Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

O wierze z Londynu

10.12.2017 06:30 | 0 komentarzy | red

- To, co rzuca mi się tu w oczy w czasie niedzielnych mszy to to, że uczestniczy w nich, chyba odwrotnie niż u nas, wielu młodych ludzi (małżeństw?) z małymi dziećmi - pisze ks. Łukasz Libowski.

O wierze z Londynu
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Tak się szczęśliwie złożyło, że przez miesiąc tegorocznych wakacji mogłem być w Londynie na kursie językowym. Kurs odbywał się w popołudniowych godzinach, poranki spędzałem w angielskiej parafii w południowej części miasta, zastępując miejscowego proboszcza. Rozwiązanie cieszy obie strony: mojego dobroczyńcę, bo mógł wyjechać na urlop; a jeszcze bardziej mnie, bo miałem gdzie mieszkać, miałem z kim ćwiczyć angielski. Mogłem także doświadczyć życia Kościoła na wyspach. Pomyślałem, że podzielę się wrażeniami z pobytu na wyspie brytyjskiej. Przy czym (pisząc na szpaltę, jak lubię o niej myśleć, branżową) ograniczę się do tematu wiary i religii.

Ci sami chrześcijanie

Przyznaję, że gdy idzie właśnie o wiarę i religię zwykłem dotąd (sądzę, że nie ja jeden) dzielić ludzi na nas w Polsce i na tych na Zachodzie. Rzecz jasna, nawet jeśli sobie tego do końca nie uświadamiałem, nas w Polsce widziałem zawsze w nieco lepszym świetle niż tych na Zachodzie. Pobyt w Anglii uświadamia mi jednak, że taki podział nie ma sensu, jako że różnic w dziedzinie wiary i religii między nami w Polsce a tymi na Zachodzie jest tak naprawdę mniej niż cech wspólnych.

Tak, jedni i drudzy jesteśmy tak samo uwikłani w życie i w jego dramaty, niesiemy taki sam bagaż doświadczeń. Tak samo staramy się o wiarę, tak samo grzeszymy i tak samo się nawracamy. W końcu czemu miałoby być inaczej? Życie jest sprawiedliwe. Z wszystkimi obchodzi się tak samo, nie robi wyjątków. I tak jest zarówno w perspektywie geograficznej, jak historycznej. Chrześcijanie wszystkich ziem i wszystkich wieków to w ostatecznym rozrachunku jedni i ci sami chrześcijanie.

Gorzej i nie gorzej niż u nas

Z frekwencją londyńczyków na niedzielnej eucharystii jest oczywiście gorzej niż z naszą. Myślę tu o proporcji, jaka zachodzi między tymi, którzy na mszy w niedzielę są i tymi, których brak – tak jak my to tę kwestię przywykliśmy brać. Taki stan rzeczy ma przede wszystkim tę przyczynę, że katolików praktykujących jest tu mało. Z kolei katolików praktykujących jest tutaj mało, gdyż, po pierwsze, daleko bardziej niż u nas posunięty jest tu proces sekularyzacji i zobojętnienia na rzeczywistość duchową (wniosek: w tym zakresie jeszcze wiele przed nami), a po drugie, obecne są tu także inne wyznania chrześcijańskie i inne religie (chrześcijaństwo deklaruje niecała połowa mieszkańców stolicy Wielkiej Brytanii).