Wtorek, 24 grudnia 2024

imieniny: Adama, Ewy, Zenobiusza

RSS

Wacławczyk odpowiada Lenkowi

22.12.2015 12:00 | 9 komentarzy | (q)

Radny pisze o hejcie i quasi korupcyjnych związkach Lenka z mediami. Redakcja Nowin Raciborskich i portalu Nowiny.pl komentuje i prostuje krzywdzące ją przekłamania.

Wacławczyk odpowiada Lenkowi
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Racibórz, 19.12.2015
Szanowny Pan
Mirosław Lenk
Prezydent Miasta Racibórz

Szanowny Panie Mirosławie,

W ubiegłym tygodniu otrzymałem od Pana pismo, w którym zarzuca mi Pan rzekome pomówienia, które miałem skierować w Pańską stronę w moim artykule pt. „A jednak się wczołgał”, oraz dyktuje tekst sprostowania, które chciałby Pan przeczytać na łamach portalu internetowego naszraciborz.pl.

Ponieważ treść Pańskiego pisma została przesłana do mediów (zostało opublikowane m.in. na portalu Nowiny.pl), odpowiadam Panu także w formie publicznej.

We wstępie pragnę zauważyć, iż zgodnie z wszelkimi znanymi mi zasadami prawa – autor artykułu odpowiada za to co napisał, nie zaś za to, co ktoś inny sobie na ten temat pomyślał. Pozwoli Pan zatem, że wyjaśnię i przedstawię dowody na napisane przeze mnie słowa, a nie na twórcze interpretacje mojego artykułu, których autorem jest już Pan lub osoba, która pisała Pańskie pismo.

