Ponury okres Wielkiego Postu objaśnia ks. Jan Szywalski
- Jest zadziwiające jak w dzisiejszych zlaicyzowanych czasach właśnie w środę popielcową ludzie masowo przychodzą do kościołów i przyjmują znak swej przemijalności - pisze ks. Jan Szywalski.
Szczyptę popiołu i upomnienie: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, lub: „Pamiętaj, człowiecze, że jesteś prochem i w proch się obrócisz” przyjmujemy w Popielec z pokornie pochyloną głową.
Jest zadziwiające jak w dzisiejszych zlaicyzowanych czasach właśnie w środę popielcową ludzie masowo przychodzą do kościołów i przyjmują znak swej przemijalności. Gdyby tak jeszcze na serio przejęli się wezwaniem do nawrócenia, aby, gdy przyjdzie godzina, że ich ciała w proch się obracają, byli „zwróceni” ku Temu, który może ich przeprowadzić w nowe życie.
Przyznaję: Wielki Post był zawsze dla mnie od dzieciństwa, też jako ministranta, ciężkim, wręcz ponurym okresem roku kościelnego, z owym nawoływaniem do pokuty i rozważaniem męki Pańskiej: „Pan Jezus na śmierć skazany, Pan Jezus do grobu złożony”. Jednak przez wszystkie te 40 dni prześwieca, jak w ciemnym tunelu, światło: na końcu jest Wielkanoc, radosne święto Zmartwychwstania Chrystusa, który swoje ciało z prochu śmierci przeniósł w jasność nowego życia.
Nawrócenie
Pięciu nas siedziało przy stoliku w Domu Formacyjnym w Miedoni i rozmawialiśmy o wierze, o swojej wierze.
Ja: Po dziecięcym okresie religijnych przeżyć, kiedy nas prowadzili za rękę rodzice do kościoła i do sakramentów świętych, przychodzi czas dojrzałej wiary, akt świadomego przyjęcia Chrystusa za Pana swego życia. On, który szanuje naszą wolną wolę, czeka na nasz krok. Czasem proces dojrzewania wiary odbywa się spokojnie: rośnie ona razem z nami, poznajemy ją coraz bardziej i pogłębiamy słuchaniem, czytaniem i medytacją, ale u niektórych osób w młodych latach, w okresie buntu i przekory, następuje jej odrzucenie. Dopiero przeżyty wstrząs staje się powodem nawrócenia, w dosłownym znaczeniu tego słowa, powrotem do wiary już dojrzałej i własnej. Następuje jakby nowy chrzest, akt przyjęcia Chrystusa jako swego Pana.
Piotr: Wychowywałem się w rodzinie katolickiej. Wiara ta jednak była taka „świąteczna”. Bardzo mi przeszkadzała, jako młodemu człowiekowi, niekonsekwencja w postępowaniu rodziców. Pijaństwo ojca, kłótnie w domu itp. Wiara moja umierała (ale na szczęście nie umarła). Egzystowałem w kościele katolickim tylko niedzielnie.
Ożeniłem się. Na świat przyszły moje dzieci, ale nadal Pan Bóg był gdzieś daleko. Dziwnym zbiegiem okoliczności pewnego wieczoru poszedłem na spotkanie nowo utworzonej grupy modlitewnej Magnificat. Początki były trudne. Całkiem inna forma modlitwy. Charyzmatyczne śpiewy, modlitwy. Byłem tym wszystkim zafascynowany. Prawdziwy „przewrót” nastąpił jednak po modlitwie o wylanie darów Ducha Świętego. W kościele świętego Jakuba otrzymałem oczyszczający „dar łez”. Beczałem jak bóbr przez pół godziny, ale potem czułem się jak nowo narodzony.
Fakt ten zaistniał 25 lat temu. Wracam do tego zawsze, gdy jest mi ciężko. Nieraz grzeszę, upadam, ale każda spowiedź teraz to kolejne nawrócenie. Mam nadzieję, że tak już będzie do końca. Pan Bóg w swym wielkim miłosierdziu nie pozwoli mi zboczyć z tej ścieżki.
Krzysztof: Dlaczego wierzę?! Moje pierwsze nawrócenie miało miejsce w wieku dwudziestu paru lat. Wielka radość i świadomość przebaczenia win spowodowała przemianę mojego dotychczasowego życia. Temu przeżyciu towarzyszyło wiele pozytywnych emocji. Jednak po pewnym czasie emocje opadły i powróciła ,,szara" rzeczywistość, która trwała przez kolejne naście lat. Był to czas wzlotów i upadków, powrotów i ucieczek od Boga. Po wielu przemyśleniach doszedłem do wniosku, że zabrakło w moim życiu decyzji. Decyzji oddania Jezusowi całego mojego życia, tego czym żyję, moich słabości i nie skupiania się na sobie lecz na Nim. Ta decyzja, jak również zaangażowanie się w życie Kościoła zaczęła przynosić właściwe owoce. Wiara w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego dodaje mi sił w podejmowaniu kolejnych wyzwań. Zdaję sobie sprawę z własnych słabości, lecz ufam, że nie jestem w tym sam, lecz to On walczy wraz ze mną.
Gerard: U mnie wszystko odbyło się normalnie. Rodzice wychowali nas po katolicku, chodziliśmy w każdą niedzielę, a czasem i w tygodniu, do kościoła. Byłem u I Komunii św., zostałem ministrantem i tak zostało. Ożeniłem się i umiałem wiarę przekazać moim dzieciom.
Z apostołami nie było inaczej
Są więc tacy, którzy – sięgając do porównań z uczniami Chrystusa – przylgnęli do Chrystusa jak apostoł Jan, zawsze byli wierni jak on, nawet w krzyżu.
Inni jak Piotr mieli swoje chwile słabości i może nawet zaparli się czasami Chrystusa, mając okresy niewiary i zwątpienia. Lecz po przezwyciężeniu kryzysu powrócili do Niego wyznając: „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”.
Jeszcze inni są podobni do Pawła, którzy szukali, błądzili, czy szydzili z wiary, aż przeżyli wstrząs nawrócenia i stali się nawet żarliwymi apostołami.
Siebie porównałbym z apostołem Tomaszem. Tak jak on szukałem racji i dowodów, chciałem zobaczyć, dotknąć i wiarę uzasadnić, aby wyznać „Pan mój i Bóg mój!”.