Ksiądz Libowski o Marcinie Lutrze: W niejednym miejscu miał rację
- Nie jest Luter, z mojego, katolickiego punktu widzenia, niewinny. Nie można o nim powiedzieć, że nie popełnił w swojej krytyce Kościoła błędów - pisze o Marcinie Lutrze ks. Łukasz Libowski.
Tym razem chcę się zająć Lutrem. Dlaczego? Powody są cztery: dwa obiektywne i dwa subiektywne. Powód pierwszy to nie tak dawne pięćsetlecie reformacji. Powód drugi, może najważniejszy, stanowi fakt, że o Lutrze są wśród katolików, tak duchownych, jak świeckich, bardzo zróżnicowane opinie, zapoznanie się z którymi może wprawiać w niemałe zakłopotanie. Po trzecie, najzwyczajniej interesuje mnie Luter i jego teologia, choć znawcą jego biografii ani myśli bynajmniej nie jestem; a właściwie, by być do końca uczciwym, muszę powiedzieć, żeby dostatecznie uwypuklić moment emocjonalny, że lubię Lutra i jego nauką. Po czwarte wreszcie, w drugiej połowie maja byłem w Erfurcie, mieście Lutra, jako że pracuje tam mój kolega kursowy, na którego przypadła w tym roku kolej organizacji dorocznego zjazdu mojego kursu – to jest księży święconych w diecezjach opolskiej i gliwickiej w roku 2013 – i który w związku z tym zaprosił nas do siebie.
Można nazwać Erfurt miastem Lutra, ponieważ na tamtejszym uniwersytecie, w latach 1501-1505, on studiował, ponieważ tam, 17 lipca 1505 roku, wstąpił do augustianów, ponieważ tam odbył swój postulat i nowicjat, wreszcie – ponieważ w tamtejszej katedrze, a właściwie w kaplicy mieszczącej się w budynku przylegającym do katedry, 4 kwietnia 1507 roku przyjął święcenia kapłańskie oraz ponieważ tam, 2 maja tego samego 1507 roku, w kościele augustianów odprawił swoją prymicję. W roku 1508 przeniósł się Luter do Wittenbergi, gdzie wykładał filozofię moralną i kontynuował swoje studia teologiczne, ale już jesienią 1509 roku wrócił do Erfurtu, by ostatecznie opuścić to miasto w październiku roku następnego, kiedy wysłany został w sprawach swojego zakonu do Rzymu.
Ostrożna przychylność
Czyli: Luter. Najogólniej mówiąc, jedni – myślę o katolikach – odnoszą się do niego negatywnie, inni postrzegają go pozytywnie, jeszcze innym jego osoba i jego dokonania są całkowicie obojętne. Oczywiście, dla jasnego przeprowadzenia swojej refleksji uogólniam tu, a więc upraszczam; acz przekonany jestem, że nie jest to uproszczenie niedorzeczne.
Co do tych, których stosunek do Lutra jest obojętny, a których, odnoszę wrażenie, jest niemało, mam mieszane uczucia. Z jednej bowiem strony rozumiem, że tacy są: nie wszyscy przecież muszą się zawiłą sprawą Lutra zajmować; potrzeba do tego, co stanowi osobliwe sito, pewnego jednak przygotowania, jakichś kompetencji, przede wszystkim zaś cierpliwości i chęci. Z drugiej natomiast strony martwi mnie, że tacy obojętni wobec Lutra katolicy są, gdyż, uważam, coś ważnego, mianowicie osobliwe doświadczenie tego, jakimi skomplikowanymi rzeczywistościami są religia i wiara, im umyka.
Najrozsądniejsze w kwestii Lutra wydaje mi się stanowisko, które łączy odniesienie do ojca reformacji pozytywne z negatywnym czy negatywne z pozytywnym. Oczywista, rodzi się w takim wypadku pytanie o proporcje: czy więcej ma być nastawienia do Lutra pozytywnego, uzupełnionego uwagami negatywnymi, czy raczej przeważać ma nastawienie negatywne, poszerzone o uwagi o charakterze pozytywnym? Gdy o mnie idzie, to, co już właściwie powyższą swoją deklaracją zdradziłem, skłaniam się ku opcji pierwszej – jak ufam, zgodnie ze wskazaniami mojego Kościoła. Wszak wedle mojego rozeznania, jakkolwiek gruntownie zagadnienia tego nie badałem, za opcją pierwszą przemawiają, zarówno wprost, jak i nie wprost, różne teksty kościelne oraz wypowiedzi papieży. Podsumowując: chodziłoby o pozytywne, choć krytyczne odczytywanie Lutra. Chodziłoby o ostrożną dla Lutra przychylność; czyż, szanowni Państwo, nie tak traktujemy każdego autora? Dopowiem, że tę krytyczność czy ostrożność można różnie realizować. To jest: można być krytycznym czy ostrożnym mniej lub bardziej, byle tylko zachować proporcję w tej krytyce czy ostrożności względem przychylności czy nastawienia pozytywnego. Tak bardzo to podkreślam, bo o to chyba w ferworze debat trudno.
Komentarze
2 komentarze
A ja tam czekam w sprawie zabójstwa Roberta Wójtowicza przez ks. Krzysztofa Litwę. Na co czekam?
Czekam na większe zaangażowanie dzielnicowych w podkreslanie dobrej wspolpracy z mafia watykanska. Czekam na wieksze podkreslanie przez politykow, ze mafia watykanska to nasz wspolny fundament ktory daje nam moralnosc.
"Przyglądając się dzisiejszemu Kościołowi (kler-liturgia-teologia) tradycyjny katolik najpierw się oburza, potem trwoży a w końcu wybucha śmiechem."