Prawdą jest, iż w moim artykule znalazły się słowa (cyt:): „...relacje na linii Prezydent Raciborza Mirosław Lenk – niektóre lokalne media (jedna z gazet i telewizja), miały w okresie poprzedzającym zeszłoroczne wybory charakter co najmniej zastanawiający. W naszej ocenie – quasi korupcyjny” (koniec cytatu). Niestety muszę podtrzymać te słowa. Najpierw wyjaśnię co rozumiem pod pojęciem „charakter quasi korupcyjny”. Otóż rozumiem pod tym pojęciem sytuację, w której nie dochodzi do przekazania łapówki (bo to jest korupcja), ale jednak zachodzą pewne podejrzane relacje pomiędzy osobą znajdującą się na stanowisku publicznym a podmiotami, które współpracują z nią zarówno na polu publicznym, jak i np. prywatnym, przez co dochodzi do uzyskania przez nią innych „drobnych” korzyści, niekoniecznie finansowych. Z pojęciem tym spotkałem się jako małe dziecko, gdy dowiedziałem się, że w domu pewnego działacza PZPR łazienka wykończona jest tymi samymi kafelkami, które znajdują się w miejscowym domu kultury. Kiedy nieświadomie zapytałem się jak to możliwe, dowiedziałem się, że „po remoncie w domu kultury kafelek zostało, więc robotnicy po godzinach pracy za flaszkę zrobili łazienkę u dyrektora i wszyscy są teraz zadowoleni”. Analogiczną sytuację dostrzegłem w zeszłym roku (bezpośrednio przed wyborami) w Raciborzu. W sierpniu jako szef Urzędu Miasta Racibórz podpisał Pan umowę, której przedmiotem jest wykonanie filmu pt. „Racibórz zmienia się dla Ciebie” mającego promować Racibórz. Wartość usługi to 10 000 zł netto (słownie: dziesięć tysięcy złotych). Przedmiotem umowy (§1.1) jest wykonanie filmu oraz nagranie 3 kopii na DVD oraz zapisanie pliku w formacie MP4. Kilka tygodni później, Komitet Wyborczy Wyborców „Razem dla Raciborza i Mirosław Lenk” zlecił tej samej firmie produkcję spotu wyborczego Mirosława Lenka, ale już za przysłowiową „stówkę”, czyli 100 zł (słownie: sto złotych netto). Każdy kto porównał film „miejski” z Pańskim spotem – zauważył, że ujęcia użyte w Pańskim spocie pochodzą w znacznej mierze z tego samego materiału źródłowego, z którego powstał film „miejski”. W obydwu produkcjach znajdują się podobne ujęcia z aquaparku, gdzie w jacuzzi siedzą te same osoby, w obydwu pokazany jest skwer im. ks. Pieczki, gdzie bawią się te same dzieci, w obydwu wykorzystane są ujęcia z drona, gdzie na parkingu znajdują się te same samochody. Być może w Pańskich oczach ta sytuacja jest normalna, moralna i nie odczuwa Pan w związku z nią żadnych wyrzutów sumienia. Wszak prywatna firma robi co chce, ma do tego święte prawo, a wszystko odbyło się legalnie. Niestety, moja ocena jest inna. Uważam, że sytuacja, w której minuta filmu „miejskiego” kosztuje ok. 1000 zł, a jednocześnie komitet, którego był Pan kandydatem na prezydenta, otrzymuje taką samą minutę profesjonalnego materiału filmowego za 200 zł  (spot trwał 30 sekund, więc mnożę jego wartość x 2)... jest w mojej ocenie patologiczna i uprawniająca mnie do użycia słów, których użyłem. Jeśli oczekuje Pan, że powinienem pogratulować temu komitetowi zdolności negocjacyjnych – to niestety muszę odmówić. Jako podatnik wolałbym, by to Miasto Racibórz (a nie KWW Razem dla Raciborza i Mirosław Lenk) płaciło za profesjonalne materiały filmowe tą przysłowiową „stówkę” za 30 sekund.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że komitety wyborcze mają swoich pełnomocników finansowych, a Pan może stwierdzić, że był jedynie kandydatem tego komitetu i z jego sprawami finansowymi nie miał nic wspólnego. Bądźmy jednak dorośli. Komitet ten miał w nazwie Pańskie Imię i Nazwisko, a to uprawnia mnie do wyciągnięcia takich, a nie innych wniosków. Na wszelki wypadek, załączam do niniejszego pisma fakturę za w/w usługę. Przekazał mi ją jeden z dociekliwych Raciborzan. Można ją porównać z umową, którą zawarło miasto. To przykładowe dwa spośród dowodów, na których opierłem swoje słowa.

Pomijam w tym momencie fakt, iż film „miejski” miał dziwnym zbiegiem okoliczności taką samą nazwę jak hasło wyborcze z Pańskich plakatów („Racibórz zmienia się dla Ciebie”), jak i to, że nie przyniósł żadnych korzyści promocyjnych naszej gminie, gdyż był po prostu podsumowaniem Pańskiej kadencji, a okres jego życia zakończył się wraz z zeszłorocznymi wyborami. Ta sprawa jest przedmiotem odrębnego postępowania, którego wyniki poznamy za jakiś czas.

Tyle w kwestii sformułowania „quasi – korupcja”. Teraz wyjaśnienie tego, co było i dalej jest dla mnie „co najmniej zastanawiające”.

Otóż w roku 2014, Miasto Racibórz ogłosiło przetarg na publikację w prasie lokalnej ogłoszeń prasowych, okolicznościowych i promocyjnych. Przetarg ten wygrało Wydawnictwo Nowiny Sp. z o.o. oferując cenę ok. 267 zł brutto za stronę. 12 lutego 2014 roku podpisano w tej sprawie umowę, pod którą jest podpisany zarówno Pan, jak i 8 innych pracowników merytorycznych Urzędu Miasta. Trzeba przyznać, że to umowa korzystna dla naszego miasta.

