Supermarkety pełne, w koszykach zagraniczne produkty. Dlaczego nie dbamy o miejsca pracy w Polsce?
Robiąc codziennie zakupy możemy zdecydować, czy nasze kilkanaście – kilkadziesiąt złotych trafi do kieszeni europejskiego producenta i jego pracowników, czy też zasili lokalny rynek i rodzimych producentów.
Zamknięcie przez Zotta raciborskiej mleczarni uświadomiło wielu raciborzanom, że zagraniczny kapitał częstokroć traktuje zlokalizowane w Polsce zakłady produkcyjne, ich pracowników, ale również nas – konsumentów w sposób instrumentalny. Oczywiście, każdemu przedsiębiorstwu zależy na wypracowaniu jak najlepszego wyniku finansowego, jednakże trzeba mieć świadomość, że w przypadku zagranicznych koncernów gros zysków jest wyprowadzanych zagranicę.
Inwazja Biedronek
W samym Raciborzu zagraniczne firmy posiadają piętnaście marketów i supermarketów. Najsilniejszą pozycję ma Biedronka (8 sklepów), ale pozostałe – Aldi, Auchan, E.Leclerc, Kaufland, Lidl, Netto i Tesco – również cieszą się wielkim zainteresowaniem klientów. Aktualnie trwa budowa kolejnego marketu Lidla – przy Bosackiej.
Niewielkie sklepy osiedlowe oraz markety Społem (polskie) z roku na rok tracą pozycję na rynku i zamykają działalność (w przypadku Społem problem leży po stronie braku środków na skuteczne działania marketingowe, co wynika również ze zdecentralizowanej struktury grupy). Nie inaczej jest z targowiskami – dużym przy placu Dominikańskim i małym przy ulicy Kościuszki. Naocznie przekonaliśmy się, że w piątkowy poranek kasa w Lidlu pracowała nieustannie, tymczasem na małym targu spotkaliśmy jedną raciborzankę. Kupowała jajka. – Zawsze tu kupuję jajka, bo sama robię makaron. Te z supermarketów się do tego nie nadają – powiedziała nam.
Patriotyzm konsumencki
Robienie zakupów w supermarketach jest wygodne – w jednym miejscu możemy kupić wszystko, od chemii gospodarczej, przez nabiał, warzywa i owoce, mięso, po ubrania, talerze, narzędzia i sprzęt ogrodowy. Problem w tym, że powodowani wygodą de facto wzbogacamy Niemców, Francuzów, Anglików i inne europejskie narody, gdyż to właśnie tam korporacje wyprowadzają zarobione w Polsce pieniądze.
Wielki przemysł, surowce naturalne, sprawne i nieskorumpowane rządy – szczęśliwe te narody, które mogą z nich korzystać. Wystarczy dodać do tego pracowitość mieszkańców danego kraju, a wyjdzie nam kraina mlekiem i miodem płynąca. Jednak nie mniej ważnym czynnikiem decydującym o bogactwie danego narodu jest patriotyzm jego mieszkańców – nie tylko ten „wojenny”, kiedy pokolenie stawia na szali swoje życie w obronie ojczyzny, ale również ten codzienny – konsumencki.
Bogaty Niemiec i biedny Polak
Przeciętny Niemiec kupuje w niemieckich sklepach niemieckie produkty. Wydane przez niego euro wracają do niemieckich przedsiębiorstw i pracowników. Pieniądz krąży w gospodarce, przynosząc korzyści całemu społeczeństwu. Godziwe wynagrodzenia za pracę pośrednio wpływają na jakość niemieckich wyrobów, które następnie są eksportowane za granice kraju. Znajdują tam nabywców, np. Polaków, którzy płacąc za nie dają pracę swoim niemieckim sąsiadom. Dobrze opłacany niemiecki pracownik wydaje następnie zarobione przez siebie pieniądze na niemieckie usługi. Płaci również podatki, które pozwalają realizować inwestycje w obszarach infrastruktury, edukacji, rekreacji itd.
