Nierówna walka Żołnierzy Wyklętych. Dlaczego Zachód nie pomógł Polakom?
Publikujemy relację z prelekcji, którą 1 marca w Domu Kultury "Strzecha" wygłosił dr Mirosław Sikora, pracownik katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Historyk umieścił walkę Żołnierzy Wyklętych w szerokim, międzynardowym kontekście.
Okupacja czasu II wojny światowej kończyła się na Zachodzie wówczas, gdy armia niemiecka opuszczała terytoria podbitych wcześniej państw. W Europie Środkowo-Wschodniej sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Płynnie jedna okupacja przechodziła w drugą okupację
Na terytorium Polski, ale też państw bałtyckich, Węgier czy Rumunii wkraczały oddziały Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej oraz towarzyszące im służby wywiadu i kontrwywiadu ZSRR, takie jak NKWD czy SMIERSZ. - Płynnie jedna okupacja przechodziła w drugą okupację - twierdzi dr Mirosław Sikora, który 1 marca wygłosił w raciborskiej Strzesze prelekcję na walki Żołnierzy Wyklętych w kontekście sytuacji międzynarodowej.
Wojna domowa, czy wojna zastępcza?
Wraz z Armią Czerwoną oraz czekistami na teren Polski wkroczyli również przedstawiciele polskich władz komunistycznych. To właśnie oni, wspólnie ze służbami oraz wojskiem sowieckim, prowadzili walkę z Żołnierzami Wyklętymi, przede wszystkim członkami Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (ale również niewymienionych przez dr Sikorę Narodowych Sił Zbrojnych). Dla historyków już samo sklasyfikowanie konfliktu, którego apogeum przypada na lata 1944-1947, stanowi problem sam w sobie.
- Mówi się o wojnie domowej, o powstaniu przeciwko okupantowi sowieckiemu i kolaborantom. Można to też nazwać mianem wojny zastępczej - zauważa dr M. Sikora, choć jego zdaniem ten ostatni termin jest najmniej adekwatny. W wojnie zastępczej obie strony konfliktu, przeważnie mieszkańcy tego samego kraju, są wspierane przez siły zewnętrzne. Tymczasem żołnierze walczący w szeregach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (dalej: WiN) nie otrzymali żadnej znaczącej pomocy Wielkiej Brytanii czy USA - ani materialnej, ani doradcze, ani wywiadowczej.
Zdradzeni po raz drugi
To właśnie brak wsparcia państw zachodnich, połączony z ogłoszoną przez władze komunistyczne "amnestią" (w rzeczywistości wielu żołnierzy, którzy z niej skorzystali, zostało pojmanych, a następnie zgładzonych), zaważył na raptownym osłabieniu oporu przeciwko sowieckiej okupacji.
Żadne państwo nie zdecydowało się na wsparcie materialne czy wywiadowcze ruchu oporu przeciwko sowietom
O ile na początku 1945 roku, po rozwiązaniu Armii Krajowej i zawiązaniu się WiN, walkę z okupantem sowieckim prowadziło kilkadziesiąt tysięcy osób, o tyle w styczniu 1947 roku było to już około 2 tys. osób.
- Ten opór malał znacząco, bo nie był zasilany z zewnątrz. Żadne państwo nie zdecydowało się na wsparcie materialne czy wywiadowcze ruchu oporu przeciwko sowietom - uważa M. Sikora.
Komentarze
5 komentarzy
skąd oni ich biorą ?! BUFONADA , bo tylko bufon może sobie przypisywać prawo do stawiania tez i jednocześnie jej ocenę !
"Ludzie, którzy nie zajmują się tym naukowo, określają ich mianem bandytów. To jest daleko idące uproszczenie - twierdzi M. Sikora."
czyli : nazwać go historykiem to też daleko idące uproszczenie.
Nie mop, tylko szmata do podłogi...
a to że jaka władza tacy bohaterowie. Średnio zmieniają się co 40-50 lat. " Oni działali w zupełnie innym zgrupowaniu, na innym terenie" - a tam żyli dostatnio z grabieży ludności cywilnej. Bo raczej nic nie uprawiali i niczego nie hodowali. Nie wiem nad czym Pan historyk tak myśli - przecież w 1939 zachód nie pomógł legalnemu rządowi i legalnemu państwu polskiemu, to co będzie się wysilać żeby pomóc leśnym bandom.
@mop, co wyrok śmierci wydany na "Ognia" ma wspólnego z "Inką" i "Zagończykiem"? Oni działali w zupełnie innym zgrupowaniu, na innym terenie.
Panu dr Sikorze z katowickiego IPN polecam wizytę w Londynie w Instytucie Sikorskiego - tam znajduje się archiwum AK , w tym także WYROK ŚMIERCI wydany rozkazem generała Fieldorfa w grudniu 1944r. na "Ognia" i jego bandę - czyli także na "Inkę" oraz "Zagończyka" - wyrok został zatwierdzony przez Rząd RP w Londynie włącznie z listem gończym do armii sojuszniczych jako "ściganych za zbrodnie wojenne" Dokumenty Instytutu Sikorskiego są PUBLICZNE i każdy kto ma ochotę może zaglądać osobiście lub w ramach pomocy prawnej. I przez to "zachód" nie wspierał tych "bohaterów" bo większość z nich to byli pospolici bandyci.
A tak nawiasem do redaktorów z NR - dajcie już spokój z opisywaniem żołnierzy wyklętych, bo takich na Śląsku nie było. Tutaj 99,99 % było w Wehrmachcie.