Marka Klubu Konesera robi swoje, czyli poszukiwania ambitnego widza
Trzy pytania do Krystiana Haasa, szefa kina Bałtyk w Raciborzu.
– W dobie panujących na ekranach superbohaterów i robotów udaje się panu znaleźć widzów ciekawych filmów ambitnych. Takiego powodzenia Klubu Konesera, jakim cieszy się ostatnio, chyba pan nie przewidział gdy go zakładał?
– Mogę to uznać za swój największy sukces w kierowaniu kinem Bałtyk. Powoli zbliżamy się do wrześniowej daty dziesięciolecia istnienia naszego klubu. Zanim to nastąpi to do obejrzenia będzie sporo dobrych filmów. W nich pojawią się gwiazdy hollywodzkie jak Jessica Chastain czy Mark Wahlberg. Sięgniemy też po japoński melodramat. Co będzie taką lokomotywą kwartału? Spodziewam się, że oscarowe tytuły na pewno zainteresują widzów, w tym chwalony „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”.
– Wiosna zwykle zapowiadała chudy okres w zainteresowaniu kinem, tymczasem szykuje się w klubie kolejny rekord frekwencji.
– Zawsze, w szacowaniu zainteresowania ofertą klubu, zwracam uwagę na zorganizowaną sprzedaż karnetów i popyt na repertuary drukowane przez nas. Jak te szybko znikają z lady, to znak, że będzie dużo widzów. Tak się teraz stało i na sam początek kwartału sprzedaliśmy 230 karnetów. To kolejny rekord klubu. 300 karnetów jest nieprzekraczalnym limitem. Zdarzyło się już kiedyś większe zainteresowanie widzów niż jest miejsc w kinie. Możliwe, że tej wiosny powtórzymy ten wynik.
– W czym tkwi tajemnica sukcesu tego przedsięwzięcia?
– Ważne, by nie oferować wyłącznie trudnego kina, a część filmów dobierać z repertuaru, jak o nim mówię, przystępnego. Marka klubu robi swoje, ludzie przychodzą, bo wiedzą na co mogą tu liczyć. Budujące jest też poszerzanie grupy koneserów. Nasze kasjerki dostrzegają wiele nowych twarzy, które pojawiają się na seansach klubowych. Z drugiej strony mamy stałych widzów, którzy mówią wprost, że nie wyobrażają sobie innego sposobu spędzania czasu we wtorkowy wieczór jak seans w Bałtyku.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Komentarze
1 komentarz
Jak będą przed seansami organizować na siłę agitki polityczne to liczba widzów będzie topnieć. Propaganda, tak prawicowa jak lewicowa, każdemu może obrzydzić pobyt w kinie. Mam nadzieję, że pan Haas to zrozumie, bo kino jest od kultury a nie od obrażania tych czy innych poglądów. Pan Łukaszewicz, lub przynajmniej ktoś w imieniu kina, powinien przeprosić za wczorajsze wystąpienie. To było przekroczenie granicy. Ciekawe co by było, gdyby zamiast Łukaszewicza wystąpił przed seansem w kinie kandydat do europarlamentu z ramienia prawicy? Prawie godzina żółci politycznej! Porażka panie Has!, robisz pan kino albo partie? Może przestaniesz pan sprzedawać bilety wyborcom tej czy innej partii, albo wyznania (do czego pił emerytowany aktorzyna)?