Polacy nie będą tak bogaci jak Niemcy dopóki nie zrozumieją, że wydawane przez nich pieniądze winny wracać do polskich rolników, przedsiębiorców i ich pracowników. Patriotyzm konsumencki to potężne narzędzie. Dysponuje nim każdy z nas i tylko od nas zależy, czy robiąc zakupy pomożemy sami sobie, czy też napełnimy kieszeń naszym europejskim braciom z Zachodu.
Narzekając, że „w Raciborzu budują tylko supermarkety” pamiętajmy, że siła lokalnych przedsiębiorstw (co przekłada się na liczbę miejsc pracy) zależy również od nas - konsumentów. Jeśli nasze złotówki będziemy wydawać na zakup lokalnych produktów i usług, sami przyczynimy się do poprawy kondycji naszych przedsiębiorstw, tworzenia nowych miejsc pracy i podwyższenia pensji. Tylko czy wystarczy nam ku temu chęci i determinacji?
Wojtek Żołneczko
Dzień z życia Polaka
Dla zobrazowania przedstawionej w artykule tezy publikujemy krążący po internecie opis „dnia z życia” Polaka. Być może przekoloryzowany, ale dający do myślenia.
Dzień z życia Polaka. Wstaje rano, włącza japońskie radyjko, zakłada amerykańskie spodnie, wietnamski podkoszulek i chińskie tenisówki, po czym z włoskiej lodówki wyciąga niemieckie piwo. Siada przed koreańskim komputerem i w… amerykańskim banku zleca przelewy za internetowe zakupy w Anglii, po czym wsiada do czeskiego samochodu i jedzie do francuskiego hipermarketu na zakupy. Po uzupełnieniu żarcia w hiszpańskie owoce, belgijski ser i greckie wino wraca do domu. Gotuje obiad na rosyjskim gazie. Na koniec siada na włoskiej kanapie i... szuka pracy w polskiej gazecie – znowu nie ma! Zastanawia się, dlaczego w Polsce nie ma pracy?
Tymczasem we Wrocławiu...
W stolicy Dolnego Śląska powstała kooperatywa spożywcza, która skupia 1500 wrocławian. Kupują oni ekologiczną żywność bezpośrednio od rolników (tych jest 20), bez pośredników. Inicjatywa przywodzi na myśl plany zorganizowania w Raciborzu giełdy rolnej, które ostatecznie spaliły jednak na panewce – jak tłumaczyły władze, dla dużych rolników raciborski rynek zbytu był zbyt mały aby zwiększyć sprzedaż. Decydujące są tu jednak zachowania konsumentów.
Komentarze
5 komentarzy
Aneks masz rację tylko w Polskich marketach trzeba zlikwidować Prezesów i ich piesków z setkami tysięcy wynagrodzenie, Po drugie trzeba zlikwidować dziesiątki związków zawodowych wszyscy ci to są pasożyty nie myślące , to wszystko trzeba zlikwidować a zatrudnić fachowców marketingu . niestety żaden fachowiec nie ma szans i prawa przebicia bo tam rządzą Prezesi i związki zawodowe,i dlatego musztarda kosztuje 4,99zl w Społem polski produkt,,, a niemiecko3, 99zl, w lidlu ,złotówkę możesz tylko jeden raz wydać, i musisz się głęboko zastanowić gdzie, bo patriotyzmu nie idzie ugotować i zjeść z dziećmi. ( ceny podane do przykładu)
Byłoby ideałem gdyby przez zakupy polskich towarów wspieralibyśmy tylko polskich pracowników... Najczęściej jednak polscy pracownicy to "najtańsza siła robocza w Europie". W bułgarskich czy rumuńskich marketach Lidl czy Kaufland co trzeci produkt jest z Polski. Ale nie wiem czy się z tego cieszyć bo w Rumunii czy Bułgarii ludziom nie chciałoby się pracować w mleczarniach czy zakładach przetwórczych za 1200-1600 zł, a w polski pracowity ludek weźmie każdą ofertę i każdą pracę. I niektórzy się jeszcze cieszą jak jakiś Koreańczyk wybuduje tu swoją montownię. Ma po prostu taniej niż w Chinach...
piękny artykuł tylko obecnie w PL mamy sytuację, w której większość zarabia nędznie dlatego sięga się po tanie towary z marketów. faktem natomiast jest, że kupowanie swojego, od swojego pozwala obracać pieniędzmi na swoim rynku.