Robert Myśliwy: Epokę wojnaryzmu mamy już za sobą
Robert Myśliwy, radny miejski dwóch kadencji i kandydat na prezydenta miasta w poprzednich wyborach ocenia Mirosława Lenka i Annę Ronin ubiegających się o fotel włodarza Raciborza w II turze wyborów.
– Po zakończeniu kandencji wycofał się pan z polityki i nie chciał angażować w kampanię kolegów. Dlaczego znany raciborzanin o takim potencjalne politycznym skierował się na boczny tor?
– By działać w polityce, trzeba mieć dwie rzeczy: dobre cele i dobrych ludzi. Polityka to gra drużynowa, a dobry zespół jest gwarantem realizacji ambitnych zamierzeń. Gdy spojrzy się na programy kandydatów, to cele mają imponujące. Chcą rozwoju Raciborza, nowych miejsc pracy, inwestycji i poprawy jakości życia w mieście. Niebagatelne więc wydaje się pytanie o zespół. Ja postanowiłem wycofać się z polityki, gdy stwierdziłem, że ja i moje zaplecze nie gwarantujemy lepszej jakości rządów. Należy iść po władzę po coś, nie tylko dla niej samej.
– Niemal na finiszu walki wyborczej o fotel prezydenta oświadczył pan na swoim facebooku, że poprze Mirosława Lenka. Był pan wcześniej w opozycji, krytykował go. Skąd teraz takie stanowisko?
– Nigdy nie oceniałem Mirosława Lenka jako człowieka, ale krytykowałem go za popełniane błędy. Kontestowałem też niektóre decyzje personalne urzędującego prezydenta. Gdy jednak dziś patrzę na CV obu kandydatów, na ich doświadczenie zawodowe i samorządowe, a nade wszystko na zaplecze polityczne, to w pierwszej kolejności dostrzegam doświadczonego urzędnika i polityka z grupą radnych mających rozeznanie w samorządzie. Postawienie na Mirosława Lenka w mojej opinii gwarantuje miastu w miarę dobrą kontynuację. Patrzę na to jako radny opozycji. Potencjał Anny Ronin to ciekawy program gospodarczy, choć w mojej opinii uszyty nieco na wyrost. Należałoby najpierw dokładnie wczytać się w ustawę o samorządzie gminnym, zanim zarysuje się przed wyborcami tak szerokie perspektywy. Poza tym, stoją za nią ludzie „bez twarzy”, których kandydatka, z jakichś nieznanych mi powodów wciąż nie ujawnia opinii publicznej. Zastanawiają mnie te powody. Wybory samorządowe to nie randka w ciemno.
– Co takiego złego jest w zatajeniu informacji o swoim zapleczu? To przecież działania znane z biznesu, by ukryć je przed konkurencją.
– Już odpowiedziałem na to pytanie. Moim zdaniem dobry samorząd musi być oparty na jawności działań i dobrej komunikacji z ludźmi. U Anny Ronin nie dostrzegam ani jednego, ani drugiego. Jej sztabu nikt nie zna, a raciborzan namawia się, by 30 listopada kupili sobie kota w worku. Czy zatrudniłby pan w redakcji, kogoś, kto na rozmowie kwalifikacyjnej odmawia pokazania swoich referencji? Pani Ronin stara się o pracę u nas – wyborców i nie chce w pełni zaprezentować swojego potencjału. Mnie to co najmniej dziwi, a w zasadzie niepokoi.
– Bije pan tu na alarm, ale może to przesadna podejrzliwość? Pani Ronin zapowiada przecież szereg korzyści dla przedsiębiorczości w mieście.
– Gdyby to było takie proste to – proszę wybaczyć – tylko idiota nie skorzystałby wcześniej z takiej możliwości. W przeciwieństwie do niektórych radnych, ja wcale tak krytyczny wobec obecnego prezydenta i jego zaplecza nie jestem. Wolałbym, by przedsiębiorcy inwestowali w Raciborzu na transparentnych zasadach. Wolałbym, by nowo wybrany prezydent nie miał wobec nich długu wdzięczności. Dostrzegam tu po prostu pewne niebezpieczeństwa. To oczywiście nie oznacza, że Racibórz wolny jest od nich i dziś.
– Kandydatka Mniejszości Niemieckiej zyskała nadspodziewanie dobre poparcie. Może Racibórz potrzebuje zmian?
– Oczywiście, że potrzebuje. Ja jednak nie chcę, by rządził mną ten, czy inny specjalista od reklamy. Potrzebuję prezydenta z krwi i kości, a panią Annę Ronin – przy całym szacunku – postrzegam jako wytwór dobrze poprowadzonego projektu z marketingu politycznego. Wyborcy dotychczas niewiele o niej wiedzieli. Nie bardzo mogą się też dowiedzieć, kto ten projekt wymyślił i kto go finasuje.
– Jak pan widzi współpracę prezydentki z radnymi? Jest pan z wykształcenia politologiem, a przypadek pani Ronin jest wyjątkowy, bo nie wprowadziła do rady nikogo ze swych kandydatów. Tego jeszcze w Raciborzu nie było.
– Do skutecznego rządzenia miastem potrzebny jest prezydent z wizją i rada miasta w przeważającej części podzielająca jego poglądy. Biorąc pod uwagę polityczny skład nowego organu przedstawicielskiego, na dziś nie widzę możliwości, by wokół prezydentki Anny Ronin mogła powstać stabilna koalicja większościowa.
– Mirosława Lenka kojarzy się z Tadeuszem Wojnarem, który budzi w mieście dużo kontrowersji. Wielu wyborców dlatego właśnie nie chce popierać Lenka. Jak pan chce ich przekonać do zmiany zdania?
