Niedziela, 6 października 2024

imieniny: Artura, Brunona, Fryderyki

RSS

Ojciec znalazł ciało córki

23.01.2017 08:05 | 0 komentarzy | acz

Na łamach Dużego Kalibru przypominamy najgłośniejsze sprawy kryminalne ostatnich lat. W tym numerze sprawa zabójstwa studentki raciborskiej PWSZ.

Ojciec znalazł ciało córki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

27 stycznia 2013 Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał w mocy wyrok dożywotniego pozbawienia wolności dla 24-letniego Piotra G., oskarżonego o zamordowanie w sierpniu 2008 roku rybniczanki Doroty Kornas. Sprawą zaginięcia młodej dziewczyny żyło całe miasto. Dorota wyszła z domu w niedzielę, 31 sierpnia 2008. Jak co dzień, luźno ubrana, przeważnie na czarno, na nogach obowiązkowo trampki. Lubiła rockową muzykę, podobnie jak jej chłopak – Krzysiek. Tragicznego wieczoru widziana była między innymi w lokalach w centrum miasta, później wróciła do Boguszowic. Jeszcze około 23.00 przyjaciele widzieli ją na przystanku przy ulicy Patriotów. Była również w boguszowickiej „Piwnicy”. Często przychodzili tam z Krzyśkiem. Tym razem siedział tam również jej rówieśnik Piotr G. Rozmawiali. Robiło się coraz później, więc G. zaproponował spacer. Zgodziła się. Tego wieczoru pokłóciła się z chłopakiem, więc chciała się komuś wyżalić. Poszli w stronę namiotu Piotrka. Od kilku tygodni to był jego dom. Rodzice po raz kolejny wyrzucili go z domu, więc mieszkał tu, pod namiotem z tropikiem w zagajniku przy Braci Nalazków.

Bawił się za pożyczone

Piotrek od zawsze miał opinię cwaniaka. W ostatnim czasie pracował w Rybnickich Służbach Komunalnych. Tu znalazł zatrudnienie po wyjściu z zakładu karnego. Trafił tam za kradzież. Wniosków z odsiadki raczej nie wyciągnął. – Na bazie, co jakiś czas ginęły drobne przedmioty. Niektórzy podejrzewali o to właśnie jego, choć nikt nigdy za rękę go nie złapał – mówi jeden z pracowników RSK. – W pracy ciągle się wygłupiał. To był kibol, który niczym się nie przejmował. Nie szanował nawet starszych pracowników – wspomina. W komunalce wiele nie zarabiał. Mimo to, stać go było na kupno samochodu, bo banki początkowo dawały mu kredyty.

Choć nigdy nie miał prawa jazdy, kupował sobie kolejne samochody. Jeździł starym bmw, vw golfa rozbił kilka dni po kupnie. Został z zielonym maluchem, który od kilku tygodni parkował przy namiocie.

Przyznał, że zabił

Przez cały tydzień rodzina, przyjaciele oraz policja szukali dziewczyny. Na mieście pojawiły się plakaty z podobizną Doroty. Wieczorem, 6 września, nie wisiał już żaden. Tego dnia ciało 20-latki znalazł jej ojciec, który z Krzyśkiem przeczesywał niewielki lasek. – Telefon otrzymaliśmy o godzinie 10.40. Ciało, przysypane warstwą ziemi leżało w zagajniku, w pobliżu ulicy Braci Nalazków – mówiła wówczas Aleksandra Nowara. Policjanci natychmiast przystąpili do czynności operacyjnych. Jeszcze podczas weekendu zatrzymano cztery osoby, które mogły mieć związek ze sprawą. Wśród nich był właściciel namiotu oraz chłopak zaginionej. – Poza Piotrem G. pozostałe osoby zostały jedynie przesłuchane. Nikt z nich nie miał nic wspólnego z zabójstwem – wyjaśnia Karina Kakala, prokurator prowadzący sprawę. G. podczas przesłuchań przyznał się do zamordowania Doroty.

Tak ją zabijałem

Co dokładnie wydarzyło się feralnej nocy? Ustalenia śledczych nie pozostawiają wątpliwości. Tragedia rozegrała się tuż obok bloku gdzie mieszkała Dorota. Mieszkanka Boguszowic wyszła z domu około godziny 16.00. Dwie godziny później spotkała się w lokalu Żelazna ze swoją koleżanką ze studiów w raciborskiej PWSZ. Obie studiowały pedagogikę resocjalizacyjną. Około godziny 22.20  pojechała do Boguszowic, gdzie na przystanku umówiła się ze swoim chłopakiem Krzyśkiem. W tym czasie dzwoniła również do domu prosząc o zgodę na późniejszy powrót. Na przystanku pomiędzy parą doszło do sprzeczki. Poszło o rozmowę Krzysztofa na komunikatorze gg z jego byłą dziewczyną. Dwudziestolatka sama z przystanku poszła do baru Piwnica na boguszowickim osiedlu. W pobliżu lokalu spotkała znajomego sąsiada Piotra G., który tego wieczoru bawił się w tym lokalu. G. tego samego dnia pozbył się fiata 126p. Świętował. Mimo to, zdaniem świadków, nie sprawiał wrażenia osoby pijanej. Później Dorota i Piotr G. mieli pić piwo pod miejscowym gimnazjum. To tu albo na pobliskich łąkach doszło do dramatu. Podczas awantury Dorota uderzyła dwudziestolatka w twarz. Piotr G. wpadł w furię. Uderzył dziewczynę z łokcia łamiąc jej nos. Następnie uderzał ją jeszcze pięściami i czołem w głowę. Ranna kobieta zaczęła intensywnie krwawić, krztusiła się własną krwią. Piotr G. kilka razy podczas śledztwa nazwał to „charczeniem”.  Jak zeznawał, bał się, że ktoś z bloków to usłyszy. Półżywą przeciągnął w rejon swojego namiotu. Tam próbował kneblować ranną dwudziestolatkę jej paskiem i przyduszać jej szyję butami. Gdy to nie pomogło włożył jej w usta kilkudziesięciocentymetrowy pręt i mocno pchnął. Ta kłuto-szarpana rana doprowadziła do  uduszenia własną krwią. Piotr G. po wszystkim położył się w namiocie i spokojnie zasnął.