Tym, co jest dla mnie zastanawiające jest fakt, że pomimo podpisania tej umowy, w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory (emisja 7 października 2014) zdecydował się Pan wykupić u tego samego wydawcy 2 strony reklamy, ale już w cenie... 6420 zł tj. Dlaczego zdecydował się Pan by tym razem zapłacić ponad 10-krotnie więcej niż wynikałoby z zawartej umowy? Mniemam, iż zabiegiem, który to umożliwił jest to, iż reklama ta nie była zamieszczona na zwykłych stronach gazety „Nowiny Raciborskie”, a w „dodatku” znajdującym się wewnątrz tejże gazety o nazwie „Liderzy Samorządu”. To pozwoliło Panu podpisać zlecenie na reklamę w teoretycznie zupełnie innej „gazecie”. Wnioskuję to z faktu, iż przedmiotem tego zlecenia jest „ogłoszenie prasowe – Gaz. Liderzy Samorządu”). Co ciekawe, wydawca na swoich stronach nie informuje jednak o tym, iż wydaje jakąś inna gazetę, a o tym, że Raport "Liderzy Samorządu" ukazał się (…) jako załącznik do wydań Nowin Raciborskich, Nowin Wodzisławskich i Tygodnika Rybnickiego (…). Moje zastanowienie budzi też to, że cała procedura wykupienia tej reklamy nie oparła się tym razem o przetarg, ani nawet nie podpisano stosownej umowy, a wszystko stało się za pomocą zwykłego zlecenia. Na tym zleceniu znajdują się tylko 2 podpisy: Pana i Skarbnika Miasta. Nie ma tu podpisu żadnego naczelnika ani pracownika merytorycznego, co pozwala mi zadać pytanie: czy ktokolwiek poza Panem mógł wypowiedzieć się nad celowością wydania tych pieniędzy i uznał, że wykupienie takiej reklamy przynosi naszemu miastu jakiekolwiek korzyści? Dla pełnego obrazu sytuacji należy zauważyć, że kilka tygodni później tej samej firmie powierzony został druk gazety wyborczej „KWW Razem dla Raciborza i Mirosław Lenk”. I znów dla jasności dodam: każdy wydawca działa w celu osiągnięcia zysku i ma do tego pełne prawo. To oczywiste. Jednak my – mieszkańcy, mamy prawo zadawać Panu pytania o to, czy przekazywanie miejskich środków w legalny, ale jednak dosyć specyficzny sposób – nie wpływa na wiarygodność i obiektywizm danego medium i relacje pomiędzy nim a osobą zlecającą. Każdy będzie mieć swoją ocenę. Moja ocena pozwala mi zobaczyć związek pomiędzy takimi przedwyborczymi ruchami a faktem, iż ostatni numer Nowin Raciborskich, który ukazał się przed II turą wyborów – w sposób wyjątkowy sprzyjał Pańskiej kandydaturze. Strasząc mieszkańców naszego miasta ew. prezydenturą Anny Ronin, redakcja nie cofnęła się nawet przed publikacją antyniemieckich fobii Bolesława Stachowa, wpisując się tym samym w wyjątkowo podłą grę na wątkach narodowościowych.

W odniesieniu do zarzucanego mi kłamstwa odnośnie słów „wygląda na to, że Mirosław Lenk dokonywał anonimowych wpisów i był w tej sprawie przesłuchiwany przez policję”; jak i sformułowania, iż Pański dom był „ogniskiem internetowego hejtu” - pragnę przypomnieć, iż informacje tej treści pojawiły się w przestrzeni publicznej już 19 października br. (w trakcie konferencji Anny Ronin). Przez ponad 6 tygodni nie zaprzeczył im Pan, ani ich nie sprostował. Dodatkowo oświadczył Pan, iż nie będzie ich komentował, przez co tak jak wielu raciborzan odniosłem wrażenie, że się Pan do nich przyznaje. Zapowiedział Pan co prawda, że odda do prokuratury Anne Ronin, ale w zupełnie innej sprawie. Trudno więc oczekiwać, iż jako czytelnik prasy nie miałem prawa przyjąć takiego właśnie osądu (w swoim artykule powołuję się na źródła wiedzy, a zdanie zaczynam od słów „wydaje się...”). Dodatkowo z lokalnej prasy dowiedzieliśmy się przecież, że był Pan przesłuchiwany zarówno przez policję, jak i prokuraturę, co sam Pan zresztą potwierdza. Dopiero w zeszłym tygodniu zorganizował Pan konferencję i wystosował oświadczenie, z którego wynika, iż kontrowersyjne komentarze, w sprawie których był Pan (jako świadek) przesłuchiwany – pochodzą co prawda z Pańskiego IP, ale jednak nie jest Pan ich autorem, dzięki czemu wiadomo, że owe komentarze były co prawda pisane z Pańskiego adresu, ale nie wiadomo przez kogo.