– Nie zamierzam nikogo przekonywać. Każdy musi rozważyć to we własnym sumieniu. Tegoroczne wybory pokazały, że raciborzanie chcą zmian, a epokę wojnaryzmu mamy już chyba za sobą. Jej ikony znalazły się poza radą. Skład nowego samorządu daje nadzieję na lepszą współpracę i efektywniejszy samorząd. Doceniam duży potencjał nowo wybranych i to z obu stron.
– Pana oświadczenie na facebooku wywołało lawinę komentarzy. Jak Pan radzi sobie z falą krytyki?
– Cóż, żyjemy w wolnym kraju, w którym każdy może oświadczać sobie co zechce. Pani Ronin sugeruje, że można ponieść tego konsekwencje. Ja zważyłem obie kandydatury i wybrałem mniejsze zło. A w Internecie faktycznie próbuje się mnie za to pozbawiać godności; deprecjonowany jest mój dorobek samorządowy. Proszę wybaczyć porównanie, ale jeśli nawet przyjąć za fakt, że rządzi nami satrapa, nie oznacza to jeszcze, że warto do miasta wpuszczać Hunów. A tak niestety zachowują się niektórzy internauci. To jednak bardziej im, niż mnie, wystawia złe świadectwo, niszcząc kulturę polityczną oraz lokalną demokrację. Patrząc w przyszłość będę bazował na pozytywnych komentarzach i to one będą budowały moją wiarę w ludzi.
Rozmawiał Mariusz Weidner
- Wybory Racibórz/powiat raciborski 2014 [WSZYSTKO NA TEMAT WYBORÓW] 142 wiadomości, 317 komentarzy w dyskusji, 346 zdjęć, 3 filmy
Ludzie:
Anna Ronin
Radna Miasta Racibórz
Mirosław Lenk
Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.
Robert Myśliwy
Dyrektor Powiatowego Centrum Sportu w Raciborzu
Komentarze
7 komentarzy
Czy Robert Myśliwy kłamał w kampanii wyborczej 2014 roku kiedy w mediach ukazał się artykuł "Robert Myśliwy: Epokę wojnaryzmu mamy już za sobą"? Dziś w papierowym wydaniu Nowiny Raciborskie czytam wywiad z Dawidem Wacławczykiem, który mówi: "...w pewnym momencie do tych wspólnych rozmów, po stronie naszych przeciwników, dołączyli Tadeusz Wojnar i posłanka Gabriela Lenartowicz.....oni narzucili swoją wolę pozostałym, storpedowali stanowiska szefów klubów..." Minęły 4 lata i nadal Tadeusz Wojnar narzuca komuś swoją wolę a Robert Myśliwy już 4 lata temu twierdził, że to koniec.
Ktoś tu mówi "czas na zmiany", może i tak ale nie na eksperymenty amatorów i dyletantów. Eksperyment może się udać, może nie udać się ale zawsze kosztuje. Warto o tym pamiętać w niedzielnym głosowaniu.
co zaważyło że, główny opozycjonista ,, betonu z wileńskiej " zmienił zdanie, mnie jego argumenty nie przekonują
Argumenty Pana Myśliwego są po prostu merytoryczne, a nie grające na emocjach jak obóz Pani Ronin. Jeśli ktoś myśli, że Pani Ronin po ewentualnej wygranej będzie niezależnie rządzić miastem dla jego dobra, to jest raczej z innej epoki. Kampania tej kandydatki jest prowadzona z dużym rozmachem, co kosztuje spore pieniądze. Powstaje zatem dług wdzięczności, który trzeba będzie spłacić i nikt mi nie powie że nie będzie kupczenia itp spraw. W demokracji już tak jest. Ja nie jestem za tym by zaryzykować i stracić cztery lata. Pani Ronin ze swoim zapleczem może się wykazać współpracą jako radna (na to przecież sama liczy ze strony obozy Lenka), nabrać doświadczenia i potem ewentualnie przejąć stery.
Cytuję "Czy zatrudniłby pan w redakcji, kogoś, kto na rozmowie kwalifikacyjnej odmawia pokazania swoich referencji?" to zręcznie zadane pytanie.
Może powinniśmy zadać takie pytanie: "Czy pracownikowi, który miał otrzymać 2 tygodnie temu zwolnienie dyscyplinarne z pracy bo jest niereformowalny, przez ostatnie kilka lat lat narażał firmę na straty w postaci działań, które nie rozwijały firmy, a wręcz przeciwnie zmniejszyły jej potencjał poprzez zmniejszenie zatrudnienia i tym samym ludzie stracili pracę (musieli wyjechać), zadłużył firmę, m.in. doprowadzał do tego, że marketingowo firma wygląda dziadowsko, nie wykorzystywał optymalnie funduszy UE tak jak to robiły firmy konkurencyjne - czy dałbym mu zamiast zwolnienia i wywalenia na zbity pysk, nagrodę w postaci premii, awansu i przedłużenia umowy na kolejne lata?"
Czy też dobry prezes firmy, szukałby na jego miejsce kogoś, kto wprowadzi nową krew i spróbuje ruszyć z miejsca tą firmę? Nawet jak na początku będzie musiał się kilka miesięcy douczyć i uczestniczyć w szkoleniach.
Niech każdy sobie na to odpowie.
ja się dziwię i wielu moich znajomych
Robert, jesteś na pewno uczciwym człowiekiem, więc ja ci wierzę. mam nadzieję, ze dobrze oceniasz sytuację,