem i salą. Koszt był ogromny, pożyczyli pieniądze, dług spłacali 8 lat.
Życie długo tu tętniło
Dalszą historię bieńkowickiej „Warszawy” nadal pisało życie. Ogromny teren, łącznie z karczmą oraz domem rodzinnym był kolejno dziedziczony. Przedostatnim właścicielem był Jan Mikieta. – Ojciec mi opowiadał, że po wojnie jeszcze przez parę lat prowadzili karczmę, jednak później nie przydzielili im koncesji na wódkę, wtedy to zostawili. Obiekt wydzierżawił GS w Krzyżanowicach, który prowadził tu interes do 1991 roku. Następnie do 2005 r. znów prowadziliśmy to my – wspomina pan Jan, który razem z żoną Ewą postanowił zakończyć działalność, bo ta nie była już opłacalna. Do lutego 2018 roku teren był w posiadaniu ich syna. Potem część jego własności, łącznie z terenem, na której stała karczma, kupiła gmina.
„Warszawa” jednak na stałe wpisała się w krajobraz Bieńkowic, mimo że już jej nie ma fizycznie, zostanie zapamiętana na długo. – Jeśli pan zapyta gdzie mieszka „Warszawa”, to od razu wskażą nasz dom, taki mamy pseudonim – mówi z uśmiechem pani Ewa.
Miejsce dla mieszkańców
– Gmina nie kupiła tego terenu, żeby zapomnieć o historii i unicestwić budynek. To społeczność Bieńkowic, rada sołecka, mieszkańcy mówili, że centrum sołectwa wygląda tragicznie – przyznaje w rozmowie z nami wójt Grzegorz Utracki, którego poprosiliśmy o komentarz w sprawie zmian. Nie było też chętnych na wyremontowanie obiektu, a gmina nie potrzebowała dodatkowego miejsca z przeznaczeniem na hotel, restaurację czy dom kultury. Postanowiono więc stworzyć tam centrum sportowo-rekreacyjnie. Gmina uzyskała aprobatę ze strony konserwatora zabytków i pod jego nadzorem rozebrano obiekt.
Na terenie ma pojawić się parking, zostanie zlokalizowany od strony ulicy Raciborskiej, idąc w głąb wybudowana zostanie wiata, plac zabaw, szatnia oraz boisko sportowe. Finalnie miejsce ma być wykorzystywane nie tylko do rozgrywek meczów piłki nożnej, ale też na różne wydarzenia. W Bieńkowicach odbywają się m.in. zawody sikawek konnych, Oktoberfest czy dożynki. – To ma być miejsce dla mieszkańców, aby mogli organizować tam wydarzenia – podkreśla wójt.
Koszty wykonania na razie nie są znane, gmina chce poszukiwać też środków zewnętrznych. Zadanie jest na nową kadencję. – Jak będą możliwości, to jak najszybciej będziemy starali się to zagospodarowywać, pewnie najszybciej powstaną miejsca parkingowe – zapewnia wójt Utracki.
Dawid Machecki
Roman Herber, Sołtys Bieńkowic o zmianach
Odkąd zostałem sołtysem, wspólnie z Radą Sołecką staramy się przy pomocy gminy czynić jak najlepsze inwestycje w Bieńkowicach. Dużo udało się zrealizować: remonty dróg, chodników, parkingów, szkoły i przedszkola, jednakże wizytówką każdej miejscowości jest tzw. centrum, które w Bieńkowicach niestety nie należy do najładniejszych.
Zostało odnowione przedszkole, kościół wewnątrz jest odrestaurowany, ogrodzenie kościoła i plebania w trakcie remontu, a reszta w fatalnym stanie. Nie było możliwości inwestowania w to miejsce ze środków gminnych, gdyż był to budynek prywatny. Po nabyciu tej nieruchomości przez urząd gminy pojawiła się możliwość przekształcenia tego terenu w centrum rekreacyjno-sportowego. Uważam, że jest to wspaniała sprawa dla nas mieszkańców, teren zostanie upiększony, dzieci będą miały miejsce do gry w piłkę i duży plac zabaw. Będzie możliwość organizowania imprez plenerowych i festynów w samym środku wsi, co w głównej mierze poprawi bezpieczeństwo takich wydarzeń. Stare boisko jest przy bardzo ruchliwej drodze DK45, gdzie nie ma bezpiecznego przejścia dla pieszych i leży na terenie Tworkowa. Oczywiście jest to ogromna inwestycja, która nie powstanie w ciągu miesiąca czy dwóch, ale potrzeba na to więcej czasu.
Myślę, że będzie to ciekawe miejsce na spędzanie wolnego czasu rodzin z małymi dziećmi oraz starszych dzieci i na pewno będzie to służyć całej społeczności celem spotkań kulturalnych i rozrywkowych.
Ludzie:
Grzegorz Utracki
Wójt Gminy Krzyżanowice