środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Z pustego i Salomon nie naleje

30.01.2017 08:18 | 50 komentarzy | kb

Pół miliona złotych - mniej więcej tyle wynosi nowe zadanie, które zostało wprowadzone do budżetu miasta na 2017 rok, budżetu, który został uchwalony miesiąc temu. Radni uchwalili dotację do niepublicznych przedszkoli i klubów malucha (odpowiednik przedszkoli) nie wskazując źródła finansowania. Podjęta uchwała zobowiązuje prezydenta do wpisania zadania do budżetu, na które... nie ma pieniędzy. 

Z pustego i Salomon nie naleje
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Troje radnych z Klubu Wspólnota Samorządowa postanowiło uchwalić nową dotację na dzieci, które korzystają z niepublicznych żłobków i przedszkoli. Iwona Rosińska, Damian Gałuszka i Tadeusz Gorgol uznali za słuszne, że należy wspomóc rodziców dzieci, dla których miejsc zabrakło w publicznych placówkach. Argumentowali, że matki mają problem z podjęciem pracy, ponieważ nie mają gdzie zostawić dzieci.

Pomysł, z którym wszyscy się zgadzają

Dla nikogo w Radzie Miasta nie ulegało wątpliwości, że pomysł ten zasługuje na poparcie. W Jastrzębiu jest tylko jeden żłobek, do którego jest więcej chętnych niż miejsc. Najmłodsi jastrzębianie również mają problemy, żeby dostać się do publicznego przedszkola. Projekt uchwały miał więc swoje merytoryczne uzasadnienie. Jednak uzyskanie przez rodziców dotacji na opłatę dziecka w tych placówkach nie zwiększy ilości miejsc w nich. Nikt z radnych, ani prezydent miasta nie podważają potrzeby pomocy jastrzębskim rodzinom. Problem jednak w tym, że uchwała ta została wprowadzona pośpieszenie bez należytych analiz. Nie wiadomo nawet, jakie dokładnie będą jej koszty. Wprawdzie szacuje się je na około pół miliona złotych rocznie, ale są to dane wstępne.

Komu zabrać?

Radni wprowadzili nowe zadanie do dopiero co niedawno uchwalonego budżetu. Nic dziwnego, że zarzucono im pewną beztroskę, ponieważ nie wskazali skąd mają pochodzić pieniądze na ten szczytny cel. Właśnie na ten aspekt mocno wskazywał podczas sesji skarbnik miasta Dariusz Holesz. Mówił również, że pieniądze na uchwaloną przez radnych dotację mogą pochodzić jedynie z tak zwanych środków bieżących. Zalicza się do nich wynagrodzenia pracowników jednostek samorządowych, dotacje dla organizacji pozarządowych, oświaty, na opiekę społeczną, czy też takie prozaiczne rzeczy jak oświetlenie miasta, sprzątanie i wywóz śmieci. Radni obdarzając dotacją jedną grupę społeczną nie wskazali, komu zabrać, aby zdobyć pieniądze na ten cel. Decyzję tę zostawili prezydentowi miasta. Być może, wtedy, kiedy cięcia staną się faktem, zaczną się od nich dystansować i mówić, że przecież, to nie oni, że chcieli dobrze. Podczas debaty w Radzie Miasta nad tym, skąd wziąć pieniądze na zaproponowany przez nich cel, nikt z autorów uchwały, nie odniósł się do tego ani słowem. A przecież troje radnych ze Wspólnoty Samorządowej to doświadczeni samorządowcy, którzy powinni znać procedurę uchwalania budżetu.

Dotacja i etyka

Podczas debaty nad budżetem poruszono również kwestię etyczne. Odniosła się do tego radna Bernadeta Magiera z Klubu Radnych Dla Jastrzębia.

- Uważam, że to, że pani Rosińska składa projekt na dofinansowanie, podczas gdy sama pełni funkcję dyrektora niepublicznego żłobka i klubu dziecięcego jest niemoralne. To jest występowanie samemu w swojej własnej sprawie. To, że się ma w Radzie większość nie upoważnia do takich zachowań. Poza tym podczas posiedzenia Komisji dowiedziałam się, że rodzice dzieci uczęszczających do żłobka publicznego mają dotację w wysokości ok. 200-250  zł. Dlaczego dzieci w niepublicznych placówkach mają być uprzywilejowane?- mówiła radna.

Wywołana do odpowiedzi radna Iwona Rosińska potwierdziła to, że rzeczywiście pracuje w placówce niepublicznej i nie widzi w tym nic nagannego.

-   Zgadza się, jestem dyrektorem. To nie jest tak, że ukrywam coś takiego. Dlatego poznałam specyfikę działania niepublicznych i żłobków, i klubów dziecięcych. Mieliśmy taką Komisję Edukacji, na którą byli zaproszeni dyrektorzy placówek niepublicznych (żłobki, przedszkola i kluby malucha). Wszyscy ci dyrektorzy zwrócili się do mnie z prośbą o to, aby z taką propozycją wyjść - wyjaśniała.

Trudno posądzić radną Rosińską o to, że działała we własnej sprawie. Jednak była ona jedną z inicjatorek uchwały o dotacjach. Jej aktywność w tym temacie można uznać za działania na rzecz określonej grupy. W tym wypadków dyrektorów takich placówek, do których radna sama się zalicza. Są to działania zgodne z prawem, których celem jest wywarcie wpływu, przekonanie władz, w tym wypadku samorządowych, do podjęcia określonych decyzji. Taka postawa może budzić poważne wątpliwości.

Dotacja i polityka

Wrzucanie do budżetu miasta dodatkowego zadania i to bez wskazania źródła finansowania to niemały problem dla prezydenta miasta i skarbnika. Muszą oni przebudować budżet, aby mieścił się w odpowiednich wskaźnikach i po prostu zamykał. Należy pamiętać, że budżet miasta nie ma możliwości nieograniczonego deficytu, tak jak budżet państwa. Trzeba więc komuś zabrać pieniądze, aby dać komuś innemu. A komu? Tego radni nie chcą wskazać, bo zawsze łatwiej się daje, niż zabiera. I jest się czym pochwalić w kampanii wyborczej. W tej sytuacji pojawia się wątpliwość, na czym radnym zależało bardziej: pomocy rodzinom, które dzieci uczęszczają do placówek niepublicznych, czy wprowadzeniu zamieszania w finansach miejskich. W końcowym efekcie zawsze można winą obarczyć kogoś innego, samemu przegłosowując różne jakże słuszne postulaty. Problem tylko w tym, że kasa miejska nie jest bez dna, a budżet z gumy. Na koniec można jeszcze zapytać, dlaczego radna Rosińska i Klub Wspólnota Samorządowa nie wprowadzili takich zmian w poprzedniej kadencji, kiedy rządziło ich ugrupowanie, na czele z Marianem Janeckim?