Choć trudno mi przyjąć do wiadomości fakt, że człowiek, który kieruje 50-tysięcznym miastem, nie panuje nad swoim sprzętem komputerowym; to jednak będąc dziś bogatszy o przekazane przez Pana informacje (te, z których wynika, że to jednak nie Pan jest autorem kontrowersyjnych wpisów dokonanych z Pańskiego adresu IP): wyrażam swoje ubolewanie nad tym, że uwierzyłem informacjom medialnym, a nie domyśliłem się tego, że z Pańskiego IP mógł pisać ktoś bliżej nikomu nieznany. Serdecznie i publicznie chcę za to Pana w tym miejscu przeprosić. Gdyby zdecydował się Pan zaprzeczyć tym informacjom szybciej, a nie dopiero po moim artykule – z pewnością nie zdecydowałbym się na użycie takich słów.

Czym innym jest jednak oczekiwanie, iż przeproszę Pana za oskarżenie o rozpowszechnianie plotek dotyczących Anny Ronin i jej przynależności do „sekty”. Choć jestem człowiekiem skorym do współpracy oraz kompromisu, i tak samo jak Pan, znam bardziej wartościowe sposoby spędzania czasu niż bieganie po sądach (a dodatkowo w przeciwieństwie do Pana musiałbym to robić w czasie swojej pracy i na koszt własny - a nie podatników)... to jednak nie jestem w stanie zaprzeczyć temu co sam osobiście słyszałem. Przepraszam Pana, ale to oczekiwanie jest dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem. Musiałbym zaakceptować w to, że słyszę duchy i mam schizofrenię. Choć cenię święty spokój, to jednak nie jestem gotowy na takie poświęcenie.  Z przykrością w tym zakresie muszę odmówić.

Dawid Wacławczyk


Od Redakcji

Choć nie mamy takiego obowiązku, publikujemy obszerne dywagacje pana Dawida Wacławczyka bo po pierwsze nie mamy nic do ukrycia, po drugie – uważamy, że to co pisze świadczy przede wszystkim o nim. Poniżej krótko komentujemy i prostujemy krzywdzące nas przekłamania.

1. Zaprezentowana przez Wacławczyka sugestia, że ten kto ośmielił się skrytykować kandydaturę Anny Ronin na prezydenta musiał siedzieć w kieszeni u Lenka jest absurdalna i obraźliwa. Mamy nadzieję, że pan Wacławczyk zdaje sobie sprawę z tego, że obraża nie tylko naszą redakcję, ale także prawie 9 tysięcy raciborzan, którzy ośmielili się nie zagłosować na Ronin. Przypominamy mu także, że to nie jest Białoruś, gdzie gazety o politykach mogą pisać tylko dobrze, albo wcale.

