Zaczynał pędzlem ze świńskich włosów. O Ludwiku Holeszu, artyście i górniku
320 milionów lat temu na obszarze dzisiejszego Śląska znajdowała się ogromna puszcza z roślinami sięgającymi kilkudziesięciu metrów, ogromnymi owadami i będącymi w fazie rozwoju płazami. Ten świat zafascynował Ludwika Holesza.
Dzisiaj w Świerklanach Dolnych znajduje się niezwykła galeria. Do czasu powstania Śląskiej Galerii Malarstwa „Jan” w Jankowicach było to jedyne miejsce, gdzie ludzie mogli zobaczyć dzieła plastyczne. Przy ul. Kucharzówka znaleźć możemy prawdziwą perełkę artystyczną. Mowa oczywiście o Galerii Holeszów. Miejsce to zapoczątkował Ludwik Holesz, mieszkaniec Świerklan urodzony w Szerokiej, który większość swojego życia spędził na kopalni Moszczenica jako górnik. Na dole, w przerwie między fedrowaniem, przyglądał się zaklętym w węglu roślinom. Te obrazy zachęciły go do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, skąd wziął się węgiel i jak wyglądała okolica w czasach, kiedy rośliny te kołysały się na wietrze. Było to preludium do powstania niezwykłych obrazów, które dziś można podziwiać w galerii.
- Kiedy mój ojciec pracował na kopalni, moja mama pracowała w domu. Pewnego razu zjawił się obwoźny sprzedawca, który zaproponował mojej mamie sprzedaż obrazu ściennego „Noc Wenecji” za 400zł. Jako, że mama miała swoje oszczędności, obraz jej się spodobał i kupiła go. Powiedziała o tym ojcu, kiedy wrócił z pracy. Ten pół żartem-pół serio stwierdził, że mogła raczej kupić mu farby, a on namalował by lepiej. Tak też wziął drewnianą płytę, zwykłą farbę do okien i poprzez dosypywanie do farby sadzy otrzymał różne odcienie szarości. Pędzle zrobił sobie ze świńskiego włosia, bo sąsiad hodował świnie. Tak zaczął malować. Najpierw pejzaże, widoki, portrety na zamówienie – mówi Weronika Holesz-Kurzydym, córka Ludwika i obecnie opiekun galerii.
Żona z talentem
W 1963r. po raz pierwszy zakupił farby i zaczął tworzyć kolorowe obrazy. W 1968r. odbyła się w Krakowie w Akademii Górniczo-Hutniczej pierwsza wystawa prac Holesza. Wtedy odniósł swój pierwszy sukces. Od tej pory nastąpiło stale rosnące zainteresowanie jego twórczością. Krakowska wystawa dała początek kolejnym. W sumie Holesz uczestniczył w ok. 70 wystawach krajowych i zagranicznych. Zdobył złoty medal na światowej wystawie sztuki. W 1979 Ludwik Holesz przeszedł na emeryturę. Wolny czas poświęcił malowaniu i realizacji marzenia jakim było urządzenie we własnym domu galerii malarstwa. Pomysł udało się zrealizować i w Barbórkę 1985 roku nastąpiło otwarcie Galerii Sztuki Rodziny Holeszów. Od tego czasu miejsce zaczęli odwiedzać goście ze Świerklan, ludzie władzy i dygnitarze zagraniczni. Wszyscy zakochali się w sztuce Holeszów. Także żona Ludwika, Agnieszka Holesz, przypadkiem odkryła w sobie talent. - Pewnego dnia mama otrzymała sporo włóczki, aby uszyć nam szaliki. Za namową taty postanowiła zrobić wyszywany obraz. Tak to się zaczęło – mówi Weronika Holesz-Kurzydym. Obecnie jedno z pomieszczeń galerii poświęcone jest twórczości Agnieszki Holesz. Jej obrazy przedstawiają często zwyczajne życie ludzi, a odznaczają się wyjątkowym realizmem.
Za obraz dostał fiata
Twórczość Ludwika Holesza nazywana jest przez niektórych znawców malarstwem naiwnym, czy inaczej prymitywizmem. Taki termin najczęściej używany jest w stosunku do dzieł artystów samouków, pasjonatów, a także osób niepełnosprawnych czy chorych. W obrazach Holesza odnajdujemy bardzo wiele elementów wpasowujących się w wizję świata sprzed milionów lat. Jest bujna roślinność, są zwierzęta rodem z Parku Jurajskiego. Cała twórczość Ludwika Holesza opierała się na jego wizjach i wyobrażeniach, połączonych z wiedzą, którą przekazywali mu specjaliści. Oprócz wizji świata w okresie karbonu, Holesz malował także planety i życie w kosmosie. W głównej sali jego galerii znajduje się ogromny obraz na suficie, obrazujący życie w kosmosie. Ludwik Holesz wraz z rodziną często podróżował do innych państw, gdzie wystawiane były jego dzieła. Obrazy jego autorstwa znajdują się obecnie w wielu zagranicznych muzeach i prywatnych kolekcjach, m.in. królowej Wielkiej Brytanii Elżbiety II. Ciekawa anegdota dotyczy jego pobytu w Niemczech, gdzie w zamian za organizację wystawy zaproponowano Holeszowi samochód. - Ojciec był bardzo skromny. Wzięli go do salonu, gdzie mógł wybrać takie auto jakie się mu spodobało. Były różne, bmw, mercedesy, ale ojciec wybrał fiata 125, produkowanego w Polsce na włoskiej licencji. To był 1978 rok. Gospodarz dwukrotnie pytał tatę, czy na pewno, ale był zdecydowany – wspomina Weronika Holesz-Kurzydym. Twórczość Holesza zaprowadziła go m.in. do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Do Świerklan natomiast przyjeżdżali często zagraniczni goście, jak np. dygnitarz z Haiti.
Nowe pokolenie
Odrębną gałęzią twórczości Holeszów są maski. Drewniane, gipsowe, betonowe. Ten talent przejęła po Ludwiku właśnie jego córka Weronika. Oprócz tworzenia masek również maluje, choć jej obrazy są bardzo symboliczne. To wizje złożoności czlowieka, przemijania i różnych energii przenikających świat. Kiedy Weronika miała 8 lat, pod nieobecność rodziców miała obierać ziemniaki. To tak ją zaabsorbowało, że z każdego ziemniaka wyrzeźbiła głowę. - Byliśmy chyba pierwszą na świecie rodziną, która jadła na obiad rzeźbione ziemniaki – śmieje się dzisiaj pani Weronika, która artystycznym bakcylem zaraziła również swojego syna Karola. Karol przez pierwsze lata życia malował nitką moczoną w tuszu pod okiem dziadka Ludwika, który przekazywał mu swoją wizję świata i filozofię. Dzisiaj Karol tworzy nadal, a jego dzieła od razu przykuwają wzrok ferią barw i symetrycznych wzorów. To jakby styl Ludwika Holesza poddany naturalnemu procesowi ewolucji, którym malarz był tak zainteresowany. Dzisiaj niestety galeria Holeszów niszczeje, głównie z powodu braku ogrzewania oraz pomocy ze strony gminy. Prawdziwa perełka artystyczna i jednocześnie materialny fragment lokalnej historii może przestać istnieć. Być może znajdzie się ktoś, kto będzie skłonny pomóc i galeria Holeszów znów zaświeci dawnym blaskiem. Tym bardziej, że w 2014 roku przypada 15. rocznica śmierci Ludwika Holesza.
Szymon Kamczyk
tekst z archiwum Tygodnika Rybnickiego