Weekend zjechał na weekend do Nędzy
O blaskach i cieniach popularności, najnowszym klipie kręconym w Czerwionce i luksusach bycia gwiazdą opowiada lider zespołu weekend – Radek Liszewski.
- Zespół Weekend ma długi weekend jak zwykle pracowity?
- Mamy to szczęście że Weekend jest u nas przez cały tydzień, a tak na poważnie to od środy jesteśmy na walizkach bo codziennie aż do niedzieli gramy koncerty.
- To jest cena którą trzeba zapłacić za popularność?
- Rzeczywiście mało jesteśmy w domu. Ostatnio doszliśmy z chłopakami do wniosku, że więcej czasu spędzamy ze sobą niż ze swoimi rodzinami. Zawsze marzyłem o tym żeby grać na scenie. Taką drogę wybrałem i tak żyć chciałem.
- Śpiewa pan: Nie jestem święty, w życiu mam zakręty... To ile ich już było?
- To tylko piosenka. Nigdy nie znalazłem się na takim zawodowym zakręcie. Nawet przez chwilę nie zastanawiałem się nad tym czy warto dalej śpiewać. Miałem to szczęście że moje marzenia się spełniły i jestem teraz w tym miejscu, w którym zawsze chciałem być.
- W teledysku do piosenki „Męska rzeczywistość” spędza pan czas na jachcie w towarzystwie pięknych kobiet. Jak dalece ten świat odbiega od codzienności?
- Ludzie chcą oglądać bajkę więc im ją dajemy. W naszych teledyskach dostają namiastkę tego, czego zwykły zjadacz chleba nie zobaczy na co dzień. Jachty, luksusy, drogie samochody i piękne kobiety przyciągają oko i cieszą. I o to przecież chodzi. A w rzeczywistości to chciałbym być tak bogaty, jak mówią o mnie ludzie, albo przynajmniej mieć połowę tego. Na pewno wystarcza nam od pierwszego do pierwszego, ale milionerem nie jestem. Gdybym napisał piosenkę „Ona tańczy dla mnie” w Stanach, to bym nim pewnie był, ale żyję w Polsce.
- Czy to prawda, że ostatni teledysk kręciliście w Czerwionce?
- Tak, do naszej najnowszej piosenki „Będziesz na zawsze”. Skorzystaliśmy z tamtejszego domu kultury, ponieważ firma Respekt Media, która zajęła się produkcją naszego klipu zaproponowała to miejsce. Szukaliśmy takiej przestrzeni, w której trochę lewitujemy, spadamy w przepaść, odlatujemy...
- Jak już mówimy o odlotach, to niedawno byliście za oceanem.
- Dwa tygodnie temu wróciliśmy ze Stanów i Kanady. Byliśmy w New Jersey, Newark, New Britan, Cliveland, Chicago, Toronto...
- Myśleliście o tym by nagrać płytę w języku angielskim?
- Dostaliśmy od wielkiej niemieckiej wytwórni propozycję nagrania „Ona tańczy dla mnie” w języku angielskim. Tak powstała piosenka „She dances for me” i nic wielkiego się nie zadziało, więc na razie nie planuję podbijać innych rynków.
(OK)
Cały wywiad ukaże się we wtorkowym wydaniu „Nowin Raciborskich”