2. Nasza publikacja „Liderzy Samorządu” z oczywistych dla każdego powodów nie była objęta przetargiem, zarówno ze względu na swój jednorazowy i unikatowy na rynku charakter, jak i fakt, że przetarg na ogłoszenia prasowe był rozstrzygany wiele miesięcy wcześniej, kiedy nasz projekt nie był jeszcze nawet w fazie planów. Zresztą chętnie dowiemy się od Wacławczyka-przedsiębiorcy, jak wyobraża sobie urzędowy przetarg na „Liderów Samorządu”, skoro był to nasz autorski pomysł i nikt inny poza nami podobnego projektu nie zrealizował. To może w przyszłym roku zrobimy przetarg na organizację „Wiatraków”?

3. Przygotowanie raportu było bardzo czasochłonne i kosztowne, o czym wie każdy, kto go przeczytał. Zawiera on m.in. teksty eksperckie poświęcone możliwościom, jakie ma współczesny samorząd, wypowiedzi autorytetów ze świata nauki, administracji i zarządzania, a także wiele unikatowych zestawień sporządzonych w oparciu o przeprowadzone przez trzy nasze redakcje (Nowiny Raciborskie, Nowiny Wodzisławskie, Tygodnik Rybnicki) badania ankietowe w 23 samorządach gminnych (pierwsze tego typu w naszym regionie). W związku z tym, cena publikacji w części płatnej musiała być wyższa niż w cotygodniowej gazecie. Wacławczyk jest przedsiębiorcą, więc doskonale o tym powinien wiedzieć. Podobnie jak to, że nie cały przychód, który jest na fakturze to zysk wydawcy, który ponosi koszty (w tym przypadku) wysokiej jakości druku w dużym nakładzie, dystrybucji, dwumiesięcznej pracy kilkuosobowego zespołu (by wymienić tylko te najważniejsze).

4. Wysoką jakość merytoryczną i graficzną „Liderów samorządu” potwierdził poniekąd sam Wacławczyk kopiując w swoich materiałach wyborczych nasze zestawienia, nota bene bez zapytania nas o zgodę i z naruszeniem naszych praw autorskich. Rozumiemy, że wtedy nasz raport mu się podobał, a zaczął przeszkadzać dopiero po przegranych wyborach…

5. W płatnej części raportu zaprezentowało się nie tylko Miasto Racibórz, ale także, na podobnych zasadach, 13 innych samorządów, czyli większość z terenu, na którym raport się ukazał. To najlepszy dowód, że nasza oferta była atrakcyjna. Zastanawia więc fakt, że Wacławczyk, który zawsze krytykował władze za brak działań promujących Racibórz, teraz – kiedy chodzi o jego własny interes – właśnie o to ma do nich pretensje.

6. Od wielu miesięcy Wacławczyk bezpardonowo atakuje naszą redakcję za to, że ośmieliliśmy się krytycznie ocenić kandydaturę Anny Ronin, w oparciu o fakty, których nikt nie zakwestionował, a nawet najdrobniejsza niezgodność spotykała się z natychmiastową reakcją kandydatki z żądaniem sprostowania. Chętnie i dziś podejmiemy na ten temat merytoryczną dyskusję, zwłaszcza że od wyborów minął już ponad rok i widać gołym okiem, co radna Ronin wniosła do rozwoju miasta. Mimo obraźliwych insynuacji Wacławczyka, na naszych łamach publikujemy także jego wypowiedzi, gdyż podobnie jak przed wyborami, tak i teraz uważamy, że każdy merytoryczny głos jest cenną wartością w lokalnym dialogu. Sprzeciwiamy się natomiast nieprawdziwym i krzywdzącym naszych dziennikarzy sugestiom, które rozpowszechnia Wacławczyk w ponad rok od wyborów i w sobie tylko znanym celu. Wierzymy, że rozsądni czytelnicy sami odsieją ziarno od plew.

Redakcje Nowin Raciborskich i portalu nowiny.pl

Ludzie:

Anna Ronin

Anna Ronin

Radna Miasta Racibórz

Dawid Wacławczyk

Dawid Wacławczyk

Radny, były wiceprezydent Raciborza

Mirosław Lenk

Mirosław Lenk

Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.