Niedziela, 7 lipca 2024

imieniny: Estery, Metodego, Kiry

RSS

Marudzące krążowniki

16.01.2014 14:39 | 1 komentarz | (q)

Chyba będę musiała zacząć medytować lub brać silne leki uspokajające. Gotuje się we mnie i nie mogę już  tego słuchać: Zosiu, nie wchodź tam bo spadniesz, Antoś, nie dotykaj to mokre, Żabciu wychodź z piasku bo idziemy na zajęcia, wypij mleczko pani z japońskiego czeka... i tak cały czas.

Marudzące krążowniki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Cóż to się porobiło? Z początku myślałam, że to ja jestem jakaś dziwna. Zaniedbuję moje dziecko bo nie wiszę nad nim, nie biegam krok za krokiem broniąc przed wszystkim i wszystkimi jak lwica i nie posyłam na pięć zajęć w tygodniu, w tym balet, koszykówkę, tenis, suahili i jogę. Przyznaję, że był moment kiedy uległabym tej pokusie, jednak opamiętało mnie moje osobiste dziecko – Mamo ja po prostu chcę się trochę z Tobą pobawić.

Coś się zmieniło. Od trzech lat intensywniej niż zwykle obserwuję zmieniające się zachowanie rodziców. Cieszy mnie bardzo, że wreszcie tatuśkowie są tatuśkami, jednak proporcjonalnie do tego niepokoi mnie to, że szczególnie my matki zaczynamy nasze dzieci traktować bardzo przedmiotowo i emocjonalnie. Oczywiście, że kochamy je ponad życie jednak musimy też przyznać, że stanowi ono dla nas rzadki i cenny artykuł, a całe nasze życie kręci się wokół niego. Dlatego wszystko musi być perfekcyjne, dla dziecka, wszystkie drzwi otwarte a problemy zlikwidowane w zarodku.

Rodzic helikopter

Dlaczego pozwalasz dziecku skakać z tej ławki, usłyszałam od koleżanki – Bo potrafi - odpowiedziałam krótko, otrzymując w repecie ochrzan, że pokazuje ono innym jak można się skaleczyć. Zaproponowałam żeby nauczyła dziecka skakać z ławki wtedy zdobywając tę umiejętność z pewnością się nie skaleczy. Nie wiem czy mnie posłuchała ale takich rodziców jest wiele. Krążą nad swoimi pociechami niby helikoptery, patrolują każdy krok rozwoju. Chcąc je kontrolować kupują przedszkolakowi komórkę i nadzorują czy aby spełnił wszystkie wymogi i obowiązki. Wiszą nad dzieckiem jak helikopter ratunkowy wykonując nierzadko samemu jego zadania. Nie pozwolą zaliczyć upadku, nieustannie pomagają, kierują i chronią nawet wtedy, gdy nie ma takiej potrzeby. Wystarczy się rozglądnąć i zobaczysz jak śmigają.

Żaden problem?

Rodzice helikoptery i ich nadopiekuńcze rodzicielstwo  formują dzieci egoistyczne,  agresywne i sfrustrowane okazujące złość często poza domem, skupione tylko na sobie. Takie dziecko nie mające żadnych problemów w dzieciństwie będzie ich miało z pewnością proporcjonalnie więcej w dorosłym życiu a w efekcie końcowym może okazać się aspołeczne i bardzo samotne. Nadopiekuńczość i interwencja soft czy radykalna upokarza i zadusza dziecko, onieśmiela go i sprawia, że straci wiarę w siebie i we własne siły. Lepiej więc zostaw helikopter w hangarze i naucz je skakać.

Epoka dziecka zarządzanego

Ale to jeszcze nic. Oprócz nieustannego krążenia nad naszymi pociechami zapędzamy je w stresie z jednych zajęć dodatkowych na następne. Wypełniamy im czas nierzadko tak szczelnie, jakby miały pracę na cały etat. Presja żeby od samego początku kształtować dziecko jest dzisiaj silniejsza niż kiedykolwiek i ogarnia nas coraz bardziej. W ten sposób jednak nie wychowamy wybitnego dziecka i nie pomożemy mu w odkrywaniu własnych pasji. Dzieci mające więcej niż trzy dodatkowe zajęcia w tygodniu są po prostu przepracowane. Szkoła, lekcje, zajęcia – grafik wypełniony aż po brzegi co w konsekwencji odbija się wyraźnie na dziecku. Bombardowane w szkole i na zajęciach mnóstwem obrazów, dźwięków i emocji ma coraz mniej czasu na ich przetworzenie i nie radzi sobie z nimi. Zmęczone nie uczy się, efektem tego jest to, że wszystkie zajęcia nie przynoszą oczekiwanych wyników, to z kolei frustruje dziecko oraz rodzica, który z pewnością wydaje na nie mnóstwo pieniędzy. Patrząc na ten wyścig szczurów nie dziwi mnie, że mamy dzieci nadpobudliwe, depresyjne, z zaburzeniami łaknienia i notorycznie zmanierowane i marudne.

Powolny rodzic

Obserwując ten rozwój również w naszym mieście, zauważyłam dwa trendy. Jeden - rodzice zostawiający dzieci przed telewizorem i komputerem. Drugi - rodzice przeciwni telewizorom którzy uważają, że żeby m.in. temu zapobiec trzeba dziecku zapełnić całe dnie dodatkowymi zajęciami. Nierzadko żeby mieć chwilę czasu dla siebie. Okazuje się, że tacy rodzice nie bawią się razem z dzieckiem, nie rozmawiają z nim i nie mają wspólnych pasji.

Na szczęście jest też inny trend – slow parenting który narodził się w odpowiedzi na helikoptery, komputery i fastfoody. Trend ten wymaga od nas zwolnienia tempa, poświęcania dziecku czasu na rozmowy, aktywnego uczestniczenia w jego życiu, wspierania aktualnych pasji a nie zmuszanie do wybrania życiowej drogi w wieku 5 lat. Powolne rodzicielstwo nie wymaga planowania dnia dziecku. Dzieci muszą mieć wolny czas na kreatywną zabawę patykiem, ponudzenie się i zbieranie kamyków do kubeczka. Beztroskie dzieciństwo to naładowanie baterii na całe życie.

Jestem slow

Rozmyślając nad tym wszystkim przyznaję rację i nie ukrywam, że dość mam tych pogoni, chcę spokojnie i powoli nacieszyć się dzieciństwem mojego dziecka. Pomaga mi w tym moja osobista regułka: odpuszczam, szanuję zdanie dziecka, nie oczekuję perfekcji, ufam swojej intuicji i pozwalam na lenistwo. Jeżeli uważasz, że nie zapewniam mojemu dziecko dostatecznych możliwości rozwoju, jestem niezaangażowana i leniwa – przeczytaj koniecznie „Pod presją” Carla Honoré i zwolnij.

kk