Czternastolatek śmiertelnie poturbowany przez konie [116 lat temu w Nowinach]
Raciborski sąd skazał na karę więzienia ślusarzy, którzy trudnili się... fałszerstwem pieniędzy, pancerna szafa powstrzymała włamywaczy w składzie drewna, a kobieta z Chwałowic zmyślila historię o napadzie... Wszystko to w przededniu prawyborów z 1898 roku. Czym żyli mieszkańcy naszego regionu sprzed wieku?
Ślusarze August i Albert Udolph z Cioska zostali skazani przez sąd w Raciborzu na cztery i dwa lata więzienia. Kara nie ominęła również mistrza ślusarskiego Karol Lipy z Bełku, który był "duszą całej sprawy". Za popełnione przestępstwo fałszerstwa mężczyzna miał spędzić w domu karnym cztery lata - informowała redakcja Nowin Raciborskich w wydaniu gazety z 4 października 1898 roku. Co jeszcze zajmowało mieszkańców regionu sprzed wieku?
Z blizka i z daleka
Z prezentowanych w rubryce "Z blizka i z daleka" wydarzeń bieżących warto wspomnieć o tragedii, do której doszło na stacji w Wodzisławiu, gdzie nadchodzący pociąg spłoszył powożone przez czternastoletniego chłopca konie. - (...) chłopak (...) nie zdołał ich utrzymać, spadł z woza pod koła [powozu - red.] i pokaleczył się na śmierć. W drodze, gdy go niesiono do doktora, przestał żyć - czytamy w dawnych "Nowinach...".
Redakcja nie omieszkała odnotować również przypadku pewnej kobiety z Chwałowic, którą miano napaść nieopodal Żor. Poszkodowana przekonywała, że skradziono jej wszystkie pieniądze, które miała przy sobie, czyli 18 marek i 50 fenigów. Po czasie okazało się, że kobieta całą historię zmyśliła, chcąc wyłudzić pieniądze od "ludzi litościwych".
Z kolei w Raciborzu odnotowano włamanie do składu drzewa Bruschika. Złodzieje sforsowali dwoje drzwi, które stało na ich drodze do pancernej szafy z pieniędzmi, jednak zabezpieczenia tej ostatniej okazały się na tyle skuteczne, że włamywacze musieli obejść się smakiem znalezionych w szufladzie biurka cygar oraz znaczków pocztowych o niewielkiej wartości.
W wyborach głosujemy na katolików!
Październik 1898 roku, podobnie jak ten z 2014 roku, był miesiącem przedwyborczym. W nadchodzących wyborach mieli obywatele wybrać swoich kandydatów w wyborach do sejmu. Choć prawybory w tamtych latach przeważnie nie wywoływały specjalnych emocji, to jednak "takiego spokoju co teraz (...) nie bywało pewnie nigdy". - Czy ten spokój jest zapowiedzią zupełnej zgody, czy też tylko spokojem przed burzą? - czytamy w "Nowinach...".
Redakcja gazety zachęcała swoich Czytelników do głosowania na kandydatów, którzy mieliby wejść do katolickiego stronnictwa Partii Centrum, tj. na sołtysa Jana Gałdę z Bieńkowic oraz ks. dziekana Stankego z Huczyna. Nie szczędzono również gorzkich słów konkurentom z tzw. stronnictwa patriotycznego ("miszmaszu złożonego z protestantów, żydów i katolików"): nadburmistrzowi raciborskiemu Bernertowi i panu Segethowi z Lubomi.
- Tego ostatniego znają nasi Czytelnicy dostatecznie choćby z mowy, jaką się popisał w sejmie. Popis wypadł w tym rodzaju, że doprawdy nie wiemy, jak można go było ponownie postawić na kandydata - pisano. Co do nadburmistrza Bernerta przyznano, że owszem, cieszy się on szacunkiem na swoim stanowisku, ale to jeszcze nie oznacza, aby był odpowiednim kandydatem do sejmu. - My katolicy w powiecie raciborskim, tak Polacy jak Niemcy, będziemy obierali jedynie księdza Stankego z Huczyna i sołtysa Jana Gałdę z Bienkowic! - podkreślono z mocą.
Praca dla dziewcząt
Niezwykle ciekawą dla współczesnego Czytelnika pozostaje ostatnia strona dawnych "Nowin..." z ogłoszeniami drobnymi. Tam można się dowiedzieć, że pan Alfred Frochlich, fabrykant cykoryi, od zaraz chętny był zatrudnić do pracy w swoim zakładzie dwadzieścia dziewcząt. Ucznia chętnego nauki zawodu poszukiwał mistrz krawiecki Leopold Melz z Tworkowa. Z kolei Max Bohm, właściciel zlokalizowanej przy ul. Odrzańskiej w Raciborzu fabryki likierów, zachwalał "koniak znakomity zielonogórski dla chorych do picia z mlekiem".
Wojtek Żołneczko
Fot. fragment ryciny Another dance of Death of the the year 1848 Alfreda Rethela.