Wtorek, 5 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Sławomira, Zachariasza

RSS

Czy za pożar w Brzeziu zapłacimy wszyscy?

04.11.2016 08:15 | 2 komentarze | ma.w

Wydarzenia w magazynach po Emie obnażyły luki w systemie zarządzania kryzysowego. Strażacy mieli dylemat: gasić pożar przez parę dni czy burzyć obiekt. Nie było jednak komu płacić za kosztowną interwencję budowlańców. Sytuację ratował prezydent Lenk, ale sięgnął do kieszeni podatników.

Czy za pożar w Brzeziu zapłacimy wszyscy?
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Akcja gaśnicza prowadzona 27 października przez ponad stu strażaków była bardzo utrudniona. Z terenu całego województwa straże pospieszyły do Raciborza na ratunek. Z raciborskich jednostek interweniowały wszystkie (dwie ochotnicze zabezpieczały funkcjonowanie komendy powiatowej). Akcji przyglądał się z bliska prezydent Raciborza Mirosław Lenk. – Spędziłem tam parę godzin. Przekonałem się, że w obliczu takiego problemu wychodzą braki w systemie zarządzania kryzysowego – przyznał dzień później na konferencji prasowej.

W miejskiej kasie na już trzeba było zabezpieczyć około pięciu tysięcy złotych. Na opłacenie użycia specjalistycznego sprzętu budowlanego do wyburzenia dachu płonącego obiektu. – Nie było innego wyjścia – przekonywał Lenk. W powszechnej opinii utarło się, że straż pożarna może podjąć wszelkie działania by ugasić pożar. W praktyce komendant powiatowy podejmuje decyzje o sile środków zaangażowanych i przewiduje jakie koszty będą poniesione. Tyle, że ten komendant nie dysponuje w tym celu żadnym budżetem. – Powinien mieć zapewnienie systemowe, że może burzyć nawet całą halę. Bez przejmowania się czyja ona jest. Straż ma zagasić pożar. Nie powinna się blokować ograniczeniami w przepisach – uważa prezydent miasta.

Komendat Jan Pawnik z raciborskiej straży sprowadził budowlańców. Zjawił się Borbud i inne firmy. Zapytali kto im zapłaci, bo oni poniosą koszty i nie chcą dochodzić miesiącami swych wypłat. Gotowość zapłaty zgłosił Mirosław Lenk. – Zrobiłem to w imieniu mieszkańców. Z budżetu miasta. Miałem powiedzieć, że tego nie zrobię? Komendant pewnie by w końcu zaryzykował, bo nie miałby wyjścia. Nadzór budowalny bez pieniędzy, policja też, więc ktoś musiał – tłumaczył włodarz Raciborza. Założone pierwotnie 5 tys. zł to nie koniec kwoty za akcję w Brzeziu. – Koszty będą puchły – przyznaje M. Lenk.

(ma.w)


Musieliśmy burzyć. Innej opcji nie było

Mówi Jan Pawnik komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Raciborzu

– Miał pan moment zawahania co robić w Brzeziu. Gasić czy burzyć?

– Jedynym wyjściem było wyburzyć część budynku aby dojść do źródła pożaru. W takich wypadkach to właściciel obiektu musi się zadeklarować, że bierze koszty takiej decyzji na swoje barki. Sprawa jest prosta jeśli jest na miejscu. Jak jest np. w Niemczech to jak go ściągać? Trzeba działać szybko bo grozi katastrofa budowlana czy skażenie środowiska. Urząd ma możliwości egzekwowania pieniędzy przez swoich prawników, ja ich w straży nie mam. W Brzeziu było pytanie kto jak nie właściciel ma powiedzieć, że pokryje koszty. Niestety to nie jest uregulowane w sposób jasny w przepisach i tego brakuje przy prowadzonych akcjach.

– Nie mogliście wzorować się na innych tego typu akcjach?

– Nie mieliśmy dotąd takiego zdarzenia aby trzeba było ściągać jakiś wysoce specjalistyczny sprzęt. Wystarczał sprzęt strażacki. Tu by dotrzeć do środka trzeba było zrobić to, co zrobiliśmy. Rozmawiałem z właścicielem tego, co się paliło. Mówię mu, że trzeba pokryć koszty akcji. Deklarował, że wie o tym. To było nocą przy działaniach. Wiem, że później pojawiły się różne wątpliwości co do płacenia.

– Jak wygląda standardowa procedura w takich sytuacjach

– Gdyby udało się to ugasić od razu, to zostawiamy właścicielowi protokół ugaszenia pożarzyska z zaleceniem, że on ma to wywieźć, oczyścić. Tak jak się robi np. przy stodołach. Nie wykluczam, że nawet bez deklaracji prezydenta podjąłbym dezycję o burzeniu. Dobrze jednak, że tak się stało, bo mogłem spokojnie prowadzić dalsze działania. To nie jest jedyna taka sprawa. Gdy błoto zalewa Starowiejską najprościej jest wziąć jakąś fadromę by je zebrać z ulicy. Kto ma za to zapłacić? My nie mamy środków.

– Prezydent Lenk mówi, że potrzeba zmian w systemie zarządzania kryzysowego.

– Na pewno trzeba coś zmienić. Najlepiej byłoby wiedzieć, że jesteśmy przygotowani na takie wydatki. Problemy dotyczą nawet tak prozaicznych spraw jak posiłek dla ratowników. Stanisław Mrugała z urzędu (szef komórki zarządzania kryzysowego) załatwił nam jedzenie. Tam była ponad setka ludzi, a ja nie mam pieniędzy by zorganizować im posiłek.

Rozmawiał Mariusz Weidner

Ludzie:

Mirosław Lenk

Mirosław Lenk

Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.